Obserwatorzy ^^

wtorek, 24 września 2013

Rozdział 30

-Tak. Mieliśmy być przyjaciółmi, a ty ewidentnie wysyłasz sygnały, że chcesz czegoś więcej.  
-Wiem, bo tak jest i wiem, że ty któregoś dnia to zrozumiesz.
-Posłuchaj mnie. Nie wiem skąd u ciebie ta pewność się bierze, ale mnie fascynuję-czy ja naprawdę to powiedziałam-Reasumując mam cię dość-od razu lepiej dodałam w myślach.
-Twoje zdania są pełne sprzeczności-powiedział.
-Wiem i właśnie takie mają być. 
-Posłuchaj. Wiem dokładnie co zrobili Taylor i Fabian, ale ja nie jestem taki. Nie zranię cię nigdy wręcz przeciwnie będę pilnować tego aby nigdy cię już nikt nie zranił. Szaleję za tobą od nie pamiętnych czasów, a ty najnormalniej w świecie boisz się tej prawdy...-musiałam mu przerwać.
-Ja nie boję się niczego. Prawda jest dobra, a nawet najlepsza na świecie po prostu nie dopuszczam do siebie myśli, że ktoś jeszcze może się wkraść do mojego, które jest już w małych kawałeczkach. Nie mam zamiaru wplątywać się w coś co może mnie zranić.
-Czemu? Pamiętasz ja nie jestem nimi, a ty traktujesz mnie jakbym nimi był.
-Jesteś facetem, a każdy jest taki sam. 
-Mierzysz. Czym sobie na to zasłużyłem?
-Hmmm... Niech się zastanowię-powiedziałam i po raz pierwszy spojrzałam się w jego oczy-Sobą-odpowiedziałam bez większego namysłu.
-Spójrz mi w oczy.-powiedział tonem proszącym.
-Po co?-bałam się tego i to szczerze nie wiem coś mnie ostrzegało przed tym żebym tego nie robiła.
-Proszę.
-Skoro chcesz chociaż nie wiem co ty chcesz tym osiągnąć.-powiedziałam i spojrzałam w jego piękne oczy. Stałam się jakby to powiedzieć sparaliżowana. Cały świat się dla mnie przestał liczyć po za Nathanem. Coś mnie do niego ciągnęło co gorsza nie czułam tego nigdy wcześniej czy to patrząc na Fabiana lub Taylora. On nie patrzył na mnie z pożądaniem tylko czułością.
-Kocham cię najbardziej na świecie nie wiem jak mam ci to udowodnić.-w jego oczach była prawdziwa szczerość. Ja niestety wpadłam w sidła jego hipnotyzującego spojrzenia. Nie mogłam ani się ruszyć co gorsza powiedzieć. Mój mózg i serce przestało pracować jednym rytmem. 

Nie zwracałam nawet uwagi na to, że nasze twarze dzieliły centymetry, a ta odległość mnie elektryzowała. Również chciałam ją zmniejszyć. Zrobiłam to. Jednak chwila prawdziwej ekscytacji miała dopiero nadejść. Po chwili jego usta dotknęły moich, a ja wplotłam palce w jego włosy. On objął mnie w pasie. Po chwili rozchyliłam usta jeszcze bardziej aby pogłębić pocałunek. Czułam napływającą do mojego serca radość. Kiedy tak staliśmy, a nasze języki badały każdy milimetr naszych jam ustnych zatraciłam się na dobre. Jednak zaraz, zaraz. Co ja robię do cholery! Jak mogłam tak się dać wrobić. Nie to niemożliwe. Odsunęłam się od niego.

