Obserwatorzy ^^

czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział 26

-Jeśli tak to zerwij naszyjnik-powiedział, a ja złapałam klejnot pociągnęłam za niego jednym zdecydowanym ruchem po czym naszyjnik się pod wpływem siły musiał pęknąć. Cisnęłam nim w niego.
-Widzisz nic dla mnie nie znaczysz.

Wskoczyłam do samochodu po czym zatrzasnęłam drzwiczki. Odpaliłam silnik. Włączyłam radio i nie oglądając się za siebie ruszyłam na Florydę. Tam zawsze miałam dobry humor. Jechałam mi bardzo dobrze znanymi uliczkami. Usłyszałam dźwięk dzwonka telefonu.

-Halo?-zapytałam nie patrząc na wyświetlacz.
-No hejka. Wyjechałaś już?
-Tak.
-Znając ciebie szybko tutaj dojedziesz.
-Raczej. W ogóle u ciebie, która jest godzina.
-Dobrze po 22.
-U nas dopiero 18 dochodzi.
-Słuchaj wejdziesz na skypa?
-W aucie? Ty normalny jesteś?
-No przecież wiem, że wzięłaś laptopa i przenośny internet.
-No wiem. Za nie całe pięc minut będę.-Powiedziałam i zjechałam na stacje paliw. Otworzyłam podręczną torbę i wyjęłam sprzęt. Podłączyłam. Wpisałam szybko login i hasło. Zdążyłam się zalogować, a on już dzwonił.
-No widzisz dla chcącego nic trudnego-powiedział witając mnie przepięknym uśmiechem szkoda tylko, że przez neta.
-Dobra ja zaraz wracam, bo muszę zatankować.-wyszłam z auta. Podeszłam do zbiornika z paliwem. Szybko napełniłam bak do pełna. Poszłam zapłacić.
-Kogo my tu mamy?-powiedział Leopold.
-Co ty tu robisz?-zapytałam ze zdziwieniem.
-Jadę na wakacje.
-Miłego wypoczynku.
-A ty gdzie pędzisz?
-Odwiedzić Taylora na Florydzie.-powiedziałam uśmiechając się.
-Uuuu.... Coś czuję, że będzie gorąco.
-Może-odpowiedziałam wsiadając do auta.
-Z kim rozmawiałaś?-zapytał mój kamerkowy rozmówca.
-A Leopold jedzie na wycieczkę i spotkałam go.
-Coś pomiędzy wami jest?
-Nie skąd ta myśl?-spytałam wjeżdżając na autostradę.
-Nie wiem. W ogóle masz kogoś?
-Tak.
-Co?!-krzyknął i spadł z krzesła. Zaczęłam się z niego śmiać.
-Pa.-powiedziałam i wyłączyłam laptopa.

Czeka mnie jeszcze kilka nudnych godzin za kółkiem. Podkręciłam radio na maksa. Zaczęłam nucić znane mi kawałki.

***Trzy godziny później***
Podjechałam właśnie pod bramę pięknej Villi z basenem i podświetlonym ogrodem. Po chwili wejście się otworzyło. Z tego co wiem jest środek nocy, a Taylor stał w drzwiach i patrzył się na mnie determinującym wzrokiem.

-Hej-powiedziałam wyciągając torby z bagażnika.
-Kogo masz?
-Wspaniałych przyjaciół.
-Wiesz co! Przez ciebie nie mogłem spać.
-Hahah... To dobrze.
-Nie.
-Właśnie tak. Pytanie gdzie stacjonuję.-zapytałam patrząc mu prosto w oczy.
-Hmmm... Nie przeszkadzało by ci gdybyśmy dzielili razem pokój?
-Nie.-powiedziałam z uśmieszkiem.

"Oż ty mały zboczeńcu takie miałeś do mnie plany"~pomyślałam nawet nie skapnęłam się, że mrużę oczy.

-Nad czym myślisz?-powiedział przyciągając mnie do siebie w swoim pokoju.
-Nad tym co planujesz?
-Wiesz. Najpierw mam pytanie.
-Jakie?-powiedziałam i oboje popatrzyliśmy sobie w oczy.
-Zostaniesz moją dziewczyną?
-Tak.
-Serio? Tym razem ma nie być tak jak ostatnio.
-Nie będzie-powiedziałam, a nasze twarze dzieliło kilka centymetrów.

Ta odległość ciągle się zmniejszała. Nadchodzącą chwilę przerwało nam...



Przepraszam, że to taka krótka notka po tak długim czasie, ale nie miałam czasu pisać. Do tego mam przykrą wiadomość następny rozdział pojawi się dopiero w pierwszym tygodniu września. Nie będę miała wcześniej czasu, ponieważ w niedzielę o 6 rano wyjeżdżam nad morze. Wracam dopiero sobota a niedziela tego nie jestem pewna. Więc do zobaczenia. ;***

czwartek, 15 sierpnia 2013

Rozdział 25

Wtedy nie wiem jak to się stało, ale znalazłam się w wielkiej sali kinowej i pokazał mi na wielkim ekranie ile razu mi ratował życie. Patrzyłam się, a wzrokiem wciąż szukałam mojego towarzysza. Nigdzie go, jednak nie widziałam.

-Wystarczy!-krzyknęłam. Zaczęłam się wspinać do wyjścia, a kiedy nacisnęłam klamkę znalazłam się z powrotem na cmentarzu.
-Wierzysz?
-Zostaw mnie.

Najnormalniej w świecie uciekłam z cmentarza. Tyle powinnam mu zawdzięczać. Owszem ratował mnie, a teraz myśli, że ja będę go słuchać jakby był moim panem. Nie wydaję mi się. Zwinnie przeszłam przez bramę. Nie obróciłam się nawet za siebie. Nie chciałam mieć z nim więcej do czynienia. Z tego co wywnioskował chciał ze mnie zrobić zwykła marionetkę. Wpadłam do domu jak tykająca bomba, a na oknie zobaczyłam karteczkę z napisem "Przepraszam". Nie chciałam na to patrzeć. O dziwo nie miałam nic zadane. Całą noc spędziłam na czytaniu książki.


***Dziewiąta***
Zaczynała się właśnie druga lekcja. Spojrzałam nie chętnie na salę. Po czym weszłam do niej. Usiadłam w ostatniej ławce.

