-Co ci powiem to ci powiem, ale masz całkowitą racje.-powiedział siadając na sąsiednim fotelu.
-Jak bym nie wiedziała.
-Masz szczęście, że właśnie skończyłem się uczyć.
-Jak mi przykro.
-Wygram, a wtedy ty...
-Co ja?
-Właśnie jeszcze tego nie wymyśliłem.
-Oj jak mi smutno z tego powodu. Tak, że tryskam szczęściem.
-Zaraz będziesz tryskać jeszcze więcej.-powiedział zabrał mi cud techniki i posadził sobie na kolanach.-Wiesz, że cię kocham.
-Wiem, a wiesz, że ja ciebie też i to bardziej.
-Tak już chciałabyś.
-Ja nie chcę ja to stwierdzam.
-Przestań mnie wkurzać.-powiedział.
-Okey. Mam czyli mam nowe zajęcie wkurzanie mojego ukochanego.
-Hahah. Bardzo śmieszne. Wiesz co po co ja ci dawałem te kluczyki.
-I tak wiem, że mnie nie wygonisz.
-No ależ oczywiście, że nie.-później na swoich ustach złożyliśmy namiętne pocałunki.
Kiedy wreszcie po upływie nie wiem ilu słodkich chwil. Ja wzięłam swojego laptopa i rzuciłam się wraz z nim na łóżku. Nie wiem od czego, ale dostałam takiej weny, że pisałam jak najęta oraz uśmiechałam się do monitora. Kiedy miałam chwilę przerwy. Spojrzałam w ciemność za oknem. Teraz mam odpowiedzi na wszystkie nurtujące mnie pytania z wcześniej. Czy jestem gotowa na związek? Tak. Czy kocham Fabiana? Tak. Czy wiąże z nim plany na przyszłość? Tak, lecz wiem Taylor to -podstępny debilna którym teraz będę się odgrywać. Zaczęłam pisać dalej. Moje palce tańczyły po klawiaturze, a w moim umyśle ciągle pojawiały się nowe pomysły na dalszy rozwój zdarzeń. Kiedy spojrzałam na zegarek była szósta. Podniosłam swoje ociężałe ciało i ruszyłam pod prysznic. Wzięłam tym razem długi gorący natrysk wodny. Po tym boskim odprężeniu wyszłam otulona puchatym ręcznikiem. Podeszłam do szafy wybrałam z niej czarne wysokie szpilki, czerwoną bluzkę z koronką, granatowe spodnie i czarną skórę. Zaczęłam pakować mozolnie książki do torby. Kiedy skończyłam zeszłam powolnie ze schodów po czym wzięłam kluczyki do samochodu. Zdążyłam wyjść przed dom.
-A gdzie ty się wybierasz?-powiedział Fabian obejmując mnie w pasie.
-Do szkoły.
-Jeszcze za wcześnie to po pierwsze, a po drugie jedziemy moim wozem.
-Że niby kto tak zadecydował?
-Ja.
-A pytałeś się mnie o zdanie?
-Nie, ale i tak wiem, że się zgodzisz.
-Jesteś za pewny siebie.
-Nie po prostu wiem na co pozwalasz.
-Mam serio dość tego, że mnie znasz aż tak dobrze.
Dzień w szkole mijał szybko kiedy wróciliśmy do domu zdążyliśmy usiąść Za oknem usłyszeliśmy szelest...
Obserwatorzy ^^
czwartek, 27 czerwca 2013
środa, 26 czerwca 2013
Rozdział 13
Rozejrzał się i zobaczył puste pułki.
-Gdzie są twoje rzeczy?-zapytał z niedowierzaniem.
-Było włamanie, a ja byłam w galerii.
-Co nie poczułaś tropu?-zapytał ze zdziwieniem w oczach.
-Nie wiem jak to się stało, ale nie.
-Idziesz do mnie mieszkać, ale to już.-powiedział.
-Nie to mój rodzinny dom.
-Nie ma żadnego, ale.-powiedział przerzucił mnie przez ramię i zaniósł mnie swoim przyspieszeniem. Połknął przynętę. Uśmiechnęłam się do siebie. Zdążył mnie postawić i od razu otworzył drzwi.-Co to do cholery jest?-zapytał z niedowierzaniem w oczach.
-Oczekiwałam innej reakcji, ale zawsze mogę wrócić do swojego dawnego mieszkania.
-Ani mi się waż, więc jednak się zdecydowałaś-przyciągając mnie do siebie.
-Skoro mam tutaj własną sypialnie, garderobę, łazienkę i pokój do pracy. To czemu nie.
-Już rozumiem dlaczego nie było cię w szkole i nie dawałaś znaku życia.
-Brawo-powiedziałam i pocałowałam go przelotnie.
-Ty powinnaś być sławną aktorką.
-Wiem, a teraz daj mi spokój, bo muszę nadrobić zaległości z materiałem.
-Ja już mam tysiąc sposobów na przeszkadzanie ci.
-Tak w ogóle jutro jest sprawdzian z chemii?-powiedziałam.
-Tak. Nie musisz się uczyć i tak ci świetnie pójdzie.-powiedział obejmując mnie w żelaznym uścisku.
-Mam pomysł po ścigajmy się w umiejętnościach intelektualnych.
-Ty jesteś strasznie podstępna.
-Wymiękasz?
-Nie, ale co jest stawką za gorszą ocenę z twojej strony?
-Nie wiem. Może to, że osoba musi wykonać jedną czynność, którą chcę jej druga połówka.
-Zgadzam się.
-Wiem, że masz zbereźne myśli.
-O tak. Nie ustalałaś reguł.
-Wiem. Wierzę w swoje możliwości.-powiedziałam.
-Tylko pamiętaj punkty też się liczą.-powiedział kiedy kierowałam się do swojego azylu w tym domu.
-Of corse.
Zaczęłam wkuwać muszę go pokonać. Jednak po godzinie niepełnej byłam nauczona. Puściłam muzykę z wieży i powróciłam do lektury, którą Fabian mi bezczelnie przerwał. Nawet nie zauważyłam, że się uśmiecham do siebie. Po kilkudziesięciu stronach znudziłam się tym zajęciem. Zeszłam na dół. Gdzie Fabian pogłębiał swoją wiedzę chemiczną. Ja sama poszłam po laptopa. Usiadłam na przeciwko niego i zaczęłam pisać moją książkę kryminalną.
-Możesz przestać?-zapytał wkurzony Fabian.
-Co ja niby robię?
-Nie ty nigdy nic nie robisz.
-No co ja tylko sobie grzecznie siedzę.
-Uwierz to wystarczy.-powiedział z oburzeniem.
-To jest nie fair.
-Życie jest nie fair.-powiedziałam.
-Zapomniałaś mi już nie żyjemy teoretycznie.
-Ucz się!-powiedziałam.
-Nie dam rady dopóki stąd nie wyjdziesz.
-Zaraz wracam-powiedziałam i wpadłam do pokoju założyłam krótkie jeansowe spodenki i czerwoną bluzkę bez ramiączek. Usiadłam znowu wygodnie w fotelu z laptopem na kolanach.
-Czyli tak sobie pogrywasz?-powiedział z zawadiackim uśmieszkiem na ustach.-Teraz ja ci poprzeszkadzam.
Powiedział i w jednej chwili zdjął koszulkę, a w drugiej wodził nosem po mojej szyj. Jednak ja dzielnie powstrzymywałam się i ani trochę mi to nie przeszkadzało.
-Jak ty możesz nie wzruszenie to wytrzymywać?-zapytał ze zdziwieniem.
-Wiesz co to samokontrola.
-Wiem i umiem ją stosować, ale nie przy tobie.
-Oj biedaczek-powiedziałam nabijając się z niego.
-Teraz to będzie foch forever.
-Na 5 sekund?
-Hmm.. Raczej pięć dekad.
-I tak ci nie wierzę. Nie wytrzymasz nawet godziny nie odzywając się do mnie.
-Serio?
-Tak.
-Co ci powiem to ci powiem, ale masz...
-Gdzie są twoje rzeczy?-zapytał z niedowierzaniem.
-Było włamanie, a ja byłam w galerii.
-Co nie poczułaś tropu?-zapytał ze zdziwieniem w oczach.
-Nie wiem jak to się stało, ale nie.
-Idziesz do mnie mieszkać, ale to już.-powiedział.
-Nie to mój rodzinny dom.
-Nie ma żadnego, ale.-powiedział przerzucił mnie przez ramię i zaniósł mnie swoim przyspieszeniem. Połknął przynętę. Uśmiechnęłam się do siebie. Zdążył mnie postawić i od razu otworzył drzwi.-Co to do cholery jest?-zapytał z niedowierzaniem w oczach.
-Oczekiwałam innej reakcji, ale zawsze mogę wrócić do swojego dawnego mieszkania.
-Ani mi się waż, więc jednak się zdecydowałaś-przyciągając mnie do siebie.
-Skoro mam tutaj własną sypialnie, garderobę, łazienkę i pokój do pracy. To czemu nie.
-Już rozumiem dlaczego nie było cię w szkole i nie dawałaś znaku życia.
-Brawo-powiedziałam i pocałowałam go przelotnie.
-Ty powinnaś być sławną aktorką.
-Wiem, a teraz daj mi spokój, bo muszę nadrobić zaległości z materiałem.
-Ja już mam tysiąc sposobów na przeszkadzanie ci.
-Tak w ogóle jutro jest sprawdzian z chemii?-powiedziałam.
-Tak. Nie musisz się uczyć i tak ci świetnie pójdzie.-powiedział obejmując mnie w żelaznym uścisku.
-Mam pomysł po ścigajmy się w umiejętnościach intelektualnych.
-Ty jesteś strasznie podstępna.
-Wymiękasz?
-Nie, ale co jest stawką za gorszą ocenę z twojej strony?
-Nie wiem. Może to, że osoba musi wykonać jedną czynność, którą chcę jej druga połówka.
-Zgadzam się.
-Wiem, że masz zbereźne myśli.
-O tak. Nie ustalałaś reguł.
-Wiem. Wierzę w swoje możliwości.-powiedziałam.
-Tylko pamiętaj punkty też się liczą.-powiedział kiedy kierowałam się do swojego azylu w tym domu.
-Of corse.
Zaczęłam wkuwać muszę go pokonać. Jednak po godzinie niepełnej byłam nauczona. Puściłam muzykę z wieży i powróciłam do lektury, którą Fabian mi bezczelnie przerwał. Nawet nie zauważyłam, że się uśmiecham do siebie. Po kilkudziesięciu stronach znudziłam się tym zajęciem. Zeszłam na dół. Gdzie Fabian pogłębiał swoją wiedzę chemiczną. Ja sama poszłam po laptopa. Usiadłam na przeciwko niego i zaczęłam pisać moją książkę kryminalną.
-Możesz przestać?-zapytał wkurzony Fabian.
-Co ja niby robię?
-Nie ty nigdy nic nie robisz.
-No co ja tylko sobie grzecznie siedzę.
-Uwierz to wystarczy.-powiedział z oburzeniem.
-To jest nie fair.
-Życie jest nie fair.-powiedziałam.
-Zapomniałaś mi już nie żyjemy teoretycznie.
-Ucz się!-powiedziałam.
-Nie dam rady dopóki stąd nie wyjdziesz.
-Zaraz wracam-powiedziałam i wpadłam do pokoju założyłam krótkie jeansowe spodenki i czerwoną bluzkę bez ramiączek. Usiadłam znowu wygodnie w fotelu z laptopem na kolanach.
-Czyli tak sobie pogrywasz?-powiedział z zawadiackim uśmieszkiem na ustach.-Teraz ja ci poprzeszkadzam.
Powiedział i w jednej chwili zdjął koszulkę, a w drugiej wodził nosem po mojej szyj. Jednak ja dzielnie powstrzymywałam się i ani trochę mi to nie przeszkadzało.
-Jak ty możesz nie wzruszenie to wytrzymywać?-zapytał ze zdziwieniem.
-Wiesz co to samokontrola.
-Wiem i umiem ją stosować, ale nie przy tobie.
-Oj biedaczek-powiedziałam nabijając się z niego.
-Teraz to będzie foch forever.
-Na 5 sekund?
-Hmm.. Raczej pięć dekad.
-I tak ci nie wierzę. Nie wytrzymasz nawet godziny nie odzywając się do mnie.
-Serio?
-Tak.
-Co ci powiem to ci powiem, ale masz...
wtorek, 25 czerwca 2013
Rozdział 12
-Miło mi wiedzieć. Tak ogólnie zamieszkamy razem?
-Co?!
-Zamieszkamy razem.
-Jesteśmy ze sobą od dwóch godzin.
-Czyli, że za wcześnie?
-O wiele.
-Pamiętaj drzwi od domu są dla ciebie zawsze otwarte.
-To daj mi do nich klucze.-powiedziałam knując plan.
-Spoko. Jak będziemy na stacji paliw.
-Okey, a właśnie tam dojechałam.-powiedziałam zatrzymując samochód. Rozłączyłam połączenie i wysiadłam z samochodu. Nie zdążyłam zatankować, a Fabian już był przy mnie-Kluczyki.
-A co będę miał z tego, że ci je dam?-wymruczał.
-Ty mnie tutaj nie czaruj. Wiesz na pewno coś uzyskasz.-powiedziałam zadziornym tonem.
-Co?
-To zależy jak się będziesz sprawował w tej nowej zacnej roli.
-Ale ty jesteś podstępną manipulator ką.
-Wiesz u mnie to normalne. Mówiłam, że jestem skomplikowana.
-A ja podjąłem się wyzwania.
-Więc teraz nie jęcz.
Powiedziałam i wsiadłam do auta żeby ruszyć w dalszą drogę.
***Cztery godziny później***
Siedziałam sobie spokojnie w domu przy oknie. Kiedy usłyszałam do niego pukanie. Od razu wiedziałam, że to Fabian. Pospiesznie otworzyłam wejście.
-Już się stęskniłeś?-powiedziałam z uśmiechem.
-Oczywiście za tobą zawsze-powiedział dając mi buziaka w polik.-Co planujesz na jutro?