-Zrobiłem coś nie tak?-zapytał zdziwiony moją reakcją.
-Tak-powiedziałam i spojrzałam mu ponownie w oczy. Teraz nie dam się jemu i temu całemu seksownemu co ja myślę powalającemu spojrzeniu.
-Co?-zapytał nadal trzymając mnie w swoich objęciach.
-Posłuchaj po pierwsze nie patrz się na mnie w ten sposób.
-Niby w jaki?-a ja w tym czasie wyrwałam się z jego ramion do których idealnie pasowałam, ale to tak na marginesie.
-Ty już dobrze wiesz w jaki.
-Właśnie nie wiem.-powiedział.
-Próbujesz mnie uwięzić w tym swoim seksownym spojrzeniu abym przystała na co chcesz!-powiedziałam już podniesionych głosem.
-Nie. Zresztą usta podczas pocałunku nie kłamią.
-Posłuchaj to był jedno razowy wyskok.-powiedziałam czując wzbierający we mnie gniew.
-Samanta proszę nie-powiedział błagalnym tonem.

Nie zwracałam na to uwagi tylko wskoczyłam do auta. Ruszyłam z piskiem opon spod zameczku Leopolda. Jak ja mogłam się tak zachować. Nie to jest niemożliwe mówię co innego, a jeszcze inaczej postępuje. Nie tak nie może być. Boże co się ze mną dzieje. Najgorsze jest to, że nie mogę całej tej sprawy zrzucić na hormony, ponieważ one u mnie od bardzo dawna nie funkcjonują. Jak on mógł mnie tak ośmieszyć. Założę się, że Leopold zdał dokładne relacje ze zdarzenia.

~Twoim największym wrogiem mogą się okazać uczucia pokłócone ze zdrowym rozsądkiem~

Jutro będzie piekło chociaż nie do złe określenie. Jutro będą głupie pytania. Może nie pójdę sobie do szkoły. O nie to jest nie dopuszczalne pokażę swoją słabość.

***Następnego dnia***
Skończyła się właśnie pierwsza lekcja. Podeszłam zdecydowanym krokiem do szafki. Nie zwracałam uwagi na nic po za lekcją. Zdążyła musnąć rzęsy tuszem i rozbrzmiał kolejny dzwonek tym razem na lekcję języka francuskiego. Weszłam do klasy i zajęłam miejsce. Mieliśmy wolne nauczyciel musiał sprawdzać jakieś testy, więc my dostaliśmy zadania do rozwiązania. Co dla mnie było łatwizną. Nawet nie zauważyłam kiedy godzina przedmiotowa minęła. Szybko wymieniłam książki.

-Sam!-usłyszałam krzyk Leopolda i Kate. Zmusiłam się do uśmiechu.
-Co tam?
-Dzisiaj nie ma Nathana w szkole. Nie odbiera naszych telefonów.-Co?! Jak to?! To niemożliwe?! Jednak na twarzy pozostawała pokerowa maska. Wiedziała, że zniknął z mojego powodu. 
-Ludzie jest dopiero druga godzina lekcyjna. Pomyśleliście, że on może nie miał dzisiaj ochoty na zajęcia.-powiedziałam starając się aby mój ton był obojętny. Chociaż nie wiem czy mi się udało.
-Leopold idź sobie. Muszę z nią pogadać.-O nie nie! Zauważyła. Proszę Leo nie idź. Dosłownie cię błagam! Lecz nie powiedziałam tego na głos tylko w myślach. Niestety moja deska ratunkowa przed rozmową odeszła.-Samanta!-powiedziała oskarżycielskim tonem.
-Co?-zapytałam patrząc się jej prosto w oczy.
-Wiem co się wczoraj wydarzyło.
-No i?-powiedziałam badając zawartość mojej szkolnej szafki.
-Całowałaś go. Uwierzyłaś w jego słowa. Dałaś się ponieść chwili kiedy patrzyłaś w jego oczy. Wiesz co to oznacza kochasz go!-powiedziała wyraźnie podekscytowana.
-Nie.
-Wiesz dobrze, że mnie nie okłamiesz.
-Serio?! Nie sądzę za krótko mnie znasz w takim razie.
-Kochana przed miłością nie uciekniesz-powiedziała Kate.
-Wiem, dlaczego to robisz-powiedziałam kiedy ujrzałam przez sekundę twarz Nathana w lusterku. Poszłam w jego stronę-Ukartowałeś to! 
-Wcale nie to oni chcieli-powiedział.
-Posłuchaj mnie. To co zaszło wczoraj między nami. Dla mnie to....