-Samanta!-usłyszałam krzyk nauczycielki.
-Co?
-Masz teraz iść na zaplecze ze mną.-wstałam i weszłam na miejsce. Osobniczka za, którą się podawała tak naprawdę była to Olga.
-Czego ty od de mnie chcesz?-krzyknęłam. Znalazłam się w innym pomieszczeniu. Jakiejś starej szopie.
-Pragnę tylko twojej śmierci-powiedziała, a cały pokój zapłonął.
-Co ja ci takiego zrobiłam?
-Mój ukochany Jeremiasz się przez ciebie się powiesił.
-No widzisz nie chciał ciebie po mnie-powiedziałam. Co ją bardziej rozgniewało.
-Nie denerwuj mnie jeszcze bardziej.
-Posłuchaj, wiem co teraz czujesz osoba, którą kocham jest z tobą i nic do tego nie mam. Mi również złamałaś serce. Druga wyjechała dla własnego bezpieczeństwa. Ty mnie dalej niszczysz. Nawet nie wiesz co ja czuję.
-Jakoś po tobie tego nie widać-stwierdziła dobitnie.
-Bo tego nie pokazuję nienawidzę kiedy ktoś się na de mną użala.
-Poczekaj skąd masz ten wisiorek.-powiedziała.
-Dostałam od znajomego.
-Jedynie kto go posiadał to Nathan. Jest jedynym najstarszym.
-Zgadza się-powiedział i wyszedł zza filaru.
-To ty-powiedziałam i aż się zakrztusiłam był to chłopak, którego spotykałam nawet za ludzkiego życia. Do tego ostatnio stał się bardzo przystojny. Jego brązowe dłuższe włosy idealnie podkreślały wyraziste rysy twarzy. Para oczu o kolorze ciepłego brązu. Muskularna budowa i do tego jeden z najlepszych uczniów.
-Olga masz ją zostawić.
-Bo co ty mi tak każesz?-zapytała ze zbulwersowaniem.
-Nathan zostaw ją! Olga nie!-krzyknęłam, ale było już za późno. Rozpętało się istne piekło. Nie miałam dokąd uciec z każdej strony był ogień.

Po raz pierwszy w życiu czułam się jak w uwięzi. Nie mogłam pomóc żadnych ze stron. Nawet ucieczka nie wchodziła w grę.

-Aaaaa!-krzyknęłam na całe gardło.
-Czego?!-odpowiedzieli oboje.
-Jesteście żałośni. Ty nie potrafiłeś mi pokazać twarzy, a ona ukradła mi chłopaka, a teraz jeszcze się bijecie.-niedługo potem poleciało kolejne zaklęcie tylko w moją stronę, a ja znalazłam się w jakimś strasznym pokoju.
-Lepiej?-zapytał stojąc przy oknie.
-Nie. Gdzie ja jestem?
-W bezpiecznym miejscu. Nikt cię tutaj nie skrzywdzi.
-Ja nie chcę tu być.
-I tak się stąd nie wydostaniesz.-stwierdził z rozbawieniem.
-Masz mnie wypuścić i to już.
-Nieee...-odpowiedział.

Wybiegłam z pokoju. Nie wiem jak to się stało, ale znalazłam się z powrotem w szkole. Życie tam jakby zwolniło i teraz dopiero nabierało tempa. Dziwne. Jeszcze dziwniejszy był wzrok Nathana, który znalazł się za oknem. Mierzył mnie spojrzeniem, które matka posyła nieposłusznemu dziecku. Odwróciłam czym prędzej wzrok. Poczułam jak wibruję mój telefon. Wiedziałam, że zbliża się długi weekend. Czas odwiedzić Taylora. Wyciągnęłam urządzenie z kieszeni. Spojrzałam na imię osoby, która napisała.

"Zadzwoń do mnie jak tylko będziesz mogła. ;*
Taylor"

Uśmiechnęłam się do siebie.

-Samanta czy ty trzymasz w ręce telefon?-zapytała nauczycielka.
-Tak i co w związku z tym-zapytałam.
-Jest lekcja. Masz zakaz korzystania z telefonu.
-Hmmm... Ja z niego nie korzystam tylko sprawdzam wiadomości.
-Telefon do pudełka.
-To jest moja prywatna rzecz nie ma prawa pani go skonfiskować...
-Ależ mam-odpowiedziała wkurzona.
-Nieee. Niech pani sprawdzi przepisy.-wtedy rozbrzmiał dzwonek.
-Masz szczęście.

Wzięłam szybko rzeczy. Telefon znowu miałam w ręce. Szybko przerzuciłam torbę przez ramię. Wybrałam numer, który znałam już na pamięć.

-Hej.-powiedział po dwóch sygnałach.
-Dostałam wiadomość o czym chciałeś rozmawiać i to w dodatku tak pilnie?-powiedziałam podchodząc do swojej szafki.
-Nie mów, że próbowali ci zabrać telefon.-powiedział z rozbawieniem.
-Ciebie to bawi?
-Tak. Słuchaj co planujesz na długi weekend?
-A to o to ci chodziło?-zapytałam uśmiechając się sama do siebie.
-Sam nie uwierzysz ...-wykrzyczała Kate, a ja uciszyłam ją palcem i trzasnęłam dżwiczkami.
-Posłuchaj mam wolny dom na weekend. Moi rodzice lecą na Hawaje.
-I chcesz żebym do ciebie przyjechała?
-Właściwie to tak.-powiedział dziwnym głosem.
-Czemu się rumienisz?
-Wcale nie i skąd to wiesz nie widzisz mnie.
-Taylor znam cię jak nikt inny. Nie okłamuj mnie.
-Dobra. Mam do ciebie kilka planów, ale przyjedź proszę.
-Słuchaj mam jeszcze dwie lekcje i to w-f. Powiem, że jestem niedysponowana i przyjadę najszybciej jak się da. Szykuj się-powiedziałam ponętnie.
-Ty mnie doprowadzisz do szaleństwa.
-Wiem.-rozłączyłam się doszłam właśnie do pokoju w-f.-Proszę pana.
-Słucham cię mój asie sportowy.-zapytał z uśmiechem. Teraz dopiero dostrzegłam, że jest niezwykle przystojnym nauczycielem dopiero po studiach.
-Mogę dzisiaj nie ćwiczyć. Nadszedł co miesięczny problem kobiet.
-Jasne. Leć do domu. Zaraz wypiszę ci zwolnienie.
-Dziękuje-powiedziałam i posłałam mu olśniewający uśmiech.

Dostałam świstek, który pokazałam ochroniarzowi. Nie miałam problemów z wyjściem z budynku. Szybko dotarłam do mojego domu. Kiedy skończyłam się pakować zeszłam do auta. Wrzuciłam dwie torby do bagażnika. Kiedy go zamknęłam. Ujrzałam Nathana. O mało nie wypuściłam podręcznej torebki.