-Yyy... Wielkie sprzątanie, bo tu uwierz mi skarpetki umieją chodzić, a nawet tańczyć.
-Może ci pomóc?
-W sprzątaniu?!-popatrzyłam się na niego zdziwiona.
-A czemu nie?
-Który normalny facet chcę pomagać z własnej woli w sprzątaniu?
-Czy kiedykolwiek wspominałem, że jestem normalny.
-No też prawda.
-No więc sama widzisz.
-Ja nie widzę tylko słyszę.-powiedziałam.
***Trzy godziny żmudnego sprzątania później***
\Padliśmy równo na kanapę.
-Wiesz łatwiej by było jeden sprzątać.
-Popieram.
-Więc co zgadzasz się na przeprowadzkę.
-Tego nie powiedziałam.
-Proszę-powiedział łapiąc mnie swoimi silnymi ramionami i posadził na kolanach.
-Nie ubłagasz mnie w ten sposób.
-Wiem, ale zawsze warto próbować. Nauczyłaś mnie nadziei.
-Uuu nie wiedziałam. Mam pytanie?
-Jakie?
-Kto wymyślił twoje wielkie wejście przez okno?
-Więc, ja przyszedłem do Johna i spytałem się czy jesteś. Odpowiedź była pozytywna chciałem wejść, a on powiedział "Stary przez drzwi nie możemy cię wpuścić, ale wbijaj przez okno".
-Zabiję go.
-Ej dzięki niemu jesteśmy teraz razem.
-Oj tam wiem, ale i tak go zniszczę.
-Nie, bo się obrażę.
-Nie wydaje mi się. A tak w ogóle muszę jechać na zakupy.
-W tym ci już nie będę towarzyszył. Widzimy się jutro w szkole, a i dzisiaj mnie nie będzie muszę jechać parę ważnych spraw związanych z opłatami za różne rzeczy.
-Oki. Ufam ci, ale nie zawiedź mnie.-powiedziałam.
Później czekał mnie tylko namiętny pocałunek w którym poznawaliśmy wnętrze jamy ustnej. Kiedy otworzyłam oczy i już go nie było.
***Dwa dni później***
-Czemu ciebie nie było w szkole?-powiedział Fabian wparowując do mojego domu. Rozejrzał się i zobaczył...
-Co?!
-Zamieszkamy razem.
-Jesteśmy ze sobą od dwóch godzin.
-Czyli, że za wcześnie?
-O wiele.
-Pamiętaj drzwi od domu są dla ciebie zawsze otwarte.
-To daj mi do nich klucze.-powiedziałam knując plan.
-Spoko. Jak będziemy na stacji paliw.
-Okey, a właśnie tam dojechałam.-powiedziałam zatrzymując samochód. Rozłączyłam połączenie i wysiadłam z samochodu. Nie zdążyłam zatankować, a Fabian już był przy mnie-Kluczyki.
-A co będę miał z tego, że ci je dam?-wymruczał.
-Ty mnie tutaj nie czaruj. Wiesz na pewno coś uzyskasz.-powiedziałam zadziornym tonem.
-Co?
-To zależy jak się będziesz sprawował w tej nowej zacnej roli.
-Ale ty jesteś podstępną manipulator ką.
-Wiesz u mnie to normalne. Mówiłam, że jestem skomplikowana.
-A ja podjąłem się wyzwania.
-Więc teraz nie jęcz.
Powiedziałam i wsiadłam do auta żeby ruszyć w dalszą drogę.
***Cztery godziny później***
Siedziałam sobie spokojnie w domu przy oknie. Kiedy usłyszałam do niego pukanie. Od razu wiedziałam, że to Fabian. Pospiesznie otworzyłam wejście.
-Już się stęskniłeś?-powiedziałam z uśmiechem.
-Oczywiście za tobą zawsze-powiedział dając mi buziaka w polik.-Co planujesz na jutro?
-Yyy... Wielkie sprzątanie, bo tu uwierz mi skarpetki umieją chodzić, a nawet tańczyć.
-Może ci pomóc?
-W sprzątaniu?!-popatrzyłam się na niego zdziwiona.
-A czemu nie?
-Który normalny facet chcę pomagać z własnej woli w sprzątaniu?
-Czy kiedykolwiek wspominałem, że jestem normalny.
-No też prawda.
-No więc sama widzisz.
-Ja nie widzę tylko słyszę.-powiedziałam.
***Trzy godziny żmudnego sprzątania później***
\Padliśmy równo na kanapę.
-Wiesz łatwiej by było jeden sprzątać.
-Popieram.
-Więc co zgadzasz się na przeprowadzkę.
-Tego nie powiedziałam.
-Proszę-powiedział łapiąc mnie swoimi silnymi ramionami i posadził na kolanach.
-Nie ubłagasz mnie w ten sposób.
-Wiem, ale zawsze warto próbować. Nauczyłaś mnie nadziei.
-Uuu nie wiedziałam. Mam pytanie?
-Jakie?
-Kto wymyślił twoje wielkie wejście przez okno?
-Więc, ja przyszedłem do Johna i spytałem się czy jesteś. Odpowiedź była pozytywna chciałem wejść, a on powiedział "Stary przez drzwi nie możemy cię wpuścić, ale wbijaj przez okno".
-Zabiję go.
-Ej dzięki niemu jesteśmy teraz razem.
-Oj tam wiem, ale i tak go zniszczę.
-Nie, bo się obrażę.
-Nie wydaje mi się. A tak w ogóle muszę jechać na zakupy.
-W tym ci już nie będę towarzyszył. Widzimy się jutro w szkole, a i dzisiaj mnie nie będzie muszę jechać parę ważnych spraw związanych z opłatami za różne rzeczy.
-Oki. Ufam ci, ale nie zawiedź mnie.-powiedziałam.
Później czekał mnie tylko namiętny pocałunek w którym poznawaliśmy wnętrze jamy ustnej. Kiedy otworzyłam oczy i już go nie było.
***Dwa dni później***
-Czemu ciebie nie było w szkole?-powiedział Fabian wparowując do mojego domu. Rozejrzał się i zobaczył...
poniedziałek, 24 czerwca 2013
Rozdział 11
Kiedy byłam w samym sercu lasu znikąd pojawił się Klemens. Patrzyłam się na niego wrogo.
-Szukałem cię.
-Proszę jestem.-powiedziałam rzucając się na niego i od razu jednym chrupnięciem skręciłam mu kark.
Od razu na mnie poleciał kołek. Złapałam go i cisnęłam w napastnikiem. Następnemu kopnęłam głowę z wyskoku, a ta opadła jak piłka. Jeszcze tylko dwóch pomyślałam. Pozwoliłam im się zderzyć, a później jednym szarpnięciem. Wróciłam do domu.
-Nie będziecie mieli już więcej kłopotów z Klemensem i jego paczką.-powiedziałam. Kiedy szłam na patio o mały włos nie wpadłam na Fabiana. -Ty jeszcze tutaj?-zapytałam spokojnie.
-Tak-powiedział z żalem, smutkiem i bólem.
-Co jest?
-I ty się jeszcze pytasz. Ranisz mnie.
-Przepraszam.
-Twoje przeprosiny tutaj nic nie dadzą.
-Mogę wyjechać-powiedziałam. Z oczami pełnymi łez.
-Nie-powiedział stanowczo-Bądź przy mnie. Pięćdziesiąt lat czekałem na to aż znowu cię zobaczę. Kiedy byłem z inną myślałem w kółko o tobie.
-Przestań.
-Nie.
-To boli.
-Czyli mnie kochasz?
-A czy ja kiedyś powiedziałam, że cię nie kocham-co ja zrobiłam sama się wkopałam.
-Kocham cię i ty mnie też.-powiedział uradowany.
-Nie zaprzeczę.
-I tak się boisz to powiedzieć na głos-posmutniał.
-Chodź.-powiedziałam i ruszyłam w las. Zatrzymałam się na klifie na którym spotkaliśmy się po raz pierwszy w tym miejscu.
-Po co mnie tutaj przyciągnęłaś.
-Abyś zrozumiał.
-Co tu jest do rozumienia. Kochamy się nawzajem.
-Masz rację kocham cię, ale boję się.
-Czego, że twoje uczucie to złudzenie, że ja się zaangażuję, a ty nie. Potem mnie zranisz, a mi pęknie serce.
-Nigdy bym tego nie zrobił-powiedział. Obejmując mnie.
-Jesteś pewny w co się pakujesz? Jestem skomplikowana.
-Jestem pewny.-powiedział całując mnie w czoło.
***Godzinę później***
Wróciliśmy do domu trzymając się za ręce. W domu powitały nas oklaski.
-Yyy...
-Wiedziałam. Gdzie moje pięć dyszek-powiedziała Chelsea.
-Masz wygrałaś.-powiedział John.
-Możecie mi powiedzieć o co był zakład?-zapytałam zbulwersowana.
-O to, że w końcu ulegniesz swoim uczuciom.-powiedziała Chelsea. Westchnęłam.
-Dzieci. Kiedy mam pieluchę zmienić?
Wszyscy zaczęli się śmiać. Nie mogłam wyrobić z naszych min chyba jakieś pięć minut.
-Pakujesz się czy zostajesz?-powiedział Fabian-Bo tak to ja muszę cię z nimi zostawić.-przyciągnął mnie do siebie.
-Won mi stąd-powiedziała Chelsea.
-Idę cię spakować-powiedział John.
-John ani się waż sama to zrobię i ładnie mnie traktujecie.
-Co chcemy mieć chatę dla siebie. Wiesz o co chodzi.
-Ja mówiłam dzieci. Gdzie ja zgubiłam wasz smoczki.-powiedziałam idąc na górę.
Na dobrą sprawę nie zdążyłam się rozpakować, więc na szybko się uwinęłam. Nim się obejrzałam szłam na dół.
-No więc przez waszą nie gościnność wyjeżdżam.
-Ja tam się z tego cieszę -powiedział Fabian obejmując mnie w pasie.
-Jak bym nie wiedziała. Zresztą kto z tym pomysłem wyskoczył.
-No ja.-powiedział robiąc psie oczy.
-Ty mnie tu nie bierz na psie oczy.-powiedziałam.
-Ok.-powiedział i podniósł mnie jak pannę młodą.-Kiedyś będę cię tak niósł po ślubie.
-A to nastąpi...
-Niedługo.
-Chciałam powiedzieć za sto lat, ale skoro dla ciebie to jest nie długo. Teraz mnie puść, ponieważ musimy jechać osobnymi samochodami.
-No dobrze-powiedział zniesmaczony.-Ale połączymy się telefonicznie?
-Tak, ale ty płacisz za tą rozmowę.
-Spoko. Ale za nim wsiądziemy mam dla ciebie bardzo ważne pytanie.
-Jakie?
-Będziesz u mnie nocować?
-Nie.
-Dlaczego?-jednak ja zdążyłam wsiąść i odpalić silnik. Po chwili zadzwonił mi telefon-Dlaczego?
-Ładną mamy dzisiaj pogodę prawda.
-Nie zmieniaj tematu.
-Bo wiem do czego dążysz. Ja nie jestem gotowa.
-Wcale nie dążę chcę tylko spędzić noc na oglądaniu jakiś durnowatych filmów.
-To teraz tak to nazywasz?
-Ale co nie wiem o co ci chodzi?
-Wiesz.
-To wypowiedz to słowo na głos.
-Ty mnie tutaj nie podpuszczaj wiem jak przekręcisz tą rozmowę żeby wyszło na to, że się zgodziłam.
-Za dobrze mnie znasz.
-Ty mnie też.
-Wiesz, że cię kocham.
-Tak i ja ciebie też.
-Miło mi wiedzieć. Tak ogólnie zamieszkamy razem?
-...
Ciąg dalszy nastąpi...
-Szukałem cię.
-Proszę jestem.-powiedziałam rzucając się na niego i od razu jednym chrupnięciem skręciłam mu kark.
Od razu na mnie poleciał kołek. Złapałam go i cisnęłam w napastnikiem. Następnemu kopnęłam głowę z wyskoku, a ta opadła jak piłka. Jeszcze tylko dwóch pomyślałam. Pozwoliłam im się zderzyć, a później jednym szarpnięciem. Wróciłam do domu.
-Nie będziecie mieli już więcej kłopotów z Klemensem i jego paczką.-powiedziałam. Kiedy szłam na patio o mały włos nie wpadłam na Fabiana. -Ty jeszcze tutaj?-zapytałam spokojnie.
-Tak-powiedział z żalem, smutkiem i bólem.
-Co jest?
-I ty się jeszcze pytasz. Ranisz mnie.
-Przepraszam.
-Twoje przeprosiny tutaj nic nie dadzą.
-Mogę wyjechać-powiedziałam. Z oczami pełnymi łez.
-Nie-powiedział stanowczo-Bądź przy mnie. Pięćdziesiąt lat czekałem na to aż znowu cię zobaczę. Kiedy byłem z inną myślałem w kółko o tobie.
-Przestań.
-Nie.
-To boli.
-Czyli mnie kochasz?
-A czy ja kiedyś powiedziałam, że cię nie kocham-co ja zrobiłam sama się wkopałam.
-Kocham cię i ty mnie też.-powiedział uradowany.
-Nie zaprzeczę.
-I tak się boisz to powiedzieć na głos-posmutniał.
-Chodź.-powiedziałam i ruszyłam w las. Zatrzymałam się na klifie na którym spotkaliśmy się po raz pierwszy w tym miejscu.
-Po co mnie tutaj przyciągnęłaś.
-Abyś zrozumiał.
-Co tu jest do rozumienia. Kochamy się nawzajem.
-Masz rację kocham cię, ale boję się.
-Czego, że twoje uczucie to złudzenie, że ja się zaangażuję, a ty nie. Potem mnie zranisz, a mi pęknie serce.
-Nigdy bym tego nie zrobił-powiedział. Obejmując mnie.
-Jesteś pewny w co się pakujesz? Jestem skomplikowana.
-Jestem pewny.-powiedział całując mnie w czoło.
***Godzinę później***
Wróciliśmy do domu trzymając się za ręce. W domu powitały nas oklaski.
-Yyy...
-Wiedziałam. Gdzie moje pięć dyszek-powiedziała Chelsea.