środa, 18 września 2013

Rozdział 29

-Czekaj, czekaj... 
-Na co? 
-W sumie to już nic.-powiedział.
-Faceci-stwierdziłam.

Wysiadłam z pojazdu od razu skierowałam się do pracowni nie zważając, że Nathan próbuje mnie dogonić. Weszłam do klasy i zajęłam swoje standardowe miejsce. Po chwili rozbrzmiał dzwonek, a sala zapełniła się. Jak ja kocham chemię chociaż wszystko z niej umiem, ale mniejsza z tym. Jednak po chwili miejsce obok usiadł mój dzisiejszy szofer.

-Pozwoliłam ci tu usiąść?-zapytałam mierząc go spojrzeniem.
-A czy ty masz coś do gadania w tej kwestii?
-Mam.
-Niestety nie słońce inne miejsca są zajęte jakbyś nie zauważyła.
-To usiądź na podłodze.-powiedziałam. Czy muszę być na niego skazana przez wszystkie lekcje.
-Czemu tego sama nie zrobisz?
-Grozisz mi?!-powiedziałam aby zakończyć temat.
-Nie.
-No więc milcz.

Wypuściłam powietrze z ust. Nie miałam ochoty na jego ciągłe towarzystwo, a szczególnie na moim ulubionym przedmiocie. Nie mam zamiaru tolerować go do końca moich dni, a pewnie zostało ich bardzo wiele. Nadszedł czas na oddawanie sprawdzianów. Oczywiście dostałam szóstkę co spowodowało wpisanie mnie na konkurs. Jednak z drugiej strony i tak bym się na niego zapisała. Mój partner z ławki dostał dwa.

-Czyżbyś potrzebował korepetycji?
-Najwyraźniej-powiedział z dziwnym uśmieszkiem.

Wiedziałam dokładnie co ten wyraz twarzy oznacza. Nie potrzebował mojej pomocy on specjalnie oblał aby miał pretekst do spotykania się ze mną. Teraz wystarczy poczekać do przerwy aby mu to powiedzieć. Nie ma to jak marna logika chłopaków. Kto jak kto, ale on z chemii pewnie jest lepszy od de mnie. Przez te wszystkie czarodziejskie sztuczki, których sekretów nawet nie chciałam poznawać. Spojrzałam na jego poprawki w zeszycie były bezbłędne. Myślisz, że jesteś sprytniejszy od de mnie to się mylisz. Po chwili rozległ się dzwonek. Wyszłam z klasy jako pierwsza i popędziłam prosto do mojej szafki. Wrzuciłam do niej nie potrzebne mi podręczniki.

-To jak z tymi korkami?-zapytał, a ja nawet się nie odwróciłam.
-Ty ich nie potrzebujesz.
-Sama widziałaś moją ocenę.-trzasnęłam drzwiczkami i odwróciłam się do niego tak, że nasze twarze dzieliła niebezpieczna przestrzeń. 
-Widziałam również twoje poprawki były bezbłędne. Ty tylko szukasz pretekstu do częstszego widywania się ze mną . To żałosne. 
-Nie prawda.-stwierdził, ale widać było po nim, że go rozgryzłam.
-Sądzisz, że jesteś przebiegły. Nie tym razem. Na mnie ci się te twoje marne sztuczki nie udadzą.
-Ty znowu robisz kłótnie z niczego-stwierdził.
-A kto to prowokuję?!
-Zobacz jak ja na ciebie wpływam-powiedział i zaczął zbliżać swoje usta do moich. Jednym zdecydowanym ruchem odsunęłam się od niego.
-Ty w ogóle na mnie nie wpływasz. Po prostu denerwuję mnie twoja zbyteczna pewność siebie. 
-A ty to może jej nie masz?!-powiedział, a ja zobaczyłam, że koło nas zbiera się pokaźna grupka ludzi.
-Zadzwoń jak przestaniesz nosić pieluszkę-powiedziałam i odeszłam od niego. 