-Nie powinnaś jechać-stwierdził.
-Bo co ty mi tak mówisz.
-On ma co do ciebie fikuśne myśli.
-No i co z tego?
-On je spełni, a ty mu ulegniesz.
-A pomyślałeś o tym, że ja to chcę-powiedziałam otwierając drzwiczki. Wrzuciłam tam torebkę.
-Wcale nie.
-Skąd ty możesz to wiedzieć?-zapytałam stając z nim twarzą w twarz.
-Ty go nie kochasz.
-Jesteś tego pewny? Twoim zdaniem kogo kocham?
-Mnie.
-Jesteś śmieszny-powiedziałam i odwróciłam się aby wsiąść do auta. Jednak on złapał mnie za nadgarstek i chciał mnie pocałować. Jednak ja z całej siły zdzieliłam go w twarz.
-Za co to?-zapytał zdezorientowany.
-Twoje zaklęcia na mnie nie działają.
-Bo ich nie używałem-powiedział ocierając krew.
-Jesteś żałosny. Ja cię nie kocham. Zrozum to.
-Jeśli tak to zerwij naszyjnik-powiedział, a ja....

środa, 14 sierpnia 2013

Rozdział 24

-Co ty tutaj robisz?-zapytał męski bardzo niski głos. Kiedy się obróciłam ujrzałam zarys postaci skąpanej w cieniu wielkiego drzewa.
-Siedzę nie widać-odpowiedziałam-Kim ty w ogóle jesteś?
-Dowiesz się w swoim czasie.
-Możesz się chociaż pokazać, a nie stać jak dąb przy tym drzewie chowając się w cieniu.
-Nie.
-Zresztą co cię to interesuję. Weź stąd idź nie mam ochoty na towarzystwo nikogo, a szczególnie jakiegoś faceta.
-Przez Fabiana?
-Tak-powiedziałam i wtedy mnie olśniło-Czekaj skąd ty o tym wiesz? To ty jesteś tym, który gadał to zaklęcie.
-Nie jestem tylko czarownikiem posiadam cechy wampirów. Jedna różnica nie piję krwi tylko odżywiam się jak człowiek.
-Po co mnie ratujesz?
-Bo chcę żebyś żyła.
-A pomyślałeś, że ja tego nie chcę.

Powiedziałam i zniknęłam sprzed jego oczu. Nie miałam ochoty na jego towarzystwo zresztą nie chciałam żadnego towarzystwa. Zwinnie przeskoczyłam plot, a sekundę później wkładałam kluczyki do stacyjki. Wykonywane czynności przerwała mi karteczka, która wraz z naszyjnikiem wysiały na lusterku. Zignorowałam je ruszyłam wprost do mieszkania.

Trzydzieści minut po ożywiającym prysznicu. Otuliłam się puchatym ręcznikiem i otworzyłam kartkę.

"I tak wiem, że będziesz mnie pewnego dnia szukać. Jestem tego pewny. Co do wisiorka to taki prezent od de mnie. Dzięki nie mu będziesz wiedziała kto ma wrogie zamiary do ciebie. Oczywiście nie musisz mi wierzyć ani mnie słuchać. Zrobisz co będziesz chciała. Wiem jedno dla informacji o mnie zrobisz wszystko. Gdybyś coś chciała będę w miejscu dzisiejszego spotkania.
Ukryty w cieniu :)"

Nie wiem dlaczego, ale uśmiechnęłam się do kartki. Położyłam ją ładnie na półce. Poszłam ubrać się w jeansowe spodnie, czarne conversy, biało-kremową bluzkę, beżowy komin i czarną skórę.

Usiadłam przy biurku i zaczęłam nadrabiać zaległości. Spojrzałam na lampkę na, której wisiał naszyjnik. Patrzyłam się na niego przez chwilę. Jest piękny. Duży szafir obsadzony w około diamencikami do tego srebrny łańcuszek. Co mi tam założę go. Przełożyłam przez głowę łańcuszek i zanim zdążyłam się porządnie pożywić musiałam wychodzić do szkoły. Spakowałam szybko strój na w-f. Wampirzym tempem znalazłam się przy samochodzie. Wrzuciłam torbę na miejsce pasażera. Włączyłam wsteczny. Później jedynkę i wyjechałam z parkingu, a nie długo później znalazłam się na kolejnym miejscu zostawiania samochodów. Szybko wyszłam z auta. Zobaczyłam, że mój naszyjnik cudownie mieni się w słońcu.

-Sam poczekaj-krzyknęła, a raczej pisnęła swoim głosem Kate, która o dziwo została podwieziona przez Leo.
-Co tam?-powiedziałam z uśmiechem.
-Nic. Piękny naszyjnik.
-Dziękuje.
-Od kogo go dostałaś?-zapytała-Fabian czy Taylor?
-Żaden z nich.-powiedziałam i się uśmiechnęłam.
-To kto?-zapytał podejrzliwie Leopold.
-A to już moja słodka tajemnica-powiedziałam i obróciłam się na pięcie.

Po czym z gracją poszłam na pierwszą lekcje. Wiedziałam, że oni stoją jak wryci. Myśleli, że będą musieli mnie pocieszać. Jednak wiedziałam, że dzisiaj coś mi popsuje humor i tak się stało. Zobaczyłam Olgę całującą się z Fabianem. Robi na złość pomyślałam i ruszyłam dalej z uśmiechem korytarzem. Lekcja godzina goniła kolejną. Kiedy usłyszałam dźwięk ostatniego dzwonka zamiast pójść na parking. Skierowałam się na trybuny przy szkolnym boisku. Rzuciłam torbę przy pierwszym rzędzie. Weszłam po ławkach na samą górę. Stanęłam przy poręczy i pozwoliłam moim włosom falować na wietrze. Zamknęłam oczy. Pozwoliłam moim zmartwieniom po prostu odfrunąć.

-Jednak go założyłaś-usłyszałam. Chciałam się odwrócić. Jednak jego ręka mnie powstrzymała-Nie odwracaj się, bo zniknę.
-Dziwne warunki stawiasz.
-Wiem, a ty je wypełniasz.
-Czemu mnie skoro ostatnio uratowałeś mnie?
-Czyli jednak chcesz żyć?-zapytał dziwnym jakby uradowanym, ale z nutką smutku głosem.
-Na razie tak. Muszę podręczyć tą całą Olgę.
-To jedyny powód.
-Nie. Czemu po prostu nie chodzisz do szkoły z postury wyglądasz na najwięcej dwudziestolatka.
-Skąd wiesz, że już do niej nie chodzę.