-Masz wygrałaś.-powiedział John.
-Możecie mi powiedzieć o co był zakład?-zapytałam zbulwersowana.
-O to, że w końcu ulegniesz swoim uczuciom.-powiedziała Chelsea. Westchnęłam.
-Dzieci. Kiedy mam pieluchę zmienić?
Wszyscy zaczęli się śmiać. Nie mogłam wyrobić z naszych min chyba jakieś pięć minut.
-Pakujesz się czy zostajesz?-powiedział Fabian-Bo tak to ja muszę cię z nimi zostawić.-przyciągnął mnie do siebie.
-Won mi stąd-powiedziała Chelsea.
-Idę cię spakować-powiedział John.
-John ani się waż sama to zrobię i ładnie mnie traktujecie.
-Co chcemy mieć chatę dla siebie. Wiesz o co chodzi.
-Ja mówiłam dzieci. Gdzie ja zgubiłam wasz smoczki.-powiedziałam idąc na górę.
Na dobrą sprawę nie zdążyłam się rozpakować, więc na szybko się uwinęłam. Nim się obejrzałam szłam na dół.
-No więc przez waszą nie gościnność wyjeżdżam.
-Ja tam się z tego cieszę -powiedział Fabian obejmując mnie w pasie.
-Jak bym nie wiedziała. Zresztą kto z tym pomysłem wyskoczył.
-No ja.-powiedział robiąc psie oczy.
-Ty mnie tu nie bierz na psie oczy.-powiedziałam.
-Ok.-powiedział i podniósł mnie jak pannę młodą.-Kiedyś będę cię tak niósł po ślubie.
-A to nastąpi...
-Niedługo.
-Chciałam powiedzieć za sto lat, ale skoro dla ciebie to jest nie długo. Teraz mnie puść, ponieważ musimy jechać osobnymi samochodami.
-No dobrze-powiedział zniesmaczony.-Ale połączymy się telefonicznie?
-Tak, ale ty płacisz za tą rozmowę.
-Spoko. Ale za nim wsiądziemy mam dla ciebie bardzo ważne pytanie.
-Jakie?
-Będziesz u mnie nocować?
-Nie.
-Dlaczego?-jednak ja zdążyłam wsiąść i odpalić silnik. Po chwili zadzwonił mi telefon-Dlaczego?
-Ładną mamy dzisiaj pogodę prawda.
-Nie zmieniaj tematu.
-Bo wiem do czego dążysz. Ja nie jestem gotowa.
-Wcale nie dążę chcę tylko spędzić noc na oglądaniu jakiś durnowatych filmów.
-To teraz tak to nazywasz?
-Ale co nie wiem o co ci chodzi?
-Wiesz.
-To wypowiedz to słowo na głos.
-Ty mnie tutaj nie podpuszczaj wiem jak przekręcisz tą rozmowę żeby wyszło na to, że się zgodziłam.
-Za dobrze mnie znasz.
-Ty mnie też.
-Wiesz, że cię kocham.
-Tak i ja ciebie też.
-Miło mi wiedzieć. Tak ogólnie zamieszkamy razem?
-...
Ciąg dalszy nastąpi...
Rozdział 10
To co ujrzałam przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Taylor leżał z jakąś laską całkiem nagi. Do tego spał z nią w sensie fizycznym.
-Przepraszam, że przeszkadzam, ale Taylor z nami koniec!-powiedziałam dobitnie i wyszłam trzaskając drzwiami.
Za oknem padał deszcz, a ja wyszłam na ulicę w pięknym makijażu i wieczorowym ubraniu. Szłam wolno. Nie miałam zamiaru się nigdzie spieszyć. Nogi same mnie niosły. Teraz zrozumiałam, że to wcale nie była miłość tylko zauroczenie, które właśnie przeminęło. Kiedy oderwałam się od swoich myśli stałam przed drzwiami do domu Fabiana. Już miałam zadzwonić, ale wewnętrzna siła kazała mi odejść stąd. Nie wiem co mną kierowało. Jednak mimo, że uczucie do Taylora to istna ściema nie mogłam powiedzieć, że mnie to nie zabolało. Wróciłam do domu. Puściłam smutne piosenki. Usiadłam na parapecie i bezsensownie patrzyłam się w niebo, które zamiast pięknych gwiazd ukazywało mi ciemne chmury. Nie wiem sama co ja widziałam w pustych ulicach, które napawały mnie burzą myśli. Po chwili włączyłam laptopa i zaczęłam pisać pamiętnik. Kiedy chwila smutku minęła wzięłam się za odrabianie zadań domowych, których miałam ogrom. Zdążył wstać świt, a ja pakowałam swoje rzeczy na mały wyjazd do znajomych. Kiedy wychodziłam przed drzwiami ujrzałam bijących się Taylora i Fabiana. I co jeszcze?!
-Przestańcie-powiedziałam, ale nie zareagowali, więc weszłam pomiędzy nich.-Zachowujecie się jak dzieci! Jeśli mam teraz wybierać mam was obu dosyć. Zostawcie mnie.-powiedziałam i wrzuciłam torbę z rzeczami do bagażnika.
Po chwili zatrzasnęłam za sobą drzwiczki. Nie patrzyłam się ani przez chwilę na nich. Tylko ruszyłam z piskiem opon. Jechałam prosto do Montauk. Odwiedzić John i Chelsea. Miałam do zrobienia około 300 kilometrów. Podjechałam na stacje, a kiedy płaciłam za benzynę usłyszałam gwizdy. Odwróciłam się i spojrzałam na grupkę facetów jak gówno. Jacy beznadziejni są faceci. Ruszyłam autostradą prosto do miasta gdzie mnie nikt nie zna. Wreszcie odpocznę od tych jełopów, którzy nie mają za grosz rozsądku.
***Dwie godziny później***
Parkowałam samochód właśnie pod ich willą. Kiedy John wyskoczył na mnie z kołkiem w ręku. Po chwili miałam go wbitego w nogę.
-Jak możesz nie poznawać starych przyjaciół.
-Samanta? Sorry.-powiedział kiedy wyciągałam śmiercionośne narzędzie z kończyny.
-Zapamiętam to sobie. Nie ma takiej opcji żebym zapomniała. -wtedy z domu wyszłam Chelsea.
-Hej Sam. Jak dobrze cię widzieć-powiedziała ściskając mnie.-Jak mogłeś wbić jej kołek, kołku!-zwróciła się do Johna. On zrobił psie oczy.
-W ogóle co się stało, że nagle jesteście tacy rozważni.
-Nie słyszałaś wieści.
-Jakich?
-Szukają ciebie-powiedział John.
-Czyżby cały Klemens.
-Tak-powiedziała dziewczyna.
-O jezu nigdy się od tych halibutów nie uwolnię.-powiedziałam siadając na schodach-Słuchajcie mogę u was zostać dwa dni niepełne?
-Jasne-powiedzieli równocześnie.
Później pokazała mi pokoik z łazienką w którym się zatrzymam. Mam dosyć tych wszystkich przedstawicieli płci męskiej. Rozpakowałam się spojrzałam w lustro związałam włosy w kok. Zeszłam na dół. Od razu poszłam nad ulubione miejsce nad urwiskiem. Usiadłam na skale. Oparłam brodę o kolano. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w kojący odgłos płynącego potoku. Z chwili zamyślenia wyrwał mnie głos Fabiana.
-Nie łatwo jest cię znaleźć.-odwróciłam się szybko.
-Czego chcesz?!
-Rozmowy.
-Zostaw mnie przyjechałam tutaj aby odpocząć od tamtego miejsca i od ciebie.
-Od de mnie? Co ja niby zrobiłem?
-A dzisiaj rano ta cała akcja?
-No wiesz sam to sprowokował. Więc nie dałem się gnojkowi naprzykrzać.
-Po co za mną przyjechałeś?
-Po to by się dowiedzieć po co wczoraj stałaś pod moim drzwiami, a później uciekłaś.-spojrzałam się na niego ze zdziwieniem-Myślałaś, że cię nie wyczuję?
-Miałam taką nadzieję.
-Powiesz mi dlaczego tam przyszłaś?
-Sama nie wiem. Nie panowałam nad sobą. Taylor mnie zdradził z jakąś lafiryndą na imprezie u Adama, a później nie pamiętam drogi, ale mój umysł ocknął się pod twoimi drzwiami.
-Szukałaś u mnie pocieszenia, ale się odsunęłaś. Boisz się swoich uczuć.
-Wcale nie.
-Tak!
-Nie!
-To przyznaj, że mnie kochasz!-zamknęłam się-Widzisz boisz się.-powiedział spokojnie. Odwróciłam twarz. W mgnieniu oka się podniosłam i zaczęłam biec. Jednak mnie złapał.
-O nie, nie, nie. Nie ze mną te numery.
-Puść mnie!
-Nie.
-Czemu nie możesz zostawić mnie w spokoju?
-Bo cię kocham jesteś całym moim życiem. Nie wyobrażam sobie istnienia bez twojej osoby.-stanęłam jak wryta.-Kocham cię i ty mnie też tylko boisz się tego przyznać.-odwróciłam od niego twarz.
-Puść mnie.-powiedziałam słabym głosem.
-Przyznaj, że mnie kochasz.
-Puść mnie.
-Powiedz te dwa słowa i cię puszczę.-zamiast tego pocałowałam go i kiedy jego uścisk zelżał. Wykorzystam ten moment i uciekłam.
Tym razem mnie nie złapał, a ponoć nie z nim te numery. Faceci jak łatwo ich rozgryźć. Szybko wpadłam do domu.
-John i Chelsea!-krzyknęłam.
-Słucham?-powiedzieli oboje.
-Macie tutaj nie wpuszczać Fabiana przez żadne drzwi w tym domu.
-Okey.
Szybko poszłam na górę aby przebrać się w błękitną koszulę, niebieskie rurki i trampki do tego założyłam skórzaną bransoletkę. Czapek oczywiście nie noszę, ale cóż była w komplecie. Położyłam się na łóżku i zaczęłam czytać książkę Aprilynne Pike "Złudzenie". Kocham ciąg tych książek. Zdążyłam przeczytać 20 stron, a usłyszałam pukanie do drzwi.
-Co tam Chelsea?-powiedziałam.
-Masz gościa.
-Yyy kogo?
-Fabiana.
-Miałaś go tutaj nie wpuszczać.
-Mówiłaś o drzwiach nic nie wspomniałaś o oknach.
-Naprawdę? No popatrz. A teraz powiedz mu, że nie mam ochoty z nim rozmawiać.
-Sama mu to powiedz.
-Z kim ja rozmawiam. To niech tu przyjdzie nie mam siły, a raczej nie chcę mi się wstać.
-Fabian! Możesz do niej wejść-usłyszałam z holu.
-Ile jej zapłaciłeś za wpuszczenie cię tutaj?-zapytałam nie podnosząc oczu znad lektury.
-Nic. Ona nawet to widzi, że jesteśmy dla siebie stworzeni.
-Ta... Przestań rozumiesz!-powiedziałam nadal zaczytana.
-Czyli mam wyjechać i zniknąć?-zapytał ze smutkiem w głosie. Nic nie odpowiedziałam-Możesz oderwać się od tej książki?
-Yyy... Nie.
-Mam rozumieć, że boisz się nawet ze mną rozmawiać twarzą w twarz.
-Ja się nie boję.
-Udowodnij.
-To jest szantaż.-powiedziałam przewracając stronę.
-Teraz już nie uciekniesz.-powiedział.
-Mam tego świadomość.-w tym czasie wyrwał mi książkę.
-Oddaj mi to!
-Oddam jak ze mną porozmawiasz.-westchnęłam i usiadłam po turecku na łóżku.-Czy to aż takie trudne.-ja tylko spiorunowałam go spojrzeniem-To mam wyjechać?
-Nie.
-Dlaczego?
-Bo potrzebuję przyjaciela.
-Czy tylko przyjaciela oczekujesz od de mnie?-milczałam i odwróciłam wzrok. Miałam ochotę uciec.-Odpowiedz.-powiedział błagalnym tonem.
Ja zamiast tego w mgnieniu oka znalazłam się przy drzwiach. Jednak on mnie ubiegł i przytrzymał drzwi. Później złapał mnie.
-Przyznaj, że boisz się dać upust swoim uczuciom?
-Tak boję się tego, a teraz zostaw mnie.
Powiedziałam i wyskoczyłam przez okno, które na szczęście było otwarte. Później zniknęłam pomiędzy drzewami. Kiedy byłam w samym sercu lasu...
-Przepraszam, że przeszkadzam, ale Taylor z nami koniec!-powiedziałam dobitnie i wyszłam trzaskając drzwiami.
Za oknem padał deszcz, a ja wyszłam na ulicę w pięknym makijażu i wieczorowym ubraniu. Szłam wolno. Nie miałam zamiaru się nigdzie spieszyć. Nogi same mnie niosły. Teraz zrozumiałam, że to wcale nie była miłość tylko zauroczenie, które właśnie przeminęło. Kiedy oderwałam się od swoich myśli stałam przed drzwiami do domu Fabiana. Już miałam zadzwonić, ale wewnętrzna siła kazała mi odejść stąd. Nie wiem co mną kierowało. Jednak mimo, że uczucie do Taylora to istna ściema nie mogłam powiedzieć, że mnie to nie zabolało. Wróciłam do domu. Puściłam smutne piosenki. Usiadłam na parapecie i bezsensownie patrzyłam się w niebo, które zamiast pięknych gwiazd ukazywało mi ciemne chmury. Nie wiem sama co ja widziałam w pustych ulicach, które napawały mnie burzą myśli. Po chwili włączyłam laptopa i zaczęłam pisać pamiętnik. Kiedy chwila smutku minęła wzięłam się za odrabianie zadań domowych, których miałam ogrom. Zdążył wstać świt, a ja pakowałam swoje rzeczy na mały wyjazd do znajomych. Kiedy wychodziłam przed drzwiami ujrzałam bijących się Taylora i Fabiana. I co jeszcze?!