Nie czekając na jego reakcje przepchnęłam się w stronę pracowni gdzie miałam następną lekcję. Nie miałam ochoty słuchać jego dziecinnego gaworzenia. Co gorsza znowu miałam z nim siedzieć. Tylko nie to. Ja z nim nie wytrzymam. Działa na mnie jazzowa muzyka jednym słowem drażni mnie. Jeśli nie zabiję go dzisiaj będę miała na to każdy kolejny dzień roku szkolnego. Usiadłam na swoim miejscu. Nie chciałam aby on tutaj usiadł, ale niestety nie miałam wyjścia. 

-Nadal udajesz kobietę, która ma humorki?-zapytał się, a w jego słowach usłyszałam nutkę rozbawienia. 
-Ciebie to bawi?
-W jakimś stopniu.
-Posłuchaj nie chcę cię widzieć pod moimi drzwiami nigdy.-powiedziałam patrząc mu w oczy.
-Inna była umowa-stwierdził, a mina mu zrzedła.
-Teraz ją zrywam-powiedziałam z zamiarem odpięcia łańcuszka.
-Nie ma takiej opcji-zatrzymał moje ręce.
-Niby dlaczego? Zawsze jest taka opcja.
-Nie bulwersuj się, spokojnie. Ja się tylko z tobą droczę-powiedział hipnotyzując mnie swoim wzrokiem.
-Ja jestem jak najbardziej spokojna.-powiedziałam pod naporem jego pięknego spojrzenia. Czy ja na serio tak pomyślałam? Nie co się ze mną dzieję.-Proszę pana czy mogę iść do pielęgniarki źle się czuję.
-Oczywiście. Mogę dowiedzieć się co ci jest?
-Chyba zatrucie żołądkowe-powiedziałam udając, że zbiera mi się na pawia. 

Wyszłam z klasy skierowałam się do pielęgniarki, którą zahipnotyzowałam aby uzyskać zwolnienie. Zaniosłam je szybko wykładowcy.

-Może odprowadzę Samantę-odezwał się Nathan.
-Nie dziękuje nie chcę robić kłopotu. Poradzę sobie.-powiedziałam i wyszłam czym prędzej z klasy. 

Pozwoliłam sobie na powolny spacer do domu. Przyjemny wietrzyk wpływał kojąco na moje  znudzenie życiem. Czy ja to pokazywałam po sobie aż tak definitywnie po sobie? Na pewno nie. Sama nie wiem jak do końca mam określić swój obecny stan. Wszystko mi jest obojętne czyżbym popadała w melancholię? To niestety nie możliwe wampiry z tego co mi wiadomo nie doświadczają takich rzeczy.

~Budząc się ze snu jakim jest życie uświadamiasz sobie, że jesteś pogrążona w codzienności~

Czas na spontaniczność, ale czy właśnie tego chcę. Zostać obojętna do swojego losu zacząć imprezować całymi nocami. Jak kiedyś w Las Vegas? Nie. Chcę się stać normalną na swój własny sposób dziewczyną z ogólniaka. Nawet nie zauważyłam kiedy przekręcałam klucz w zamku od drzwi do mojej ostoi zwanej przez większość społeczeństwa domem. Panowała w nim idealna harmonia i porządek każdy element mieszkania kolor mebli, ścian nawet najmniejszy dodatek dopełniał się tworząc idealną całość. Zarazem mój dom oddawał mnie w zupełności. Jeśli ktoś miałby mnie poznać w zupełności musiał by zapoznać się z każdym szczegółem. Książkami poukładanymi na półce w mojej własnej kompozycji, ustawieniem starych fotografii na drewnianych półkach czy też dobraniem dodatków według mojego gustu. Każda z ilustracji pokazywała ogrom sytuacji, które kiedyś mnie spotkały albo osoby dla mnie ważne niestety one dawno opuściły świat żywych. Mimo do tych starych pożółkłych fotografii miałam szczególny sentyment. Nie potrafiłabym ich tak po prostu wyrzucić. Odłożyłam starannie torbę na krzesło. To miejsce oddawało moje wewnętrzne piękno, a raczej jego pozostałości. Moje serce nadal nie umiało się pozbierać w całość, a mój umysł żył tylko przeszłością, która zataczała mi śmiertelną pętle na szyj, którą najwyższy czas przeciąć. Spojrzałam na zegarek Katherine kończyła właśnie lekcje. Szybkim wampirzym ruchem złapałam telefon. Po kilku sygnałach odebrała.