Wtedy nie wytrzymałam musiałam się odwrócić. Jednak nie zobaczyłam nic, czyste powietrze. Położyłam się na ławce. Włączyłam moją ulubioną piosenkę. Patrzyłam się na chmury, który były tak ulotne jak podmuch wiatru. Nie miałam na razie ochoty na powrót do domu. Jednak wiedziałam, że wszystko co piękne kiedyś się kończy.

***Dwie godziny później***
Pracowałam w domu nad projektem naukowym. Kiedy byłam maksymalnie skupiona usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam je jednym ruchem. Nikogo nie było tylko na wycieraczce leżała karteczka.

"Kiedy przyjdziesz na cmentarz?
Ukryty w cieniu"

Jak on mnie denerwuję. Cisnęłam kartką do kosza. Po czym uruchomiłam laptopa. Wyszukałam dodatkowe informacje do projektu o kwasach. Zebrałam je w całość zredukowałam i gotowy tekst wydrukowałam. Ostatnie poprawki napisów przy muzyce i gotowe. Usiadłam wygodnie z wyciągniętymi nogami, a na kolanach umieściłam cud techniki. Zaczęłam sprawdzać serwisy społecznościowe. Miałam tylko jedno zaproszenie od osobnika o nazwie "Ukryty w cieniu".

"Ty nie masz co robić? ;D"-napisałam na czacie kiedy zobaczyłam, że jest dostępny.
"Nie. Odpowiesz na mój liścik? ;)"
"Nie chcę mi się nigdzie wychodzić. Po za tym nawet nie chciałeś mi się na oczy pokazać, a co dopiero mówić o spotkaniu twarzą w twarz."
"Czy nie sądzisz, że tak jest ciekawiej?"
"Nie wiem."
"A ja właśnie tak sądzę. Podoba ci się naszyjnik?"
"Tak. Zastanawia mnie jedno."
"Co takiego?"
"Jak się dostał do wnętrza mojego samochodu?"
"Dla chcącego nic trudnego."
"Muszę kończyć"-napisałam chociaż szczerze nie miałam nic lepszego do roboty.
"Dlaczego?"-napisał, jednak ja już wyszłam z tej strony.

Wzięłam do ręki telefon. Po dwóch sygnałach Kate odebrała.

-Co tam?-zapytała widocznie szczęśliwym głosem.
-Czy ty jesteś w związku z Leopoldem?
-Tak, a co?
-Nie nic tylko miałam takie podejrzenia. Szczęścia.
-Dobra ja kończę, bo jest właśnie u mnie.

Rozłączyła się. Ja tylko się uśmiechnęłam. Wzięłam z półki kluczę od domu. Zbiegłam po schodach. Kiedy wyszłam przed blok poczułam rześki zapach zbliżającej się nocy. Rozpuściłam włosy. Moim nogą pozwoliłam sama sobą kierować. Doszłam do supermarketu. Kupiłam wkłady do zniczy na cmentarz. Siła silniejsza od de mnie ciągnęła mnie w to miejsce. Poszłam okrężną drogą. Pochodziłam po moim ulubionym lesie. Po tym dopiero stanęłam przed bocznym wejściem na miejsce spoczynku ludzi. O dziwo nie było zamknięte. Drzwi się same przed de mną otworzyły. Co najmniej dziwne. Poszłam prosto na grób rodziców. Wyjęłam wypaloną już świeczkę. Usłyszałam za sobą szelest na, który nie zwróciłam większej uwagi. Podpaliłam knoty. Wyrzuciłam śmieci i skierowałam się do wyjścia.

-Już idziesz?-zapytał ten sam głos. Odwróciłam się. Znowu chował się w ciemności.
-Tak. Co mi po znajomości z osobnikiem, którego nie widziałam i nawet go nie znam?!
-Ale ratuję ci życie-stwierdził zbulwersowanym tonem.
-Nie mam na to dowodu.

Wtedy nie wiem jak to się stało, ale znalazłam się w ...

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział 23

-Fabian. Ty go kochasz.-powiedział, a ja na ślepo upadłam na kanapę.
-Sama nie wiem-powiedziałam chowając twarz w dłoniach.
-Wiesz, że musisz dokonać między nami wyboru.-powiedział otulając mnie swoim ludzkim ciepłem.
-Wiem, ale chcę mieć was oboje przy sobie. Nie wybaczę sobie jak któremuś z was coś się stanie.
-Słuchaj mogę ułatwić ci wybór-stwierdził chłopak.
-Niby jak?
-Mój tata dostał propozycje pracy na Florydzie. Ja mam stamtąd propozycje uczęszczania do jednej z bardzo cenionych szkół.
-Fabian chcę wyjechać ty też. Cudownie jestem po prostu w koleinie z której nie ma dobrego wyjścia.
-Nie przejmuj się zawsze możesz zostać tutaj albo pojechać za mną dla ciebie to nie problem. Jesteś wampirem możesz wszystko.
-Jak ja wyjadę jest wielka histeria. Wy pod każdym względem jesteście inni.
-Wiem i doskonale rozumiem dlaczego się wahasz.
-Czy wy nie rozumiecie, że nie jestem gotowa na wybór i na związek z jednym.
-Cóż ja wyjeżdżam.-stwierdził. Po czym wstał, a kiedy trzasły za nim drzwi. Ja wybiegłam za nim. On się odwrócił, a ja tylko pocałowałam go namiętnie. Co we mnie wezbrało jeszcze większe uczucia do niego nie chciałam mu pozwolić tak po prostu odejść.
-Nie zapomnij o mnie.
-Czy to ma być pożegnanie na zawsze?-zapytał, a w jego słowach czułam ból.
-Nie wiem. Kiedyś jeszcze się spotkamy obiecuję ci to.
-Kiedy ja będę stary i brzydki?
-Przyjadę do ciebie z dwóch powodów albo oznajmię ci, że jestem szczęśliwa z Fabianem lub, że to ciebie kocham.
-Będę czekał-powiedział i zniknął. Nie wiedziałam, że tej całej scenie przygląda się wampir, którego kocham na swój dziwny sposób. Stałam sparaliżowana. Nie mogłam nic powiedzieć, a co dopiero się ruszyć. Jak ja mogłam tego nie wyczuć, a co gorsza nie zauważyć.
-Wszystko jasne.-stwierdził-Żegnaj Samanto.
-Co?
-Widziałem z jaką pasją go całowałaś nie jestem głupi.-powiedział, a z jego twarzy nie mogłam odczytać uczuć.-Myślalem, że nam się uda, ale skoro ty wolisz marnego człowieka niż mnie. Powinienem go zabić na samym początku...
-Tak kop leżącego po twarzy-powiedziałam.
-Przecież mogę go zabuić teraz jest na parkingu-powiedział i zniknął poszłam w jego ślady.