-Przestańcie-powiedziałam, ale nie zareagowali, więc weszłam pomiędzy nich.-Zachowujecie się jak dzieci! Jeśli mam teraz wybierać mam was obu dosyć. Zostawcie mnie.-powiedziałam i wrzuciłam torbę z rzeczami do bagażnika.
Po chwili zatrzasnęłam za sobą drzwiczki. Nie patrzyłam się ani przez chwilę na nich. Tylko ruszyłam z piskiem opon. Jechałam prosto do Montauk. Odwiedzić John i Chelsea. Miałam do zrobienia około 300 kilometrów. Podjechałam na stacje, a kiedy płaciłam za benzynę usłyszałam gwizdy. Odwróciłam się i spojrzałam na grupkę facetów jak gówno. Jacy beznadziejni są faceci. Ruszyłam autostradą prosto do miasta gdzie mnie nikt nie zna. Wreszcie odpocznę od tych jełopów, którzy nie mają za grosz rozsądku.
***Dwie godziny później***
Parkowałam samochód właśnie pod ich willą. Kiedy John wyskoczył na mnie z kołkiem w ręku. Po chwili miałam go wbitego w nogę.
-Jak możesz nie poznawać starych przyjaciół.
-Samanta? Sorry.-powiedział kiedy wyciągałam śmiercionośne narzędzie z kończyny.
-Zapamiętam to sobie. Nie ma takiej opcji żebym zapomniała. -wtedy z domu wyszłam Chelsea.
-Hej Sam. Jak dobrze cię widzieć-powiedziała ściskając mnie.-Jak mogłeś wbić jej kołek, kołku!-zwróciła się do Johna. On zrobił psie oczy.
-W ogóle co się stało, że nagle jesteście tacy rozważni.
-Nie słyszałaś wieści.
-Jakich?
-Szukają ciebie-powiedział John.
-Czyżby cały Klemens.
-Tak-powiedziała dziewczyna.
-O jezu nigdy się od tych halibutów nie uwolnię.-powiedziałam siadając na schodach-Słuchajcie mogę u was zostać dwa dni niepełne?
-Jasne-powiedzieli równocześnie.
Później pokazała mi pokoik z łazienką w którym się zatrzymam. Mam dosyć tych wszystkich przedstawicieli płci męskiej. Rozpakowałam się spojrzałam w lustro związałam włosy w kok. Zeszłam na dół. Od razu poszłam nad ulubione miejsce nad urwiskiem. Usiadłam na skale. Oparłam brodę o kolano. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w kojący odgłos płynącego potoku. Z chwili zamyślenia wyrwał mnie głos Fabiana.
-Nie łatwo jest cię znaleźć.-odwróciłam się szybko.
-Czego chcesz?!
-Rozmowy.
-Zostaw mnie przyjechałam tutaj aby odpocząć od tamtego miejsca i od ciebie.
-Od de mnie? Co ja niby zrobiłem?
-A dzisiaj rano ta cała akcja?
-No wiesz sam to sprowokował. Więc nie dałem się gnojkowi naprzykrzać.
-Po co za mną przyjechałeś?
-Po to by się dowiedzieć po co wczoraj stałaś pod moim drzwiami, a później uciekłaś.-spojrzałam się na niego ze zdziwieniem-Myślałaś, że cię nie wyczuję?
-Miałam taką nadzieję.
-Powiesz mi dlaczego tam przyszłaś?
-Sama nie wiem. Nie panowałam nad sobą. Taylor mnie zdradził z jakąś lafiryndą na imprezie u Adama, a później nie pamiętam drogi, ale mój umysł ocknął się pod twoimi drzwiami.
-Szukałaś u mnie pocieszenia, ale się odsunęłaś. Boisz się swoich uczuć.
-Wcale nie.
-Tak!
-Nie!
-To przyznaj, że mnie kochasz!-zamknęłam się-Widzisz boisz się.-powiedział spokojnie. Odwróciłam twarz. W mgnieniu oka się podniosłam i zaczęłam biec. Jednak mnie złapał.
-O nie, nie, nie. Nie ze mną te numery.
-Puść mnie!
-Nie.
-Czemu nie możesz zostawić mnie w spokoju?
-Bo cię kocham jesteś całym moim życiem. Nie wyobrażam sobie istnienia bez twojej osoby.-stanęłam jak wryta.-Kocham cię i ty mnie też tylko boisz się tego przyznać.-odwróciłam od niego twarz.
-Puść mnie.-powiedziałam słabym głosem.
-Przyznaj, że mnie kochasz.
-Puść mnie.-Powiedz te dwa słowa i cię puszczę.-zamiast tego pocałowałam go i kiedy jego uścisk zelżał. Wykorzystam ten moment i uciekłam.
Tym razem mnie nie złapał, a ponoć nie z nim te numery. Faceci jak łatwo ich rozgryźć. Szybko wpadłam do domu.
-John i Chelsea!-krzyknęłam.
-Słucham?-powiedzieli oboje.
-Macie tutaj nie wpuszczać Fabiana przez żadne drzwi w tym domu.
-Okey.
Szybko poszłam na górę aby przebrać się w błękitną koszulę, niebieskie rurki i trampki do tego założyłam skórzaną bransoletkę. Czapek oczywiście nie noszę, ale cóż była w komplecie. Położyłam się na łóżku i zaczęłam czytać książkę Aprilynne Pike "Złudzenie". Kocham ciąg tych książek. Zdążyłam przeczytać 20 stron, a usłyszałam pukanie do drzwi.
-Co tam Chelsea?-powiedziałam.
-Masz gościa.
-Yyy kogo?
-Fabiana.
-Miałaś go tutaj nie wpuszczać.
-Mówiłaś o drzwiach nic nie wspomniałaś o oknach.
-Naprawdę? No popatrz. A teraz powiedz mu, że nie mam ochoty z nim rozmawiać.
-Sama mu to powiedz.
-Z kim ja rozmawiam. To niech tu przyjdzie nie mam siły, a raczej nie chcę mi się wstać.
-Fabian! Możesz do niej wejść-usłyszałam z holu.
-Ile jej zapłaciłeś za wpuszczenie cię tutaj?-zapytałam nie podnosząc oczu znad lektury.
-Nic. Ona nawet to widzi, że jesteśmy dla siebie stworzeni.
-Ta... Przestań rozumiesz!-powiedziałam nadal zaczytana.
-Czyli mam wyjechać i zniknąć?-zapytał ze smutkiem w głosie. Nic nie odpowiedziałam-Możesz oderwać się od tej książki?
-Yyy... Nie.
-Mam rozumieć, że boisz się nawet ze mną rozmawiać twarzą w twarz.
-Ja się nie boję.
-Udowodnij.
-To jest szantaż.-powiedziałam przewracając stronę.
-Teraz już nie uciekniesz.-powiedział.
-Mam tego świadomość.-w tym czasie wyrwał mi książkę.
-Oddaj mi to!
-Oddam jak ze mną porozmawiasz.-westchnęłam i usiadłam po turecku na łóżku.-Czy to aż takie trudne.-ja tylko spiorunowałam go spojrzeniem-To mam wyjechać?
-Nie.
-Dlaczego?
-Bo potrzebuję przyjaciela.
-Czy tylko przyjaciela oczekujesz od de mnie?-milczałam i odwróciłam wzrok. Miałam ochotę uciec.-Odpowiedz.-powiedział błagalnym tonem.
Ja zamiast tego w mgnieniu oka znalazłam się przy drzwiach. Jednak on mnie ubiegł i przytrzymał drzwi. Później złapał mnie.
-Przyznaj, że boisz się dać upust swoim uczuciom?
-Tak boję się tego, a teraz zostaw mnie.
Powiedziałam i wyskoczyłam przez okno, które na szczęście było otwarte. Później zniknęłam pomiędzy drzewami. Kiedy byłam w samym sercu lasu...
niedziela, 23 czerwca 2013
Rozdział 9
Wtedy drzwi otworzyły się efektownie i uderzyły z impetem o ścianę w progu stał Fabian. W mgnieniu oka wszyscy leżeli zesztywniali na ziemi z wbitymi kołkami.
-Jak mnie znalazłeś?
-Zacząłem się martwić i poszedłem do ciebie sprawdzić co się dzieje. Jednak ciebie nie było i nie odbierałaś telefonów. Później złapałem trop i tyle. Zresztą ja ciebie znalazłbym na końcu świata.
Zerknęłam w dół. Okazało się, że odpompowali ze mnie całą krew. To dranie. Nienawidzę ich.
-Uwolnisz mnie?
-To zależy.
-Od?
-Tego czy spędzisz ze mną jutrzejszy lunch?
-Oczywiście.-jednym ruchem uwolnił moje kończyny. Jednak ja od razu opadłam bezwładnie na ziemie. Bez słowa wziął mnie na ręce i rzucając zapałkę. Wyniósł mnie z pomieszczenia-Dziękuje-powiedziałam i wtuliłam głowę w jego tors.
-Nie ma za co. Zawsze będę cię chronił.
Ostatnie zdanie wprawiło mnie w dziwny stan bezgranicznego bezpieczeństwa. Zdałam sobie sprawę, że moje ciało idealnie pasuję do jego ramion. Spojrzałam na jego twarz. Wyglądała tak kusząco skąpana w blasku księżyca.
-Jesteś piękny, wiesz?-powiedziałam sama nie dowierzając, że to mówię . Słowa same mi dosłownie rzecz ujmując wyfrunęły z ust.
-Teraz już wiem-powiedział całując mnie w czoło.
Nagle poczułam fale sprzecznych uczuć z jednej strony chciałam być jak najbliżej Fabiana, a z drugiej przecież jestem bardzo blisko z Taylorem. Czy to nie zdrada?
-Słuchaj Sam. Nie wiem ile będzie trzeba, ale będę o ciebie walczył do końca aby ci udowodnić to, że jesteśmy dla siebie stworzeni.-powiedział kiedy wchodziliśmy do mojego domu.
-Przyniesiesz mi torebkę z czerwonym napojem z lodówki.
-Tak-powiedział, a po sekundzie mogłam zaspokoić moje pragnienie.
-Przejdziemy się taka piękna noc jest dzisiaj.
-Jasne.-odpowiedział, a wewnątrz ciała chciałam zostać w domu.
Szliśmy długą kręconą ścieżką w lesie. Przez cała drogę myślałam jakich słów użyć aby wyjaśnić mu co czuję. Jednak żadne z nich nie nadawały się do wypowiedzenia na głos. Usiedliśmy na starym drzewie, które leżało na jeziorem tak czystym, że w najgłębszym momencie było widać dno i małe rybki pływające w nim. Przez pierwsze minuty siedzieliśmy w ciszy, którą każde z nas bało się przerwać.
-Posłuchaj-zaczął-Nie wiem czy twój wybór jest dobry, ale szanuję twoją decyzję mam nadzieję, że nie odsuniesz się przez to od de mnie.
-Wiesz potrzebuję znacznie więcej przestrzeni.
-Czyli mam się wynieść z miasta i czekać na twoją skinienie, aż raczysz się mną zainteresować.-na te słowa nie miałam jednak odpowiedzi-Tak też myślałem. Nie ma dla mnie płomyka nadziej. Zgasł. Nic spotkamy się za pięćdziesiąt lat w Los Angeles.-powiedział, a jego kroki zostały skierowane do linii drzew.
Zanim zdążyłam nad sobą zapanować złapałam go za rękę, a nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Czułam się strasznie wyzwolona po tym co zrobiłam.
-Nie wyjeżdżaj proszę. Wiem, że czuję coś do ciebie, ale dokonałam wyboru. Niedługo dam ci ostateczną odpowiedź.
-Ile mam czekać tydzień, miesiąc, rok?
-Nie wiem.
-Kobieto nie widzisz, że ja żyję dla ciebie czekam na twoje jedno skinienie.
-Słuchaj może ty też spróbowałbyś z kimś innym niż ja.
-Próbowałem, ale moje myśli ciągle wędrowały w stronę twojej osoby. Kiedy tańczyłem z inną zawsze wyobrażałem sobie, że to ty jesteś przy moim boku. Teraz jednak sądzę, że to czy jestem czy mnie nie ma nie ma dla ciebie najmniejszego znaczenia.
-Ma. Jesteś dla mnie najlepszym przyjacielem.
-Właśnie przyjacielem.
-Ty mnie nie rozumiesz. Nie wiem do którego z was moje uczucie miłości jest prawdziwe.
-Rozumiem. Jednak nie mogę patrzeć jak spędzasz czas marnując się z innym.
-Muszę iść.
Powiedziałam. Jednak w tej chwili on złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie aby nasze usta mogły się spotkać w namiętnym pocałunku. Kiedy zdążyliśmy się od siebie oderwać ja zniknęłam pomiędzy drzewami. Zostawiając go samego.
Kiedy weszłam do domu. Od razu poszłam pod prysznic gdyż zegarek wskazywał 7. Szybki prysznic umyłam zęby. Spakowałam torbę. Kiedy byłam gotowa usłyszałam trąbienie klaksonu pod domem. Pospiesznie zbiegłam po schodach. Zamknęłam za sobą drzwi i przywitałam Taylora promiennym uśmiechem. Kiedy podchodziłam do wejścia od strony pasażera. On złapał mnie za rękę.
-Szkoła może poczekać.
-Yyy... A co proponujesz?
-Najpierw to-powiedział i pocałował mnie bardzo wulgarnie. Kiedy się od de mnie oderwał zapytał-Będziesz moją dziewczyną?
-Tak.
-Słuchaj jest impreza u Adama w piątek wieczór. Pójdziemy?
-Skoro to piątek mogę iść.
Właśnie był piątek wieczór kiedy siedziałam na kanapie w salonie u Adama. Wszyscy pili jak najęci, jednak ja wiedziałam, że na mnie alkohol nie zadziała.
-Taylor?
-Tak-powiedział kompletnie zalany.
-Nie pij już więcej.
-Dobrze. Muszę iść do toalety.
-Okey.-powiedziałam, a on odszedł.
Ja podeszłam do okna i bez celu patrzyłam się na ulicę. Po chwili wybiła dwunasta. Jednak gdy godzinę później Taylor nie wracał poszłam go poszukać. Znalazłam go w pokoju Adama. To co ujrzałam przerosło moje najśmielsze oczekiwania...