-Jestem z Leo. Co chcesz?-zapytała widocznie rozkojarzona.
-Co powiesz na damski wypad? Tylko nie mów mi, że jesteś umówiona z Leo, bo nie widziałyśmy się od dwóch tygodni.-powiedziałam już ruszając pod szkołę samochodem.
-W sumie raczej nic mu się nie stanie jak raz spędzi czas z jakimś facetem, a nie ciągle ze mną.
-Racja.
-Za ile będziesz?-zapytała.
-Już jestem-powiedziałam zatrzymując samochód z piskiem opon przed nią. Rozłączyłam połączenie.
-Jak zawsze punktualna-stwierdziła przywitałyśmy się cmoknięciem w policzek i ku mojemu niezadowoleniu zobaczyłam wraz z nimi Nathana-Znacie się?
-Niestety tak-odpowiedziałam mierząc go wzrokiem. On się tylko uśmiechnął pobłażliwie. 
-Dobra to my spadamy-powiedziała Kate żegnając namiętnym pocałunkiem swojego chłopaka-Mam ochotę na ostrą jazdę.
-Tylko mi jej nie skrzywdź-stwierdził Leopold.
-Nie martw się-powiedziałam i puściłam do niego oko. Otworzyłam szyber dach.-Bez muzyki nie jadę.
-Masz-powiedziała nastawiając naszą ulubioną płytę Big Time Rush.
-Zapnij pas.

Po tym wcisnęłam wsteczny do dechy zrobiłam niebezpieczny manewr. Ruszyłam na ulicę Nowego Yorku. Kochałam ten wiatr we włosach podczas szybkiej jazdy.

-Dokąd jedziemy?-zapytałam.
-Znasz ten przytulny park na obrzeżach miasta.
-Jasne-po kilku minutach byłyśmy na miejscu. Usiadłyśmy na jednej z ławek.
-Boże nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłam, ale wiesz chłopak to jest jak druga praca. 
-Mam o tym pojęcie.
-A właśnie jak tam twoje sprawy i Nathana?-co?! Skąd jej się wzięło to pytanie? Niby jakie sprawy.
-Jakie sprawy?-zapytałam ukrywając zdenerwowanie. 
-Myślisz, że tego nie widać.
-Niby czego?
-Macie się ku sobie każdy wam to stwierdzi.
-Tak już weź nie wymyślaj-powiedziałam parskając śmiechem.
-Ja nie wymyślam, ale stwierdzam fakty.
-Tak kolegujemy się i nic po za tym.
-Wiesz jeśli mu by tylko o to chodziło to nie dał by ci takiego pięknego naszyjnika. Jednak ja nawet zauważyłam, że się z nim nie rozstajesz. Jeszcze dzisiaj na lekcji, bo ty się źle poczułaś-mówiąc ostatnie pięć słów zrobiła cudzysłów w powietrzu-okazał swoją opiekuńczość. Stwierdzam, że pasujecie do siebie.
-To czy pasujemy do siebie czy nie pozostawię własnej opinii.
-Dobrze ja ci przecież nie rozkazuję.