Czy on na prawdę musi być taki okrutny. Nigdy nie znałam go od tej strony? Co pominęłam? Co gorsza co wywołało we mnie zmianę? Czy na serio zawsze muszę tracić ukochane osoby? Nie teraz tak nie będzie nie stracę ich. Bynajmniej jego jest kompletnie bezbronną osobą. Nie będzie w stanie nawet mu zadać ciosu, który w najmniejszym stopniu go zaboli.

-Fabian! Nie, proszę!-powiedziałam łapiąc go za rękę, a do moich oczu napłynęły łzy.
-Nie wtrącaj się-powiedział i odepchnął mnie na tyle mocno, że upadłam.
-Fabian!-powiedziałam z naciskiem na każdą literę wyrazu.-Tego chcesz żebym cię znienawidziła na zawsze, bo zabiłeś go? Jeśli mnie naprawdę kochasz daj mu odejść, a mi święty spokój na jakiś czas.
-Kochanie na udowadnianie mojej miłości jest już za późno.
-Nie!-krzyknęłam tak, że echo rozbrzmiało po całym parkingu. Leżałam z nim na ziemi.-Tak bardzo mnie nienawidzisz czy jego?
-Was obu nienawidzę-powiedział damski głos. Podniosłam wzrok do góry zobaczyłam kobietę w czerni. Wyglądała jak czarownica.-Serio myślałaś, że Fabian cię kocha?
-Kim jesteś?-zapytałam zdezorientowana.
-Ostatnią osobą jaką zobaczysz żywą-powiedziała, a ja poszybowałam kilkanaście metrów dalej.
-Taylor! Nie!-powiedziałam i znalazłam się przed nim-To mnie chcecie nie jego!
-Uważałam cię za silniejszą, ale ty nie jesteś nawet w stanie go przemienić.
-Olgo zawsze ją przeceniałaś.-powiedział i zaczął ją całować z wytęsknieniem. Szybko przerzuciłam Taylora przez ramię i zaczełam biec.
-Dokąd to-powiedział Fabian łapiąc mnie za nadgarstek-Zabawa dopiero się zaczyna.
-Twój książę z bajki ciebie nie uratuję.-powiedziała kobieta.

W tym momencie usłyszałam słowa jakiegoś starego języka, ale nie wypowiadała ich tamta kobieta tylko jakiś mężczyzna. Nie zdążyłam zobaczyć jaki wiedziałam tylko, że on chcę nas z jakiegoś powodu chronić.

-Wsiadaj w samochód i wyjedź stąd-powiedziałam do Taylora.
-A co z tobą?
-Nic mi nie będzie nie martw się o mnie jesteś super przyjacielem. Kochanym, ale ułóż sobie życie be ze mnie. Uwierz mi tak będzie dla ciebie lepiej.

Powiedziałam i znowu znalazłam się w mieszkaniu. Moje mięśnie nie miały więcej siły utrzymywać pionowej postawy najnormalniej w świecie upadłam na posadzce i się rozkleiłam. Tak spędziłam prawię całą noc.

***Czwarta nad ranem***
Promienie zaczęły wchodzić nie śmiale do mojego mieszkania. Wstałam usiadłam przy biurku. "Nie mogę stracić walki ducha. Nie w tym decydującym momencie. Teraz wiem jedno nie kocham Fabiana to złudzenie, które zasiała w mojej głowie ta czarownica. Nie zobaczą więcej moich łez. Jak ja się cieszę, że nie pozwoliłam mu się do mnie zbliżyć intymnie w 100 %. Wtedy to bolało by jeszcze mocniej"~pomyślałam. Wzięłam rzeczy weszłam pod prysznic. Z szafy wybrałam jakiś komplet ubrać. Założyłam go na siebie.

***Kilka godzin później***
Szłam pewnym krokiem w stronę mojego samochodu. Kiedy zobaczyłam stojącego obok Fabiana.

-Porozmawiajmy-powiedział.
-Nie mamy o czym.
-Wiem, że to za brzmi dziwnie, ale przez to zadanie zakochałem się w tobie, a ona mnie rzuciła.
-I co ja mam być teraz uradowana?!-noc nie odpowiedział-Posłuchaj nie jestem twoją laleczką. Nie kocham cię. Wręcz nienawidzę. Jak mogłeś mi to zrobić. Jesteś okropny.
-Wiem. Przepraszam-powiedział z wyraźnym utrapieniem.
-Twoje przepraszam nic tutaj nie pomoże.

Wskoczyłam do samochodu i z piskiem opon odjechałam. On jest skończonym dupkiem. Kilka minut później otworzyłam z hukiem drzwi od mieszkania. Rzuciłam w kąt torbę z książkami. Zatrzasnęłam drzwi i pojechałam na cmentarz. W przyległej do niego kwiaciarni zaopatrzyłam się w wiązankę i znicze. Później poszłam prosto na grób rodziców. Zaczęłam mozolną pracę zwaną sprzątaniem. Kiedy skończyłam usiadłam przed nagrobkiem. Nie wiedziałam dlaczego, ale patrzyłam się bez większego sensu na tabliczki. Nie wiem ile czasu tam spędziłam, ale wiedziałam, że jest już ciemno, a brama jest zamknięta. Chciałam zadzwonić do Taylora jednak brak zasięgu mi to uniemożliwił. Na wyświetlaczu widniała północ. Muszę wracać, ale tak mi się nie chcę. Po chwili usłyszałam głos.

-Co ty tutaj robisz?-zapytał męski bardzo niski głos. Kiedy się obróciłam ujrzałam...

czwartek, 8 sierpnia 2013

Rozdział 22

-Za tobą!-krzyknęła Chelsea, ale było już za późno. Zostałam obezwładniona. Dalej nie wiem co było.

Zaczynałam po woli otwierać oczy. Wszyscy w pomieszczeniu byli już świadomi tego co się dzieję. Czułam, że moje myśli ktoś przekopuję i próbuje wymazać Fabiana.