-Jak mnie znalazłeś?
-Zacząłem się martwić i poszedłem do ciebie sprawdzić co się dzieje. Jednak ciebie nie było i nie odbierałaś telefonów. Później złapałem trop i tyle. Zresztą ja ciebie znalazłbym na końcu świata.
Zerknęłam w dół. Okazało się, że odpompowali ze mnie całą krew. To dranie. Nienawidzę ich.
-Uwolnisz mnie?
-To zależy.
-Od?
-Tego czy spędzisz ze mną jutrzejszy lunch?
-Oczywiście.-jednym ruchem uwolnił moje kończyny. Jednak ja od razu opadłam bezwładnie na ziemie. Bez słowa wziął mnie na ręce i rzucając zapałkę. Wyniósł mnie z pomieszczenia-Dziękuje-powiedziałam i wtuliłam głowę w jego tors.
-Nie ma za co. Zawsze będę cię chronił.
Ostatnie zdanie wprawiło mnie w dziwny stan bezgranicznego bezpieczeństwa. Zdałam sobie sprawę, że moje ciało idealnie pasuję do jego ramion. Spojrzałam na jego twarz. Wyglądała tak kusząco skąpana w blasku księżyca.
-Jesteś piękny, wiesz?-powiedziałam sama nie dowierzając, że to mówię . Słowa same mi dosłownie rzecz ujmując wyfrunęły z ust.
-Teraz już wiem-powiedział całując mnie w czoło.
Nagle poczułam fale sprzecznych uczuć z jednej strony chciałam być jak najbliżej Fabiana, a z drugiej przecież jestem bardzo blisko z Taylorem. Czy to nie zdrada?
-Słuchaj Sam. Nie wiem ile będzie trzeba, ale będę o ciebie walczył do końca aby ci udowodnić to, że jesteśmy dla siebie stworzeni.-powiedział kiedy wchodziliśmy do mojego domu.
-Przyniesiesz mi torebkę z czerwonym napojem z lodówki.
-Tak-powiedział, a po sekundzie mogłam zaspokoić moje pragnienie.
-Przejdziemy się taka piękna noc jest dzisiaj.
-Jasne.-odpowiedział, a wewnątrz ciała chciałam zostać w domu.
Szliśmy długą kręconą ścieżką w lesie. Przez cała drogę myślałam jakich słów użyć aby wyjaśnić mu co czuję. Jednak żadne z nich nie nadawały się do wypowiedzenia na głos. Usiedliśmy na starym drzewie, które leżało na jeziorem tak czystym, że w najgłębszym momencie było widać dno i małe rybki pływające w nim. Przez pierwsze minuty siedzieliśmy w ciszy, którą każde z nas bało się przerwać.
-Posłuchaj-zaczął-Nie wiem czy twój wybór jest dobry, ale szanuję twoją decyzję mam nadzieję, że nie odsuniesz się przez to od de mnie.
-Wiesz potrzebuję znacznie więcej przestrzeni.
-Czyli mam się wynieść z miasta i czekać na twoją skinienie, aż raczysz się mną zainteresować.-na te słowa nie miałam jednak odpowiedzi-Tak też myślałem. Nie ma dla mnie płomyka nadziej. Zgasł. Nic spotkamy się za pięćdziesiąt lat w Los Angeles.-powiedział, a jego kroki zostały skierowane do linii drzew.
Zanim zdążyłam nad sobą zapanować złapałam go za rękę, a nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Czułam się strasznie wyzwolona po tym co zrobiłam.
-Nie wyjeżdżaj proszę. Wiem, że czuję coś do ciebie, ale dokonałam wyboru. Niedługo dam ci ostateczną odpowiedź.
-Ile mam czekać tydzień, miesiąc, rok?
-Nie wiem.
-Kobieto nie widzisz, że ja żyję dla ciebie czekam na twoje jedno skinienie.
-Słuchaj może ty też spróbowałbyś z kimś innym niż ja.
-Próbowałem, ale moje myśli ciągle wędrowały w stronę twojej osoby. Kiedy tańczyłem z inną zawsze wyobrażałem sobie, że to ty jesteś przy moim boku. Teraz jednak sądzę, że to czy jestem czy mnie nie ma nie ma dla ciebie najmniejszego znaczenia.
-Ma. Jesteś dla mnie najlepszym przyjacielem.
-Właśnie przyjacielem.
-Ty mnie nie rozumiesz. Nie wiem do którego z was moje uczucie miłości jest prawdziwe.
-Rozumiem. Jednak nie mogę patrzeć jak spędzasz czas marnując się z innym.
-Muszę iść.
Powiedziałam. Jednak w tej chwili on złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie aby nasze usta mogły się spotkać w namiętnym pocałunku. Kiedy zdążyliśmy się od siebie oderwać ja zniknęłam pomiędzy drzewami. Zostawiając go samego.
Kiedy weszłam do domu. Od razu poszłam pod prysznic gdyż zegarek wskazywał 7. Szybki prysznic umyłam zęby. Spakowałam torbę. Kiedy byłam gotowa usłyszałam trąbienie klaksonu pod domem. Pospiesznie zbiegłam po schodach. Zamknęłam za sobą drzwi i przywitałam Taylora promiennym uśmiechem. Kiedy podchodziłam do wejścia od strony pasażera. On złapał mnie za rękę.
-Szkoła może poczekać.
-Yyy... A co proponujesz?
-Najpierw to-powiedział i pocałował mnie bardzo wulgarnie. Kiedy się od de mnie oderwał zapytał-Będziesz moją dziewczyną?
-Tak.
-Słuchaj jest impreza u Adama w piątek wieczór. Pójdziemy?
-Skoro to piątek mogę iść.
Właśnie był piątek wieczór kiedy siedziałam na kanapie w salonie u Adama. Wszyscy pili jak najęci, jednak ja wiedziałam, że na mnie alkohol nie zadziała.
-Taylor?
-Tak-powiedział kompletnie zalany.
-Nie pij już więcej.
-Dobrze. Muszę iść do toalety.
-Okey.-powiedziałam, a on odszedł.
Ja podeszłam do okna i bez celu patrzyłam się na ulicę. Po chwili wybiła dwunasta. Jednak gdy godzinę później Taylor nie wracał poszłam go poszukać. Znalazłam go w pokoju Adama. To co ujrzałam przerosło moje najśmielsze oczekiwania...
sobota, 22 czerwca 2013
Rozdział 8
-Fabian ja podjęłam decyzje. Wybieram Taylora.-kopnął w krzesło.
-Czyli dla mnie nie ma nadziei?
-Jest. Ja do was obu czuję coś i muszę sprawdzić do którego jest prawdziwe.
-Pamiętaj zawsze jesteś tutaj mile widziana. Ten dom jest także twoim. Będzie mnie ranić patrzenie na ciebie z nim, ale cóż trudno może kiedyś zgłębisz moja prawdziwe uczucia.
-Przepraszam-powiedziałam i wyszłam.
Było mi ciężko na sercu za to jak potraktowałam Fabiana. Jednak wiedziałam, że jak nie zranię jednego to nie będę w stanie iść na przód. Wybrałam numer do Taylora.
-Hej-powiedziałam nim zdążył coś powiedzieć.
-Cześć. Czemu zawdzięczam ten zaszczyt?
-Wiesz sama nie wiem, ale wiem jedno wybrałam ciebie, a nie Fabiana.
-Serio?
-Tak.
-Może spotkamy się w parku niedaleko twojego domu?
-Jasne. Czemu nie.
-To widzimy się za pięć minut.-powiedział z dzikim entuzjazmem.
Oczywiście byłam przed nim kilka długich chwil przed nim. Usiadłam na ławce, która była pokryta cieniem. Teraz dotarły do mnie myśli, że może popełniłam błąd z wyborem. Co ja tak naprawdę mam w spólnego z tą istotą ludzką. On nie jest mi w stanie zapewnić bezpieczeństwa. Nagle poczułam, że ktoś zasłania mi oczy.
-Taylor?
-Zgadłaś-powiedział muskając ucho powietrzem wypuszczanym z ust.
-Tylko na ciebie czekałam.
-Zawiódłbym się jak byś czekała na jeszcze kogoś.-powiedział z udawanym smutkiem.
-Wiem. Nie martw się teraz jestem 100% wolna.
-Dobrze wiedzieć.-ja tylko w odpowiedzi uśmiechnęłam się szczerze.
Zaczęła się błaha rozmowa na temat tak naprawdę nijaki. Z jego przyjściem moje obawy nad wyborem odpłynęły w siną dal. Nie było po nich nawet cienia. Przy nim było mi tak dobrze. Czułam, że żyję jak normalna nastolatka. Od kilku lat poczułam się bardziej ludzka niż kiedykolwiek.
-Zgodziłabyś się jakbym zaoferował ci jutro podwózkę do szkoły?
-Oczywiście, dlaczego nie.
-Będę u ciebie o 7:30.
Powiedział i poszedł w swoją stronę do domu. Ja zrobiłam to samo. Podczas rozmowy wymieniliśmy się numerami telefonu. Zdążyłam otworzyć drzwi, a dostałam sms. "Hej. Mam nadzieję, że szczęśliwie dotarłaś do domu" bez zastanowienia odpisałam "Hej. Tak. Bardziej martw się o siebie niż o mnie. Czyżbyś się stęsknił?". Po kilku sekundach dostałam odpowiedzieć "Za tobą zawsze i wszędzie o każdej porze dnia i nocy". Uśmiechnęłam się do wyświetlacza i wstukałam "Mój Romeo". Po tym poszłam na górę i zostawiając telefon na górze. Wskoczyłam w krótkie spodenki koloru granatowego, czarną bokserkę oraz brązowe tenisówki. Bez chwili wahania wybiegłam z domu. Skierowałam się do lasu. Nie wiem ile trenowałam, ale w końcu usiadłam, a raczej położyłam się na polonie pełnej śpiących kwiatów. Kiedy zamknęłam oczy by dać sobie kilka chwil magicznego ukojenia. Usłyszałam szmery, a chwilę później byłam nie przytomna.
Ocknęłam się w jakimś opuszczonym magazynie. Nie mogłam w pierwszym momencie zobaczyć napastników, ponieważ światło lamp jarzeniowych oślepiało mnie. Po kilku sekundach ujrzałam rozbawioną twarz Leopolda i jego kolegów ze szkolnej ławy z którymi jak widać utrzymuję kontakt od 150 lat.
-Stajesz się nie ostrożna Samanto.-powiedział dotykając mojej twarzy. Niestety nie mogłam się mu wyrwać, ponieważ byłam przygwożdżona do ściany drewnianymi kajdankami.
-Czego znowu od de mnie chcesz?
-Tego czego chciałem na samym początku.
-Są inne sposoby na zdobycie dziewczyny.
-Wiem, ale ten jest bardziej radykalny.
-Nie sądzę.
-A ja tak. W życiu nie dałabyś mi się zaprosić na spacer ani na nic. Nie masz pojęcia ile czasu cię próbowałem odnaleźć, a teraz gdy już przyjechałaś kompletnie cię nie interesuję.
-Masz całkowitą rację. Być może jakbyś mnie przeprosił za całą krzywdę, którą mi wyrządziłeś bym ci wybaczyła.
-Przepraszam cię.
-Teraz już na to za późno.
-To sobie tutaj umrzesz.
-Możesz mnie nawet zakopać żywcem i tak tym nic nie osiągniesz.
Wtedy drzwi otworzyły się efektownie i uderzyły z impetem o ścianę w progu stał...
-Czyli dla mnie nie ma nadziei?
-Jest. Ja do was obu czuję coś i muszę sprawdzić do którego jest prawdziwe.
-Pamiętaj zawsze jesteś tutaj mile widziana. Ten dom jest także twoim. Będzie mnie ranić patrzenie na ciebie z nim, ale cóż trudno może kiedyś zgłębisz moja prawdziwe uczucia.
-Przepraszam-powiedziałam i wyszłam.
Było mi ciężko na sercu za to jak potraktowałam Fabiana. Jednak wiedziałam, że jak nie zranię jednego to nie będę w stanie iść na przód. Wybrałam numer do Taylora.
-Hej-powiedziałam nim zdążył coś powiedzieć.
-Cześć. Czemu zawdzięczam ten zaszczyt?
-Wiesz sama nie wiem, ale wiem jedno wybrałam ciebie, a nie Fabiana.
-Serio?
-Tak.
-Może spotkamy się w parku niedaleko twojego domu?
-Jasne. Czemu nie.
-To widzimy się za pięć minut.-powiedział z dzikim entuzjazmem.
Oczywiście byłam przed nim kilka długich chwil przed nim. Usiadłam na ławce, która była pokryta cieniem. Teraz dotarły do mnie myśli, że może popełniłam błąd z wyborem. Co ja tak naprawdę mam w spólnego z tą istotą ludzką. On nie jest mi w stanie zapewnić bezpieczeństwa. Nagle poczułam, że ktoś zasłania mi oczy.
-Taylor?
-Zgadłaś-powiedział muskając ucho powietrzem wypuszczanym z ust.
-Tylko na ciebie czekałam.
-Zawiódłbym się jak byś czekała na jeszcze kogoś.-powiedział z udawanym smutkiem.
-Wiem. Nie martw się teraz jestem 100% wolna.
-Dobrze wiedzieć.-ja tylko w odpowiedzi uśmiechnęłam się szczerze.
Zaczęła się błaha rozmowa na temat tak naprawdę nijaki. Z jego przyjściem moje obawy nad wyborem odpłynęły w siną dal. Nie było po nich nawet cienia. Przy nim było mi tak dobrze. Czułam, że żyję jak normalna nastolatka. Od kilku lat poczułam się bardziej ludzka niż kiedykolwiek.
-Zgodziłabyś się jakbym zaoferował ci jutro podwózkę do szkoły?
-Oczywiście, dlaczego nie.
-Będę u ciebie o 7:30.