***W tym samym czasie u Leopolda i Nathana***
-Co się ma na rzeczy między tobą, a Samantą?-zapytał Leo.
-Wiesz chciałbym, ale ona jest dla mnie nie dostępna.
-A mówiłeś jej, że ją kochasz?
-Kika razy.-stwierdził ponuro.
-I co ona na to?
-Kompletnie nic. 
-Wiesz ona nadal czuję się zdradzona przez Fabiana i Taylora.
-Wiem, ale czy musi mnie przy tym obrażać jak ja się z nią po koleżeńsku drażnię.
-Ona na pewno będzie tak reagowała na początku po prostu ją przeproś. Uwierz mi to skutkuję. 
-Dziękuję za radę na pewno z niej skorzystam.
-Nie ma za co stary, a teraz zabierzmy się w końcu za naprawianie tego motocykla.

***Dwie godziny później***
-Wiesz powinniśmy już wracać?-stwierdziła Katherine. 
-Wiem. Gdzie mam cię odwieść?
-Do Leopolda aktualnie mieszkamy razem.
-Okey-powiedziałam i przekręciłam kluczyki w stacyjce. 

Czy ja naprawdę jestem taka zacofana? Nie zauważyłam nawet jak moja przyjaciółka zamieszkała u chłopaka. Całą drogę powrotną milczałyśmy. Nie wiedziałam jak o tym co postanowiła porozmawiać z nią. Nie chciałam jej również obrażać. Jednak jedno jest pewne muszę poważnie porozmawiać z Nathanem. Co gorsza patrzeć mu przy tym w oczy i się nie zająknąć. Jakoś dam sobie radę. Weź się w garść. Podjechałam z nią pod okazały dom Leopolda. Kiedy wysiadłyśmy z pojazdu usłyszałam słowa.

-Masz szczęście, że nic jej się nie stało-zwrócił się do mnie.
-Grozisz mi?-zapytałam z wyraźnym rozbawieniem.
-Być może. Chodź Kate oni muszą porozmawiać.
-Nie mamy o czym!-krzyknęłam do odchodzących postaci.
-Czyżby-odezwał się Nathan.
-Tak. Mieliśmy być przyjaciółmi, a ty ewidentnie wysyłasz sygnały, że chcesz czegoś więcej.
-Wiem, bo tak jest i wiem, że ty któregoś dnia to zrozumiesz.
-Posłuchaj mnie...

piątek, 13 września 2013

Rozdział 28

 Ten rozdział dedykuję Natalce. To dzięki jej głupawce znalazłam wenę na przygody Samanty. Zapraszam na jej Aska. http://ask.fm/Ktossioova1997


Należał on do Chelsea.

-Mam dość już chronienia Samanty przed tym wszystkim jej całą przeszłością.-stałam ciągle tyłem przy kasie.
-Ja również-na miłość boską John też-Mam jej problemów po dziurki w nosie. Mamy przecież własne.-wtedy coś we mnie pękło. Obróciłam się energicznie.
-Dziękuje za wszystko-powiedziałam dobitnie-Mam prośbę macie coś do mnie to powiedzcie mi to w prost, a nie mnie obgadujecie. 

Powiedziałam i wdzięcznie wyszłam z budynku. Fajnie teraz nie mam przyjaciół. Po prostu lepszego mogli sobie znaleźć. Żałosne. Tym co aktualnie odstawili wbili mi sztylet w plecy. 

~Przyjaciel jest prawdziwym skarbem, dopóki nie okaże się zabójcą twojego zaufania~

***Kilka godzin później***
Siedziałam nad strumykiem, który lekko szumiąc uspokajał moje zmysły, które były zmęczone od tego wszystkiego. Cały ten zgiełk, który koło mnie się dział zabierał mi całą przyjemność z życia. Nie mam pojęcia jakim cudem jeszcze normalnie funkcjonuję. Zdjęłam buty, a stopom dałam pojednać się z naturą wkładając je do zimnej wody. Rozpuściłam włosy. Nie zwracałam na nic uwagi. Jednak wiedziałam, że kiedyś musi się to stać. Muszę zadać sobie to pytanie. "Dlaczego znowu zostałam z tym wszystkim sama?"