-Przestań!-krzyknęłam, ale tym razem moje budowanie murów nic nie pomogło.
-Boli zapominanie o ukochanej osobie-powiedział Carlos, który dalej kontynuował swój zabieg.
-Fabian przepraszam.
-Nie poddawaj się on robi tylko aluzję, że jesteś słaba. Wcale taka nie jesteś. Dasz radę.-powiedział.
-Nie dam.
-Jak skończę będziesz moja!-powiedział debil.
-Giń w piekle!
-Inaczej będziesz mówiła później!
-Nigdy!-krzyknęłam i nie wiem jaką siłą przełamałam jego urok. Zaczęłam całą siłą woli się opierać.
-Jak nie przestaniesz zabiję go!-krzyknął i zaczął celować w Fabiana.

To było silniejsze od de mnie nie opierałam się. Było mi obojętne co się ze mną stanie byle by Fabian żył. Myślałam i stworzyłam sama nie wiem jak aluzję, że usuwa mi wspomnienia, ale wcale tak nie było. Kiedy uważał, że zostało mi jedno wspomnienie.

-Kłamałem i tak go zabiję!-powiedział i wbił mu pierwszy kołek w nogę. Rozległ się krzyk. Mi napłynęły łzy do oczu.
-Nie!-wtedy weszła do mnie jakaś nowa siła. Wyrwałam wszystkie łańcuchy ze ściany. W jednym momencie znalazłam się przy nim.-Nie pozwolę go zabić choćbym miała sama zginąć.
-Twoje życzenie jest moim rozkazem!-powiedział, a moje kości odmówiły posłuszeństwa. Mięśnie nie reagowały na rozkazy.
-Tego za nic w świecie nie przełamiesz!-w moich oczach płonęła złość, a powietrze znowu przeszył krzyk mężczyzny.

Teraz rozgniewałam się na dobre. Nie wiem jak to się stało, ale wszystko w pomieszczeniu zapłonęło. Carlos stał z przerażeniem w oczach tak, że zapomniał utrzymywać zaklęcia na mnie. Szybko znalazłam się przy nim i jednym ruchem złamałam go na pół. Po tym nie miał szans musiał umrzeć. Pociągnęłam pozostałe łańcuchy tak, że reszta się uwolniła. Wyjęłam telefon po czym wyszłam na zewnątrz.

-Co tam?-zapytał Leopold.
-Możecie wracać sprawa zakończona.
-Dobrze.

Rozłączył się, a ja pozwalałam moim włosom opadać na twarz. Sama usiadłam na trawię i odetchnęłam z ulgą. Jak do cholery wywołałam ten ogień. Nie mam pojęcia. Czy uczucie do drugiej osoby mogło to wywołać. Na pewno nie. Coś tu jest nie tak. Ktoś musiał mnie uwolnić. Tylko pytanie kto?

-Tutaj jesteś!-krzyknęła Chelsea i rzuciła się na mnie tak, że leżałam na trawię.
-Co ci jest?
-Uratowałaś mi życie!
-Ty dla mnie zrobiła byś to samo.
-Chciałam ci powiedzieć, że od dwóch dni mieszkamy w Nowym Yorku i chodzimy do twojej szkoły, ale ciebie nigdzie nie było widać.-powiedział John.
-Miałam mały wyjazd-powiedziałam.
-Czyli, że wracasz?-zapytał Fabian.
-Nie wiem może na jakiś czas.
-To wy nie jesteście razem?-zapytali John i Chelsea.
-Nie-odpowiedziałam wzruszając ramionami.

Wiedziałam, że teraz zaczną się nie zręczne pytania, więc rozpłynęłam się w powietrzu. Miałam ciężki dzień. Co gorsza chciałam uniknąć ich sposobów przywrócenia nas do siebie. Niestety i tak będą próbować, a ja potrzebuję samotności. Nie jestem gotowa na stały związek, lecz bardziej istotne jest to, że nie chcę się angażować.

***Poniedziałek***
Poniedziałkowy ranek nie zapowiadał się przyjaźnie. Powrót do szkoły do tego jeszcze mam na głowie Chelsea i John'a. Spakowałam torbę. W mgnieniu oka znalazłam się pod szkołą. Wysiadłam z samochodu na parkingu czekali na mnie Katrina, Taylor i Leopold.

-Siema!
-Umiesz coś na test z fizyki?-zapytała Kate.
-Jaki test?-powiedziałam ze zdziwieniem, a wszyscy wybuchnęli śmiechem.-Co?
-Nie ma żadnego testu-powiedział Taylor.
-Taki mały kawał-stwierdził Leopold, a ja szturchnęłam go w żebra-Za co?
-Za istnienie-powiedziałam i wytchnęłam im język.

Roześmiani weszliśmy do pracowni fizycznej. Na wejściu zobaczyliśmy spiskujące trzy wampiry. Zajęliśmy miejsca na końcu sali w rzędzie przy oknie. Po chwili zaczęła się lekcja.

-Samanto, pozwól na chwilę-powiedziała pani profesor. Wstałam z miejsca i podeszłam do niej.
-Tak?-zapytałam.
-Masz zaległości na kółku. Tutaj masz zadania-powiedziała i podała mi teczkę.
-Coś jeszcze?-spytałam.
-Tak pani Magda z biblioteki szukała cię. Zgłoś się do niej pewnie znowu robota z dekoracjami.
-Jasne.

Usiadłam na miejscu. Czekałam na koniec lekcji. Strasznie unikałam wzroku Fabiana jak i jego osoby. Nie miałam zamiaru tłumaczyć mu się z moich wyborów. Na przerwie zjawiłam się w bibliotece, a że nie miałam lekcji robiłam dekoracje na holu wraz z moją paczką od tego incydentu. Szło nam sprawnie.

***Tydzień później***
Siedziałam właśnie przy stoliku na lunchu rysując i rozmawiając. Ktoś rzucił we mnie kartką. Nawet jej nie podniosłam, ignorowałam te wszystkie zabawy. Jednak Kate nie wytrzymała i rozwinęła liścik.

-Samanta powinnaś to zobaczyć.
-Okey daj.

"Unikasz mnie? Czemu? Co ja zrobiłem? Czy jestem aż takim potworem? Kocham cię najmocniej na świecie jesteś dla mnie najważniejsza. Jeśli nie dasz znać do końca tego tygodnia ja wyjadę i nigdy więcej mnie nie zobaczysz." Zgniotłam kartkę i wrzuciłam ją do kosza.