Powiedział i poszedł w swoją stronę do domu. Ja zrobiłam to samo. Podczas rozmowy wymieniliśmy się numerami telefonu. Zdążyłam otworzyć drzwi, a dostałam sms. "Hej. Mam nadzieję, że szczęśliwie dotarłaś do domu" bez zastanowienia odpisałam "Hej. Tak. Bardziej martw się o siebie niż o mnie. Czyżbyś się stęsknił?". Po kilku sekundach dostałam odpowiedzieć "Za tobą zawsze i wszędzie o każdej porze dnia i nocy". Uśmiechnęłam się do wyświetlacza i wstukałam "Mój Romeo". Po tym poszłam na górę i zostawiając telefon na górze. Wskoczyłam w krótkie spodenki koloru granatowego, czarną bokserkę oraz brązowe tenisówki. Bez chwili wahania wybiegłam z domu. Skierowałam się do lasu. Nie wiem ile trenowałam, ale w końcu usiadłam, a raczej położyłam się na polonie pełnej śpiących kwiatów. Kiedy zamknęłam oczy by dać sobie kilka chwil magicznego ukojenia. Usłyszałam szmery, a chwilę później byłam nie przytomna.
Ocknęłam się w jakimś opuszczonym magazynie. Nie mogłam w pierwszym momencie zobaczyć napastników, ponieważ światło lamp jarzeniowych oślepiało mnie. Po kilku sekundach ujrzałam rozbawioną twarz Leopolda i jego kolegów ze szkolnej ławy z którymi jak widać utrzymuję kontakt od 150 lat.
-Stajesz się nie ostrożna Samanto.-powiedział dotykając mojej twarzy. Niestety nie mogłam się mu wyrwać, ponieważ byłam przygwożdżona do ściany drewnianymi kajdankami.
-Czego znowu od de mnie chcesz?
-Tego czego chciałem na samym początku.
-Są inne sposoby na zdobycie dziewczyny.
-Wiem, ale ten jest bardziej radykalny.
-Nie sądzę.
-A ja tak. W życiu nie dałabyś mi się zaprosić na spacer ani na nic. Nie masz pojęcia ile czasu cię próbowałem odnaleźć, a teraz gdy już przyjechałaś kompletnie cię nie interesuję.
-Masz całkowitą rację. Być może jakbyś mnie przeprosił za całą krzywdę, którą mi wyrządziłeś bym ci wybaczyła.
-Przepraszam cię.
-Teraz już na to za późno.
-To sobie tutaj umrzesz.
-Możesz mnie nawet zakopać żywcem i tak tym nic nie osiągniesz.
Wtedy drzwi otworzyły się efektownie i uderzyły z impetem o ścianę w progu stał...
piątek, 21 czerwca 2013
Rozdział 7
Kiedy doszliśmy pod dom zobaczyliśmy kompletnie zalanego Leopolda. Miałam go już po dziurki w nosie. Nic sobie z niego nie robiąc weszliśmy do domu. Szczerze miałam dosyć tego miasta wszędzie pojawiały się zamazane obrazy mojego życia jako człowiek. Do tego z jednej strony miałam wielki dylemat. Coraz częściej zastanawiałam się co bym zrobiła gdyby nadszedł czas ostatecznego wyboru. Może kiedyś się dowiem. Teraz mam zamiar się tym nie przejmować.
-Sam?-zapytał Fabian.
-Słucham?
-Co byś powiedziała na mały włam do składu z krwią?
-Spoko.
Tydzień później.
-Hej.-powiedział Taylor.
-Cześć-odpowiedziałam z entuzjazmem.
-Mam wolną chatę w weekend i organizuję imprezę. Przyjdziesz?
-Tak-powiedziałam otwierając szafkę.
W moim życiu wszystko zaczęło układać się lepiej. Może dlatego, że ja i Fabian nie spędzamy ze sobą tyle czasu, ponieważ znalazł piękne mieszkanie. Mogłam robić co chcę. Kiedy siedziałam na lekcji biologii zgłębiając wewnętrzną budowę człowieka. Ujrzałam, że Fabian wymienia się numerami z jakąś dziewczyną. Uśmiechnęłam się do siebie. Zerknęłam na Taylora, który jak zwykle wpatrywał się we mnie jak w święty obraz. Szczerze nie mam pojęcia co mnie do niego przyciąga. Nigdy takiego czegoś nie czułam. Czyżby to była miłość? Chyba tak, ale czy na pewno. Jednak jest mały problem dość znaczący. Mniej więcej takie same uczucia żywię do Fabiana i Taylora. Kompletnie nie mam pojęcia jak to możliwe żebym kochała dwie osoby. U wampira to nie możliwe, czyli jedno musi być złudzeniem. Teraz tylko muszę się dowiedzieć, które jednak to nie będzie łatwe. Kompletnie nie mam planu jak to zrobić. Boję się tego.
-Samanta?-z chwili zamyślenia wyrwał mnie dziwnie znajomy.
-Richard?-szepnęłam.
-Zgadłaś, a zgadnij teraz kogo duszę.-rozejrzałam się po klasie brakowało Taylora.
-Proszę pana mam pilną potrzebę wyjścia do toalety.
-Zezwalam na twoją prośbę.
Wyszłam jak najszybciej z klasy. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w odgłosy. Byli piętro niżej na poziomie z szafkami uczniów. Użyłam szybkiego swoich zdolności mega szybkiego poruszania się. W jednej sekundzie popchnęłam napastnika, który się przewrócił.
-Wszystko w porządku?-zapytałam.
-Teraz już tak.
-Słuchaj mnie Rick nie wiem czego oczekujesz, ale chyba nie chcesz żeby się dla ciebie to źle skończyło.
-Dokładnie-powiedział zjawiając się obok niego Fabian.
Widać było, że był kompletnie zmieszany pojawieniem drugiego wampira. Złapałam Taylora za rękę i jednym nic nie znaczącym pociągnięciem podniosłam go do pionu.
-Miło cię znowu widzieć-powiedział Fabian całując mnie w policzek. Zerknęłam w bok Taylor był ewidentnie zazdrosny. Zaczęło się groźne wymienianie spojrzeń.-Przestańcie!
-Ale o co chodzi?-zapytał Taylor.
-Jakbyś nie wiedział!
-No właśnie my nie wiemy!-powiedział Fabian.
-Faceci! A pozabijajcie się będę mieć spokój!-rzuciłam i wróciłam do klasy.
Wiem, że czas wyboru się zbliża. Nieustannie czuję, że chłopcy ze sobą rywalizują.
Kiedy rozdźwięczał ostatni dzwonek. Wyszłam szybkim krokiem przed szkołę. Jednak nie zdążyłam uciec Fabianowi. Złapał mnie za rękę dzięki temu odwróciłam się do niego twarzą bez słowa podniósł mnie i przerzucił sobie przez ramię. Widziałam, że wszyscy się na nas patrzą.
-Co ty do cholery robisz?-zapytałam.
-Chcę ci coś pokazać-powiedział wsadzając mój szlachetny tyłek do samochodu.
-To nie mogłeś powiedzieć?
-Nie.-spojrzałam na niego z wypisanym w oczach słowem dlaczego-Wtedy nie było by tak ekscytująco.
-Debil. Mój debilek.-powiedziałam czochrając mu włosy kiedy usiadł na miejscu dla kierowcy.
-Ale chociaż twój.
-Czy ty coś chciałbyś mi powiedzieć?
-Po za tym, że cię kocham nic.
Sama nie wiem czy się zakrztusiłam. Jednak te słowa wywarły na mnie piorunujące wrażenie. Po chwili doszłam do siebie dojechaliśmy do luksusowego domu w lesie.
-Co to ma być?
-To mój nowy dom. I co sądzisz?
-Masz gust mimo, że jesteś facetem.
-Dzięki. Obejrzyj go od środka.
Weszłam wnętrze było 100 razy lepsze niż sam dom z zewnątrz. Z każdym pokojem, których było 10 byłam coraz bardziej zdziwiona.
-Piękny.-powiedziałam schodząc po schodach..
-Wiem-wymruczał i przyciągnął mnie do siebie.
-Fabian ja podjęłam decyzje. Wybieram...
-Sam?-zapytał Fabian.
-Słucham?
-Co byś powiedziała na mały włam do składu z krwią?
-Spoko.
Tydzień później.
-Hej.-powiedział Taylor.
-Cześć-odpowiedziałam z entuzjazmem.
-Mam wolną chatę w weekend i organizuję imprezę. Przyjdziesz?
-Tak-powiedziałam otwierając szafkę.
W moim życiu wszystko zaczęło układać się lepiej. Może dlatego, że ja i Fabian nie spędzamy ze sobą tyle czasu, ponieważ znalazł piękne mieszkanie. Mogłam robić co chcę. Kiedy siedziałam na lekcji biologii zgłębiając wewnętrzną budowę człowieka. Ujrzałam, że Fabian wymienia się numerami z jakąś dziewczyną. Uśmiechnęłam się do siebie. Zerknęłam na Taylora, który jak zwykle wpatrywał się we mnie jak w święty obraz. Szczerze nie mam pojęcia co mnie do niego przyciąga. Nigdy takiego czegoś nie czułam. Czyżby to była miłość? Chyba tak, ale czy na pewno. Jednak jest mały problem dość znaczący. Mniej więcej takie same uczucia żywię do Fabiana i Taylora. Kompletnie nie mam pojęcia jak to możliwe żebym kochała dwie osoby. U wampira to nie możliwe, czyli jedno musi być złudzeniem. Teraz tylko muszę się dowiedzieć, które jednak to nie będzie łatwe. Kompletnie nie mam planu jak to zrobić. Boję się tego.
-Samanta?-z chwili zamyślenia wyrwał mnie dziwnie znajomy.
-Richard?-szepnęłam.
-Zgadłaś, a zgadnij teraz kogo duszę.-rozejrzałam się po klasie brakowało Taylora.
-Proszę pana mam pilną potrzebę wyjścia do toalety.
-Zezwalam na twoją prośbę.
Wyszłam jak najszybciej z klasy. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w odgłosy. Byli piętro niżej na poziomie z szafkami uczniów. Użyłam szybkiego swoich zdolności mega szybkiego poruszania się. W jednej sekundzie popchnęłam napastnika, który się przewrócił.
-Wszystko w porządku?-zapytałam.
-Teraz już tak.
-Słuchaj mnie Rick nie wiem czego oczekujesz, ale chyba nie chcesz żeby się dla ciebie to źle skończyło.
-Dokładnie-powiedział zjawiając się obok niego Fabian.
Widać było, że był kompletnie zmieszany pojawieniem drugiego wampira. Złapałam Taylora za rękę i jednym nic nie znaczącym pociągnięciem podniosłam go do pionu.
-Miło cię znowu widzieć-powiedział Fabian całując mnie w policzek. Zerknęłam w bok Taylor był ewidentnie zazdrosny. Zaczęło się groźne wymienianie spojrzeń.-Przestańcie!
-Ale o co chodzi?-zapytał Taylor.
-Jakbyś nie wiedział!
-No właśnie my nie wiemy!-powiedział Fabian.
-Faceci! A pozabijajcie się będę mieć spokój!-rzuciłam i wróciłam do klasy.
Wiem, że czas wyboru się zbliża. Nieustannie czuję, że chłopcy ze sobą rywalizują.
Kiedy rozdźwięczał ostatni dzwonek. Wyszłam szybkim krokiem przed szkołę. Jednak nie zdążyłam uciec Fabianowi. Złapał mnie za rękę dzięki temu odwróciłam się do niego twarzą bez słowa podniósł mnie i przerzucił sobie przez ramię. Widziałam, że wszyscy się na nas patrzą.
-Co ty do cholery robisz?-zapytałam.
-Chcę ci coś pokazać-powiedział wsadzając mój szlachetny tyłek do samochodu.
-To nie mogłeś powiedzieć?
-Nie.-spojrzałam na niego z wypisanym w oczach słowem dlaczego-Wtedy nie było by tak ekscytująco.
-Debil. Mój debilek.-powiedziałam czochrając mu włosy kiedy usiadł na miejscu dla kierowcy.
-Ale chociaż twój.
-Czy ty coś chciałbyś mi powiedzieć?
-Po za tym, że cię kocham nic.
Sama nie wiem czy się zakrztusiłam. Jednak te słowa wywarły na mnie piorunujące wrażenie. Po chwili doszłam do siebie dojechaliśmy do luksusowego domu w lesie.
-Co to ma być?
-To mój nowy dom. I co sądzisz?
-Masz gust mimo, że jesteś facetem.
-Dzięki. Obejrzyj go od środka.
Weszłam wnętrze było 100 razy lepsze niż sam dom z zewnątrz. Z każdym pokojem, których było 10 byłam coraz bardziej zdziwiona.
-Piękny.-powiedziałam schodząc po schodach..
-Wiem-wymruczał i przyciągnął mnie do siebie.
-Fabian ja podjęłam decyzje. Wybieram...
poniedziałek, 10 czerwca 2013
Rozdział 6
Gdy wracałam zobaczyłam przechodząc koło aktualnego pokoju Fabiana jak on stoi przed wielkim lustrem i mówi "Masz wielką urodę Fabianie".
-Hahah-zaczęłam nie okiełznanie chichotać.
-Z czego się śmiejesz?-zapytał sfrustrowany.
-Z ciebie.-powiedziałam wstając z podłogi.
-Nie ładnie.-powiedział chcąc mi zatrzasnąć drzwi przed nosem. Jednak ja je zatrzymałam ręką.
-W moim domu się nie trzaska. Nie masz po za tym wielkiej urody.
-Przestań!-rozkazał.
-Nie-powiedziałam zbiegając po schodach.
-Teraz mi uciekasz.-powiedział używając wampirzych zdolności.
-Tak-powiedziałam i w sekundzie znalazłam się za blatem.
-I tak wie, że ciebie pociągam-powiedział w tym samym momencie kiedy mnie złapał i upadliśmy z impetem na podłogę. Leżał na mnie.
-Zaprzecz, że cię nie pociągam-powiedział patrząc mi głęboko w oczy.
-Nie pociągasz mnie-powiedziałam bez uczuciowo-Teraz mnie spytaj czy nie kłamię?
-Twoje gierki stały się bardziej wyrafinowane.-powiedział podnosząc się i podając mi rękę.
-Wiem-powiedziałam już w pozycji pionowej.