-Muszę iść.
-Dokąd mamy jeszcze jedną lekcje.-spytał Taylor.
-Na chwilę do pani od fizyki zrobiłam właśnie ostatnie zadanie.

Odeszłam. Unikam? Tak ma rację. Czemu? Bo się boję. Co zrobiłeś? Olałeś mnie w decydującym momencie. Czy jesteś potworem? Tak, ale kochanym potworem~pomyślałam. Weszłam do klasy gdzie jak zwykle była profesorka.

-Zrobione-powiedziałam.
-Dobrze. Jeszcze dzisiaj to sprawdzę. Na razie masz wolne.

Wtóciłam do klasy na matematykę gdzie również oddałam zadania. Szybko wyszłam z klasy. Nie czekając na nikogo. Wróciłam do domu w którym zamknęłam się. Postanowiłam się nie narażać dzisiaj i nie wychodzić aby nie kusić losu. Miałam pewność, że sama nie świadomie pojechałabym pod dom Fabiana. Niedługo potem zaczął gorączkowo dzwonić dzwonek do drzwi. Nawet do nich nie podchodziłam. Później telefon.

-Sam otwórz te drzwi.-powiedział Taylor.
-Co?-powiedziałam otwierając wejście do domu i gestem zapraszając do środka.
-Czemu tak szybko wyleciałaś z stołówki, a potem ze szkoły-nie odpowiedziałam tylko zaczęłam się bawić telefonem-To przez ten liścik?-skinęłam głową-Kto go napisał?
-A jak myślisz?
-Fabian. Ty go kochasz.
...



I o to kolejny w tym tygodniu rozdział. To dzięki wam mam chęć je pisać. Zdobyłam ostatnio dwóch nowych komentatorów do tego mój bloga ma już dobrze ponad 2 tysiące wyświetleń z czego jestem dumna. Następny rozdział pojawi się w niedziele najpóźniej w poniedziałek! 
Całuski ;***

wtorek, 6 sierpnia 2013

Rozdział 21

***23:54***
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Wzięłam kilka głębokich wdechów. Nacisnęłam klamkę. Na klatce schodowej stał, a raczej stali Leopold, Kate i Taylor.
-Czego?-powiedziałam.
-Możemy wejść?-zapytała dziewczyna. 
-Proszę-powiedziałam osuwając im się z wejścia.
-Usiądź-powiedział Taylor.
-Jeśli przyjechaliście tutaj abym wróciła do Nowego Yorku to strata waszego czasu.
-Poniekąd tak, ale sprawa jest poważniejsza. -stwierdził Leo.
-Porwali twoich przyjaciół John i Chelsea, a teraz Fabiana.
-Czekaj czekaj kto ich porwał-powiedziałam spokojnie, a w wewnątrz mnie wszystko pulsowało. 
-Franciszek i Carlos-odpowiedziała Kate.
-Teraz przegięli-powiedziałam.

Zaczęłam wrzucać rzeczy do walizki. Nie miałam czasu na zastanawianie się. Teraz mam ważniejsze problemy na głowie niż jakieś rozterki sercowe. Liczy się dla mnie życie osób, które coś znaczą. Kiedy wyszłam do salonu. 

-Macie tutaj zostać i się stąd nie ruszać ani na krok, bo was znajdą-powiedziałam.
-Na to już chyba za późno-powiedział Fanciszek.
-Cóż za nie miłe spotkanie! Może sprawę między nami przeniesiemy do zacisznej sypialni-powiedziałam ponętnym głosem. 
-Na mnie nie działają twoje zagrywki.-pokazałam Leopoldowi, że zaraz ma się na niego rzucić. Na palcach za sobą pokazałam 3... 2.. 1.... Niestety jemu nie udało się dotrzeć, ale na to miała wyjście. W sekundzie znalazłam się przy napastniku i ukręciłam mu kark. 
-Miłego życia w piekle-powiedziałam.-Przepraszam, że musieliście to oglądać. Teraz Leopold jesteś ich niańką aby się stąd nie ruszali. 
-A co z tobą?-powiedział smutno Taylor.
-Nic mi nie będzie-odpowiedziałam chociaż wcale w to nie wierzyłam.
-Uważaj na siebie-a sekundę po tych słowach dostałam buziaka w polik.
-Będę.
-Nie daj się zabić-powiedziała Kate i rzuciła się na mnie z przytuleniem.
-Postaram się. 
-On jest dużo potężniejszy od Franciszka-powiedział Leopold.
-A od kiedy ty się o mnie martwisz?!
-Od zawsze. Wróć, bo z kim będę się drażnić.
-No tak oczywiście-powiedziałam i uśmiechnęłam się ponuro.-Łap-rzuciłam mu kluczę od mieszkania. 

Chciałam ich na sekundę zdezorientować aby móc moim wampirzym tempem po prostu zniknąć jak wspomnienie. Nie miałam siły na dalsze pożegnania. Co gorsza jak się ze mną żegnali czułam jakbym miała ich więcej nie zobaczyć. Nawet nie chcę dopuszczać do siebie tej myśli, że mogę nie wrócić. Po tej myśli nacisnęłam pedał gazu do dechy. Ruszyłam z piskiem opon. Na szczęście bak był pełny. Autostradami pędziłam jak szalona. Całą swoją uwagę skupiłam na jednej rzeczy. Złamałam chyba wszystkie możliwe zakazy, ale to dało swoje rezultaty. Na Nowo Yorskie ulice wjechałam o czwartej. Jednym słowem droga zajęła mi godzinę. Zaczęłam jeździć po mieście kusząc los, ale również szukając jakiś poszlak zapachów. Czegokolwiek co wskazywało by na aktywność wampira albo czarodzieja. 

****Dzień później***
Znowu nastaję świt. Teraz mam tylko jedno wyjście las. Wyjęłam z schowka dwie torebki krwi, które pochłonęłam w niecałe 30 sekund. Wysiadłam z auta. Zaczęłam chodzić. Kiedy natrafiłam na ślad aktywności magicznej. Znalazłam wielką polanę. Jednak nigdzie nic nie było. Zaczęłam bacznie rozglądać się. Nadal nic. Wyszłam z polany i znalazłam nowy ślad, który doprowadził mnie nad jeziorko. Zobaczyłam przyjaciół i Fabiana. Tylko Chelsea była przytomna. Podbiegłam do nich. Zerwałam knebel z twarzy przyjaciółki.
-Za tobą!....

poniedziałek, 5 sierpnia 2013

No siemanko!

Jak wam się podoba nowy wygląd?