Całą noc spędziłam przy książkach. Kiedy rano byłam spakowana poszłam na górę i stanęłam w samej bieliźnie przed szafą. Po dłuższej chwili zastanowienia nadal nie wybrałam kreacji.
-Gotowa?-zapytał Fabian stając w drzwiach mojego pokoju.
-Nie wiem co na siebie założyć.
-Dla mnie możesz iść tak.
-Faceci.
Ja schyliłam się i wyciągnęłam z szafki turkusowe buty na obcasach, wyblakło niebieskie rurki i niebieską wiązaną koszulę. Do tego dobrałam dodatki w postaci srebrnej bransoletki i wisiorka. Szybko wzięłam z krzesła torbę i poszłam do auta. Pogoda dzisiaj olśniewała swoją urodą.
-Może dzisiaj pojedziemy na moim motorze-powiedział Fabian.
-Możemy.
Po chwili pędziliśmy Nowo Yorskimi drogami pod szkołę. Kiedy zatrzymaliśmy się na parkingu wiedziałam, że wszyscy się na nas patrzą. Zsiadłam z gracją z motoru.
-Zobaczymy się w klasie-szepnęłam.
On w odpowiedzi skinął głową. Poszłam w stronę swojej szafki. Włożyłam do niej niepotrzebne mi na pierwsza lekcje książki. Kiedy zamknęłam szafkę. Ujrzałam kolegów Taylora.
-Słuchaj złociutka!-powiedział udając groźnego-Nie lubimy jak dziewczyny bawią się naszymi uczuciami, więc jeśli nie chcesz żeby twojemu chłopakowi coś się stało to go zostaw.
-Nie niech Taylor zostawi mnie!-powiedziałam podniesionym tonem. Usłyszałam za sobą śmiech Leopolda.
-Widzę, że masz coraz więcej wrogów-powiedział łapiąc mnie za tyłek.
-Spadaj gnojku!-powiedziałam nie miałam ochoty dzisiaj na żadne bójki.
-Co powiecie na grupowe porwanie jej i wykorzystanie. Wtedy ona poczuję się tak jak my.
-Nie słyszałeś kazała ci spadać-powiedział Fabian podduszając go.
-Dziękuje-powiedziałam-Dałabym sobie radę.
-Wiem-powiedział puszczając go-ale chciałem pomóc. W końcu od czego są przyjaciele-powiedział i objął mnie ramieniem.
W takiej pozycji weszliśmy do sali. Usiedliśmy razem w ławce. Dzisiaj w szkole nie widziałam Taylora. Chociaż mnie to wcale nie interesowało. Nie mam pojęcia jak to się stało. To dzięki Fabianowi mnie to nie boli? Czy kocham któregoś z nich? Czy jestem w stanie z którymś się związać? Czy mam na to odwagę? Na żadne z tych pytań nie miałam odpowiedzi. Siedziałam na lekcjach jak cicha nie zauważalna osoba. Wróciłam do domu i pogrążyłam się nad lekturą.

Nastał piątkowy wieczór. Siedziałam właśnie w limuzynie wraz z Fabianem. W mojej nie dawno kupionej granatowej kreacji. Kochałam tą sukienkę. Nie wiem dlaczego, ale ona była dla mnie wyjątkowo.
-Gotowa na tańce-powiedział stając przed parkietem.
-Z tobą zawsze.
Powiedziałam i oboje weszliśmy pewnie na parkiet. Dowolna para miała rozpocząć bal walcem, ale oczywiście albo się wstydzili lub nie potrafili tego tańca.
-Chodź-powiedział Fabian ciągnąc mnie za rękę.
-Nie dawno tego nie tańczyłam.
-Poprowadzę cię-powiedział i spojrzał na mnie tymi swoimi morskimi oczami.
-No dobrze.
Wyszliśmy na środek zaczęła płynąc muzyka. Nie wiem jak, ale doskonale pamiętałam kroki. Szłam płynnie. Kiedy taniec się skończył usłyszeliśmy brawa. Następne były już dyskotekowe hity. Nie do których włączyły się wszystkie dziewczyny, jednak chłopaki jak zwykle woleli podpierać ściany. Na szczęście Fabian kochał tańczyć. Zaczęliśmy poruszać się w rytm robiąc wiele obrotów.
-Jesteś gotowa na salto?
-Nie, przes...-nie zdążyłam dokończyć, ponieważ na sekundę zawisłam w powietrzu głową w dół podpierając się na jego silnych ramionach-Głupek.
-Serio?-powiedział i przerzucił mnie na kark, a później tak zwaną beczką znalazłam się na jego ramionach.
-Przestań. Wszyscy się na nas patrzą.-powiedziałam, a on zaczął wykonywać coraz bardziej skomplikowane ruchy, które tak dobrze znałam.
-To dobrze-powiedział i postawił mnie na ziemi.
Włączyli wolną piosenkę. Przytuliliśmy się do siebie.
-Odbijany-powiedział Taylor.
Teraz to z nim byłam przywarta ciałami. Ta bliskość była cudowna. Nie wiem co do niego czuję. Nie mam pewności. Wolę to w sobie kryć.
-Odpowiesz mi na jedno pytanie?-ja tylko spojrzałam na jego twarz i lekko skinęłam głową-Kochasz mnie?-nie mogłam odpowiedzieć, ponieważ nie znałam na to pytanie odpowiedzi-Tak myślałem. Możesz chociaż temu zaprzeczyć i prosto w twarz powiedzieć, że mnie nie kochasz?-powiedział ja tylko się na niego patrzyłam jak oniemiała. On zaczął się do mnie zbliżać. Wiedziałam, że chcę mnie pocałować. Wyrwałam się z jego objęć.
-Nie mogę zaprzeczyć daj mi czas. Muszę się dowiedzieć co czuję.-powiedziałam odchodząc.
Poszłam i usiadłam na ławce. Nie miałam ochoty z nikim tańczyć. Nie wiem co się ze mną dzieję. Przecież ja nie przechodzę menopauzy. To wszystko jest bezsensu.
-Nie przyszłaś tu siedzieć-powiedział Fabian wyciągając do mnie rękę.
-Zostaw mnie.
-Nie-powiedział wziął mnie na ręce i wyniósł na parkiet. Była wolna piosenka. Kiwałam się w rytm. Czułam jego drażniący mój zmysł zapach.
-Serio chcesz tańczyć?
-Tak.
-Co powiesz na ten kawałek?-dj włączył bardzo szybki kawałek.
-Dorównam twojemu tempu.-powiedział zrzucając z siebie marynarkę. Przyciągnęłam go do siebie za krawat.
Zaczęliśmy tańczyć dobrze znany nam układ, który wymyśliliśmy pięćdziesiąt lat temu. Wychodziło nam idealnie. Widziałam ukradkiem, że wszyscy patrzą się na nas z zazdrością.
-Teraz możemy iść-powiedział Fabian.
-Też tak uważam.
Wyszliśmy razem ja przykryta jego marynarką.
-Dziękuje za wspaniały wieczór.-powiedziałam po dłuższej chwili ciszy.
-Nie ma za co w końcu od czego są przyjaciele.
Kiedy doszliśmy pod dom zobaczyliśmy kompletnie zalanego...
-Hahah-zaczęłam nie okiełznanie chichotać.
-Z czego się śmiejesz?-zapytał sfrustrowany.
-Z ciebie.-powiedziałam wstając z podłogi.
-Nie ładnie.-powiedział chcąc mi zatrzasnąć drzwi przed nosem. Jednak ja je zatrzymałam ręką.
-W moim domu się nie trzaska. Nie masz po za tym wielkiej urody.
-Przestań!-rozkazał.
-Nie-powiedziałam zbiegając po schodach.
-Teraz mi uciekasz.-powiedział używając wampirzych zdolności.
-Tak-powiedziałam i w sekundzie znalazłam się za blatem.
-I tak wie, że ciebie pociągam-powiedział w tym samym momencie kiedy mnie złapał i upadliśmy z impetem na podłogę. Leżał na mnie.
-Zaprzecz, że cię nie pociągam-powiedział patrząc mi głęboko w oczy.
-Nie pociągasz mnie-powiedziałam bez uczuciowo-Teraz mnie spytaj czy nie kłamię?
-Twoje gierki stały się bardziej wyrafinowane.-powiedział podnosząc się i podając mi rękę.
-Wiem-powiedziałam już w pozycji pionowej.
Całą noc spędziłam przy książkach. Kiedy rano byłam spakowana poszłam na górę i stanęłam w samej bieliźnie przed szafą. Po dłuższej chwili zastanowienia nadal nie wybrałam kreacji.
-Gotowa?-zapytał Fabian stając w drzwiach mojego pokoju.
-Nie wiem co na siebie założyć.
-Dla mnie możesz iść tak.-Faceci.
Ja schyliłam się i wyciągnęłam z szafki turkusowe buty na obcasach, wyblakło niebieskie rurki i niebieską wiązaną koszulę. Do tego dobrałam dodatki w postaci srebrnej bransoletki i wisiorka. Szybko wzięłam z krzesła torbę i poszłam do auta. Pogoda dzisiaj olśniewała swoją urodą.
-Może dzisiaj pojedziemy na moim motorze-powiedział Fabian.
-Możemy.
Po chwili pędziliśmy Nowo Yorskimi drogami pod szkołę. Kiedy zatrzymaliśmy się na parkingu wiedziałam, że wszyscy się na nas patrzą. Zsiadłam z gracją z motoru.
-Zobaczymy się w klasie-szepnęłam.
On w odpowiedzi skinął głową. Poszłam w stronę swojej szafki. Włożyłam do niej niepotrzebne mi na pierwsza lekcje książki. Kiedy zamknęłam szafkę. Ujrzałam kolegów Taylora.
-Słuchaj złociutka!-powiedział udając groźnego-Nie lubimy jak dziewczyny bawią się naszymi uczuciami, więc jeśli nie chcesz żeby twojemu chłopakowi coś się stało to go zostaw.
-Nie niech Taylor zostawi mnie!-powiedziałam podniesionym tonem. Usłyszałam za sobą śmiech Leopolda.
-Widzę, że masz coraz więcej wrogów-powiedział łapiąc mnie za tyłek.
-Spadaj gnojku!-powiedziałam nie miałam ochoty dzisiaj na żadne bójki.
-Co powiecie na grupowe porwanie jej i wykorzystanie. Wtedy ona poczuję się tak jak my.
-Nie słyszałeś kazała ci spadać-powiedział Fabian podduszając go.
-Dziękuje-powiedziałam-Dałabym sobie radę.
-Wiem-powiedział puszczając go-ale chciałem pomóc. W końcu od czego są przyjaciele-powiedział i objął mnie ramieniem.
W takiej pozycji weszliśmy do sali. Usiedliśmy razem w ławce. Dzisiaj w szkole nie widziałam Taylora. Chociaż mnie to wcale nie interesowało. Nie mam pojęcia jak to się stało. To dzięki Fabianowi mnie to nie boli? Czy kocham któregoś z nich? Czy jestem w stanie z którymś się związać? Czy mam na to odwagę? Na żadne z tych pytań nie miałam odpowiedzi. Siedziałam na lekcjach jak cicha nie zauważalna osoba. Wróciłam do domu i pogrążyłam się nad lekturą.

Nastał piątkowy wieczór. Siedziałam właśnie w limuzynie wraz z Fabianem. W mojej nie dawno kupionej granatowej kreacji. Kochałam tą sukienkę. Nie wiem dlaczego, ale ona była dla mnie wyjątkowo.-Gotowa na tańce-powiedział stając przed parkietem.
-Z tobą zawsze.
Powiedziałam i oboje weszliśmy pewnie na parkiet. Dowolna para miała rozpocząć bal walcem, ale oczywiście albo się wstydzili lub nie potrafili tego tańca.
-Chodź-powiedział Fabian ciągnąc mnie za rękę.
-Nie dawno tego nie tańczyłam.
-Poprowadzę cię-powiedział i spojrzał na mnie tymi swoimi morskimi oczami.
-No dobrze.
Wyszliśmy na środek zaczęła płynąc muzyka. Nie wiem jak, ale doskonale pamiętałam kroki. Szłam płynnie. Kiedy taniec się skończył usłyszeliśmy brawa. Następne były już dyskotekowe hity. Nie do których włączyły się wszystkie dziewczyny, jednak chłopaki jak zwykle woleli podpierać ściany. Na szczęście Fabian kochał tańczyć. Zaczęliśmy poruszać się w rytm robiąc wiele obrotów.
-Jesteś gotowa na salto?
-Nie, przes...-nie zdążyłam dokończyć, ponieważ na sekundę zawisłam w powietrzu głową w dół podpierając się na jego silnych ramionach-Głupek.
-Serio?-powiedział i przerzucił mnie na kark, a później tak zwaną beczką znalazłam się na jego ramionach.
-Przestań. Wszyscy się na nas patrzą.-powiedziałam, a on zaczął wykonywać coraz bardziej skomplikowane ruchy, które tak dobrze znałam.
-To dobrze-powiedział i postawił mnie na ziemi.
Włączyli wolną piosenkę. Przytuliliśmy się do siebie.
-Odbijany-powiedział Taylor.
Teraz to z nim byłam przywarta ciałami. Ta bliskość była cudowna. Nie wiem co do niego czuję. Nie mam pewności. Wolę to w sobie kryć.
-Odpowiesz mi na jedno pytanie?-ja tylko spojrzałam na jego twarz i lekko skinęłam głową-Kochasz mnie?-nie mogłam odpowiedzieć, ponieważ nie znałam na to pytanie odpowiedzi-Tak myślałem. Możesz chociaż temu zaprzeczyć i prosto w twarz powiedzieć, że mnie nie kochasz?-powiedział ja tylko się na niego patrzyłam jak oniemiała. On zaczął się do mnie zbliżać. Wiedziałam, że chcę mnie pocałować. Wyrwałam się z jego objęć.
-Nie mogę zaprzeczyć daj mi czas. Muszę się dowiedzieć co czuję.-powiedziałam odchodząc.
Poszłam i usiadłam na ławce. Nie miałam ochoty z nikim tańczyć. Nie wiem co się ze mną dzieję. Przecież ja nie przechodzę menopauzy. To wszystko jest bezsensu.
-Nie przyszłaś tu siedzieć-powiedział Fabian wyciągając do mnie rękę.
-Zostaw mnie.
-Nie-powiedział wziął mnie na ręce i wyniósł na parkiet. Była wolna piosenka. Kiwałam się w rytm. Czułam jego drażniący mój zmysł zapach.
-Serio chcesz tańczyć?
-Tak.
-Co powiesz na ten kawałek?-dj włączył bardzo szybki kawałek.
-Dorównam twojemu tempu.-powiedział zrzucając z siebie marynarkę. Przyciągnęłam go do siebie za krawat.
Zaczęliśmy tańczyć dobrze znany nam układ, który wymyśliliśmy pięćdziesiąt lat temu. Wychodziło nam idealnie. Widziałam ukradkiem, że wszyscy patrzą się na nas z zazdrością.
-Teraz możemy iść-powiedział Fabian.
-Też tak uważam.
Wyszliśmy razem ja przykryta jego marynarką.
-Dziękuje za wspaniały wieczór.-powiedziałam po dłuższej chwili ciszy.
-Nie ma za co w końcu od czego są przyjaciele.
Kiedy doszliśmy pod dom zobaczyliśmy kompletnie zalanego...
Rozdział 5
-Słuchaj pójdziesz ze mną na piątkowy bal?
-To w piątek jest bal?-zapytałam kompletnie zdziwiona.
-Tak.
-W sumie nie mam nic ciekawszego do roboty.
-Przyjadę po ciebie o 18.
-Okey.
Razem poszliśmy do klasy. Ciągle się śmiejąc. Stwierdziłam, że dobrze czuję się w jego towarzystwie. Lekcje mijały mi jedna za drugą nim się obejrzałam jechałam do galerii po sukienkę. Musiałam wybrać coś olśniewającego. Weszłam do sklepu gdzie projekty są przesyłane przez najsławniejszych projektantów. Wiedziałam, że ze szkoły mało kogo stać na takie luksusy. Wybrałam granatową idealnie podkreślającą moją figurę kreacje. Nie zwracałam uwagi na cenę, ponieważ na koncie mam jeszcze kupę pieniędzy po już dawnym spadku po rodzicach. Kiedy wracałam do mojej dzielnicy jakaś wewnętrzna siła ciągnęła mnie do budynku zwanym szkołą. Tak też zrobiłam. Wiedziała, że posiadam nie zawodzący mnie instynkt. Kiedy zaparkowałam samochód w jednej ze sal paliło się światło. Po cichu zamknęłam drzwiczki. Kiedy wciągnęłam powietrze w nozdrza wyczułam kilka wampirów i jeden dobrze mi znany zapach Taylora. Szybko weszłam do budynku. Kiedy doszłam do sali gdzie znajdowali się napastnicy. Zaczęłam używać tak zwanego wampirzego kroku i w mgnieniu oka ukręciłam karki towarzyszą Leopolda. Niestety pominęłam fakt, że mój stworzyciel zniknął. Bez zastanowienia podeszłam do Taylora.
-Nie bój się nic ci się już nie stanie.-powiedziałam hipnotyzując go.
-Nic mi nie będzie-powtórzył.Wtedy poczułam jak we mnie wbija się kołek nie mogłam się ruszyć byłam kompletnie sparaliżowana.
-Jak ci pomóc?
-Wyciągnij to ze mnie.-złapał za narzędzie zbrodni i jednym zdecydowanym ruchem wyciągnął je.
-Jesteś wampirem potrzebna ci krew do zregenerowania.-powiedział przytykając mi swój nadgarstek do twarzy.
-Nie powstrzymam się. Zanieś mnie do auta tam mam specjalnego dla mnie drinka.
Bez słowa wziął mnie na ręce i wyniósł z budynku. Kiedy wsadził mnie do samochodu. W torebce znalazłam butelkę z krwią. Dorwałam się do niej, a rana w mgnieniu oka zniknęła. Widziałam, że Taylor się mnie przygląda.
-Masz świadomość tego, że jeśli zdradzisz mój sekret nie dożyjesz następnego dnia.
-Nie zdradzę.-popatrzył mi się głęboko w oczy. Później wpił się w moje usta jak pijawka. W jego pocałunkach mogłam wyczuć istny ogień podniecenia oraz namiętności. Chciałam żeby ta cudowna chwila nie kończyła się nigdy.-Kocham cię.-powiedział odrywając się od de mnie, a słowa wypowiedział patrząc mi prosto w oczy.
-Nie używaj takich słów kiedy tylko chwilę mnie znasz.
-Będę, ponieważ czuję jakbym znał cię całe życie.
Nic nie odpowiedziałam miałam mętlik w głowie. Odpaliłam silnik i łamiąc wszystkie przepisy odwiozłam go do domu. Nie patrzyłam się na niego. Bez słowa wysiadł z samochodu. Kiedy podjechałam pod swój dom na maskę samochodu wskoczył Fabian, czyli mój stary przyjaciel. Dzięki nie mu odnalazłam się w tym skomplikowanym świecie. Przy nim nie musiałam nikogo udawać. Wysiadłam z auta i uściskałam go na przywitanie.
-Widzę, że znalazłaś sobie kozła ofiarnego-powiedział ze smutkiem w oczach.
-Co ty tutaj robisz?
-Pamiętasz równe 50 lat temu obiecałaś mi, że spotkamy się w nowym yorku.
-Pamiętam-powiedziałam.
-A co do Taylora to widziałem jak na niego patrzysz ty go kochasz.
-Właśnie tego nie wiem.-powiedziałam smutno.
-Nie smuć się jestem teraz w twojej klasie.-spojrzałam na niego pytająco-No co każdy może czasami zahipnotyzować osobę.
-O więcej nie pytam.
-Widzę, że Leopold nie odpuszcza.
-Niestety. Mam ochotę stąd uciec.
-Nie rób tego pokaż mu, że możesz wszystko. I mam pytanie-podniosłam pytająco jedną brew-Mogę się u ciebie zatrzymać?
-Jasne. Mam wielkie dom i garaż, a ty masz motor. Od kiedy jeździsz?
-Nie wiem tak ostatnio coś mnie natchnęło.-powiedział-Słyszałem o balu idziesz już z kimś?
-Taylor mnie zaprosił, ale co do niego nie jestem jeszcze pewna. Nie wiem co mam z nim zrobić.
-Przemień go jeśli ci na nim zależy.
-Oto chodzi, że nie wiem tego. Rozpakuj się, a ja idę wziąć kąpiel.
Widziałam jak bierze torby i idzie do wskazanego prze ze mnie pokoju. Ja szybko z ciągnęłam ubrania z siebie i wzięłam, że sobą do łazienki dresy i bokserkę. Do wanny pełnej wody z pianą. Weszłam i schowałam się w niej po uszy. Wzięłam do ręki pilota od wieży i puściłam muzykę. Czułam się cudownie odprężona. Zamknęłam oczy. Z chwili błogiej wolności wyrwał mnie głos Fabiana.
-Może pomóc?-zapytał z szarmanckim uśmiechem.
-Idź sobie.-powiedziałam.
-Z chęcią pójdę do ciebie.
-Wyjdź z tego pomieszczenia.
-Już nie udawaj takiej cnotki. Pamiętam co wyprawiałam w Chicago 53 lata temu.
-Weź mi nie przypominaj.
-To jak z moją propozycją?
-Wyjdź stąd, weź zeszyty i spisz lekcje.
-Dobrze mamo.
-Jestem za ładna na matkę.
-Wmawiaj to sobie-powiedział wychodząc i się śmiejąc.
Kiedy wyszłam z cieplutkiej wody szybko wskoczyłam w świeże ubrania. Poszłam dokładnie zamknąć garaż. Gdy wracałam zobaczyłam...
-To w piątek jest bal?-zapytałam kompletnie zdziwiona.
-Tak.
-W sumie nie mam nic ciekawszego do roboty.
-Przyjadę po ciebie o 18.
-Okey.
Razem poszliśmy do klasy. Ciągle się śmiejąc. Stwierdziłam, że dobrze czuję się w jego towarzystwie. Lekcje mijały mi jedna za drugą nim się obejrzałam jechałam do galerii po sukienkę. Musiałam wybrać coś olśniewającego. Weszłam do sklepu gdzie projekty są przesyłane przez najsławniejszych projektantów. Wiedziałam, że ze szkoły mało kogo stać na takie luksusy. Wybrałam granatową idealnie podkreślającą moją figurę kreacje. Nie zwracałam uwagi na cenę, ponieważ na koncie mam jeszcze kupę pieniędzy po już dawnym spadku po rodzicach. Kiedy wracałam do mojej dzielnicy jakaś wewnętrzna siła ciągnęła mnie do budynku zwanym szkołą. Tak też zrobiłam. Wiedziała, że posiadam nie zawodzący mnie instynkt. Kiedy zaparkowałam samochód w jednej ze sal paliło się światło. Po cichu zamknęłam drzwiczki. Kiedy wciągnęłam powietrze w nozdrza wyczułam kilka wampirów i jeden dobrze mi znany zapach Taylora. Szybko weszłam do budynku. Kiedy doszłam do sali gdzie znajdowali się napastnicy. Zaczęłam używać tak zwanego wampirzego kroku i w mgnieniu oka ukręciłam karki towarzyszą Leopolda. Niestety pominęłam fakt, że mój stworzyciel zniknął. Bez zastanowienia podeszłam do Taylora.
-Nie bój się nic ci się już nie stanie.-powiedziałam hipnotyzując go.
-Nic mi nie będzie-powtórzył.Wtedy poczułam jak we mnie wbija się kołek nie mogłam się ruszyć byłam kompletnie sparaliżowana.
-Jak ci pomóc?
-Wyciągnij to ze mnie.-złapał za narzędzie zbrodni i jednym zdecydowanym ruchem wyciągnął je.
-Jesteś wampirem potrzebna ci krew do zregenerowania.-powiedział przytykając mi swój nadgarstek do twarzy.
-Nie powstrzymam się. Zanieś mnie do auta tam mam specjalnego dla mnie drinka.
Bez słowa wziął mnie na ręce i wyniósł z budynku. Kiedy wsadził mnie do samochodu. W torebce znalazłam butelkę z krwią. Dorwałam się do niej, a rana w mgnieniu oka zniknęła. Widziałam, że Taylor się mnie przygląda.
-Masz świadomość tego, że jeśli zdradzisz mój sekret nie dożyjesz następnego dnia.
-Nie zdradzę.-popatrzył mi się głęboko w oczy. Później wpił się w moje usta jak pijawka. W jego pocałunkach mogłam wyczuć istny ogień podniecenia oraz namiętności. Chciałam żeby ta cudowna chwila nie kończyła się nigdy.-Kocham cię.-powiedział odrywając się od de mnie, a słowa wypowiedział patrząc mi prosto w oczy.
-Nie używaj takich słów kiedy tylko chwilę mnie znasz.
-Będę, ponieważ czuję jakbym znał cię całe życie.
Nic nie odpowiedziałam miałam mętlik w głowie. Odpaliłam silnik i łamiąc wszystkie przepisy odwiozłam go do domu. Nie patrzyłam się na niego. Bez słowa wysiadł z samochodu. Kiedy podjechałam pod swój dom na maskę samochodu wskoczył Fabian, czyli mój stary przyjaciel. Dzięki nie mu odnalazłam się w tym skomplikowanym świecie. Przy nim nie musiałam nikogo udawać. Wysiadłam z auta i uściskałam go na przywitanie.
-Widzę, że znalazłaś sobie kozła ofiarnego-powiedział ze smutkiem w oczach.
-Co ty tutaj robisz?
-Pamiętasz równe 50 lat temu obiecałaś mi, że spotkamy się w nowym yorku.
-Pamiętam-powiedziałam.
-A co do Taylora to widziałem jak na niego patrzysz ty go kochasz.
-Właśnie tego nie wiem.-powiedziałam smutno.
-Nie smuć się jestem teraz w twojej klasie.-spojrzałam na niego pytająco-No co każdy może czasami zahipnotyzować osobę.
-O więcej nie pytam.
-Widzę, że Leopold nie odpuszcza.
-Niestety. Mam ochotę stąd uciec.
-Nie rób tego pokaż mu, że możesz wszystko. I mam pytanie-podniosłam pytająco jedną brew-Mogę się u ciebie zatrzymać?
-Jasne. Mam wielkie dom i garaż, a ty masz motor. Od kiedy jeździsz?
-Nie wiem tak ostatnio coś mnie natchnęło.-powiedział-Słyszałem o balu idziesz już z kimś?
-Taylor mnie zaprosił, ale co do niego nie jestem jeszcze pewna. Nie wiem co mam z nim zrobić.
-Przemień go jeśli ci na nim zależy.
-Oto chodzi, że nie wiem tego. Rozpakuj się, a ja idę wziąć kąpiel.
Widziałam jak bierze torby i idzie do wskazanego prze ze mnie pokoju. Ja szybko z ciągnęłam ubrania z siebie i wzięłam, że sobą do łazienki dresy i bokserkę. Do wanny pełnej wody z pianą. Weszłam i schowałam się w niej po uszy. Wzięłam do ręki pilota od wieży i puściłam muzykę. Czułam się cudownie odprężona. Zamknęłam oczy. Z chwili błogiej wolności wyrwał mnie głos Fabiana.
-Może pomóc?-zapytał z szarmanckim uśmiechem.
-Idź sobie.-powiedziałam.
-Z chęcią pójdę do ciebie.
-Wyjdź z tego pomieszczenia.
-Już nie udawaj takiej cnotki. Pamiętam co wyprawiałam w Chicago 53 lata temu.
-Weź mi nie przypominaj.
-To jak z moją propozycją?
-Wyjdź stąd, weź zeszyty i spisz lekcje.
-Dobrze mamo.
-Jestem za ładna na matkę.
-Wmawiaj to sobie-powiedział wychodząc i się śmiejąc.
Kiedy wyszłam z cieplutkiej wody szybko wskoczyłam w świeże ubrania. Poszłam dokładnie zamknąć garaż. Gdy wracałam zobaczyłam...
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)