Wiem, że nie jest idealny, a le dużo nad nim pracowałam. To moja  pierwsza taka praca! Nad tymi plikami i wszystkim męczyłam się pół dnia. Nie wiem jak wytrwałam je tworząc. Jestem z siebie dumna! 

Co do nowej notki... 

Mam jutro wolny ranek! Więc najpóźniej do 14 pojawi się kolejna część! Mam już pomysł. Zdradzę wam tylko tyle, że czeka wam niespodziewany zwrot akcji!

Wasza Natalia na dzisiaj na dzisiaj żegna, ponieważ musi wstać o 5 rano!

sobota, 3 sierpnia 2013

Rozdział 20

Nagle usłyszałam pisk opon i dużo światła. Okazało się, że jechałam po złym pasie ruchu. Wprost na mnie jechał tir. Szybki manewr kierownicą i wjechałam na prawidłowy tor. Czy to może aż tak boleć. 

***Tydzień później***
Mimo, że miałam pracę i uśmiechałam się do wszystkich w środku miałam pełno smutku. Zaczynałam się zastanawiać czy dobrze zrobiłam wyjeżdżając? Zachowuję się tak jakbym przed czymś uciekała, a przecież tak nie jest. Jestem tu dla tego, ponieważ nie chcę ranić ukochanej osoby. Czemu wszystko co złe zawsze mnie spotyka. Jestem jak magnes na kłopoty. Przeszłość mnie ściga, a ja nie chcę więcej nią żyć.

-Sam!-usłyszałam głos mojej pracodawczyni.
-Tak?
-Co się dzieje jesteś jakaś nieobecna.
-Przepraszam.
-Idź zrób sesje dla modelek.
-Jasne-powiedziałam i zaczęłam zbierać sprzęt.
-Potem masz wolne.
-Dobrze-powiedziałam ponuro i skierowałam się do sali fotograficznej. 

Rozstawiłam wszystko. Nic co aktualnie wykonuję nie sprawiało mi satysfakcji. 

***Dwie godziny później***
Weszłam właśnie do mojego mieszkania. Rzuciłam kluczyki na stolik i bez większego zastanowienia poszłam do lodówki aby napoić swoje pragnienie świeżą krwią Usiadłam na sofie, a raczej opadłam na nią bezwładnie. Siedziałam i patrzyłam się w ścianę. Po 'napoju' byłam jak nowo narodzona w pewnej części. Mój telefon znowu zaczął dzwonić i  pokazywać imię Fabian. Rzuciłam nim w ścianę. Włączyłam telewizor i zaczęłam oglądać. Choć szczerze mówiąc nie obchodziło mnie co dzieję się na tym bezsensownym świecie. Po chwili postanowiłam wyjść na spacer. Nie interesuję mnie, że jest dwunasta w nocy. Szłam prawie pustymi uliczkami w których tylko co jakiś czas migał mi przed oczami samochód. Po raz chyba pierwszy w życiu zdarzyło mi się być w tak poważnym dołku. Nie miałam pojęcia jak wyciągnąć się z niego. Kiedy wróciłam była trzecia nad ranem. Rzuciłam się na łóżko i leżałam bezruchu na łóżku.Nawet nie zauważyłam kiedy wybiła szósta. Usłyszałam dzwonek do drzwi.

-Czego?-zapytałam udając zaspaną.
-Przesyłka dla pani.
-Aha. Gdzie pokwitować?
-Tutaj i tutaj.

Po chwili zamknęłam drzwi. Była to maleńka paczka. Trzęsącymi rękami ją otworzyłam. Ujrzałam wspólne zdjęcia z Fabianem. Poczułam się jakby ktoś wbił mi sztylet w serce. Wtedy byliśmy zakochaną parą. Na samym dnie była kartka.

"Wiesz jak mi źle bez ciebie. Jeśli sama nie wrócisz do Nowego Yorku sam po ciebie przyjadę. Wiem, że zachowałem się jak największy dupek świata. Nie mam na to żadnego wytłumaczenia, ale proszę daj mi jeszcze jedną szanse. Ciągle myślę o tobie nie mogę przestać. Samanta kocham cię najmocniej na świecie. ZALEŻY MI NA TOBIE! KOCHAM CIĘ!
Twój na zawsze Fabian *.* "

Teraz to ja już kompletnie jestem skołowana. Boję się miłości. Taka jest prawda. Zgniotłam kartkę i wrzuciłam do śmietnika. Złożyłam mój telefon, któremu o dziwo odleciała tylko klapka i wypadła bateria. Szybko wpisałam pin. Wybrałam Fabian. Nie musiałam długo czekać odebrał po jednym sygnale. 

-Słucham?-zapytał swoim aksamitnym głosem, który tako kochałam.
-Co ci da to, że wrócę do miasta? Ewidentnie dałeś mi do zrozumienia, że nie chcesz mnie więcej widzieć.-powiedziałam, a moje oczy zrobiły się wilgotne.
-Tęsknie choćby za twoim widokiem, głosem, zapachem. Jesteś dla mnie jak promień słońca w pochmurne dni. 
-Na lepszy tekst nie umiesz się znaleźć-wypowiedziałam chociaż każde wypowiedziane słowo raniło moje serce.
-Umiem, ale to dopiero jak przyjedziesz.
-Fabian przestań.
-Nie. Wracasz?-zapytał z nadzieją.
-Do ciebie czy do Nowego Yorku?-jak ja kocham go wkurzać.
-A co chcesz do mnie wrócić?
-Jeśli już to ja bym ci pozwoliła do siebie wrócić. 
-Wiem, a co z Nowym Yorkiem?
-Wrócę za półtora wieku.
-Doigrałaś się. Jeśli nie wrócisz do niedzieli to jadę po ciebie. 
-Czy ty nie możesz mnie po prostu zostawić?-zapytałam z rozpaczą.
-Nie. Mógłbym zadać ci to samo pytanie dotyczące moich myśli.
-Daj mi żyć samej w spokoju-powiedziałam, a po policzkach spłynęły mi łzy.

Zakończyłam połączenie po czym wyłączyłam urządzenie. Dzisiaj na szczęście miałam wolne. Weszłam pod prysznic przebrałam się w biały top, czarne rurki z wysokim stanem i beżowe szpilki.
 
Postanowiłam wykonać małe przemeblowanie dzięki, któremu oderwę myśli, które bolą. 

***23:54***
Usłyszałam dzwonek do drzwi. Wzięłam kilka głębokich wdechów. Nacisnęłam klamkę. Na klatce schodowej stał...