-Nie jesteś z tym sama masz mnie.-powiedział chłopak, który się mnie nie dawno wstydził.-Nie odwracaj się nie widziałaś jeszcze mojego prawdziwego oblicza tylko jako swojego kolegę z klasy. 
-Dlaczego tu jesteś?-zapytałam, ale wiedziałam, że w tej sytuacji nie chciałam żeby sobie poszedł.
-To chyba oczywiste mówiłem ci to raz i powtórzę kolejny. Kocham cię! Wiem, że kiedyś ty też zrozumiesz, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Słyszałem również o Chelsea i Johnie. Nie martw się postaram się ciebie ochronić. 

~Czasami potrzebną osobą do uśmiechu okazuję się osoba, której nie chcesz mieć z początku w swoim życiu~

-Dziękuje.-i o dziwo mówiłam to zupełnie szczerze.
-Ale w zamian za dwie rzeczy.
-Jedna zaczniesz nosić znowu ten naszyjnik-powiedział i pokazał mi go przed oczami.
-Na to mogę się zgodzić. Chciałam go zabrać i założyć.
-Ja to zrobię-powiedział, a ja o dziwo mu na to pozwoliłam.
-A drugi warunek?
-Hmmm... Będziesz dla mnie milsza przy spotkaniach i czasami też wpuścisz mnie do mieszkania, kiedy będę chciał porozmawiać.
-To trzy warunki.
-No racja.
-Więc ja też mogę mieć jeden. Zgodzę się na spotkania jak pokażesz mi swoją prawdziwą twarz.
-Dobrze.-powiedział, a ja się obróciłam.

Nic się w nim nie różniło po za kolorem włosów. Teraz był ciemnowłosym blondynem do średnich rysów twarzy idealnie pasowały niebieskie oczy. Pełne usta dodawały mu seksapilu. Oczywiście ubierał się na czarno.

-Mam coś na twarz czy jak? Patrzysz się na mnie jakbyś zobaczyła ducha-powiedział unosząc brwi.
-A mam pewność, że tak nie jest.
-Nie jestem duchem, możesz mnie dotykać.
-Nie rozpędzaj się.
-Nie ja się nie rozpędzam tylko nie chciałem budzić nie potrzebnych kontrowersji w twoim umyśle.
-Uwierz mi ty je już od dawna budzisz-powiedziałam choć sama nie wiem jak te słowo wydostały się z mojej jamy ustnej.
-Naprawdę?
-No, bo wiesz jesteś dziwny bez obrazy. 
-Wszyscy mi to mówią -powiedział wzruszając ramionami.
-Mam nadzieję, że cię nie uraziłam. 
-Dlaczego słowa osoby, którą kocham miały by mnie ranić chociaż wcale nie są miłe-powiedział sarkastycznie.
-Proszę. Polecam się na przyszłość.-powiedziałam kpiąc sobie z niego.
-Więc tak pogrywasz-powiedział i swoim zaklęciem spryskał mnie wodą.
-To nie fair ja tak nie mogę-powiedziałam oburzona. 

~Najlepszy uśmiech rodzi się z czegoś niespodziewanego~

-Wiem.-zaczął się ze mnie śmiać.
-Teraz się doigrałeś-powiedziałam i jednym ciosem ręki wrzuciłam go do strumienia. 
-Ej!!!
-Co? Nie wiedziałeś, że woda jest mokra. 
-Wiedziałem, ale nie sądziłem, że jest zimna.
-To się naprawdę trzeba nazywać. 
-Dzięki.
-Zawsze do usług.-powiedziałam.
-Od kiedy ty ze mną żartujesz?-zapytał wychodząc z potoku.
-Nie wiem.
-Widzisz ile człowiek może zamętu w twoim życiu narobić.-powiedział, a ja od razu posmutniałam.-Przepraszam.
-Chociaż nie będę musiała cię przed niczym chronić.
-To prawda, ale ja będę miał pracy w brud. 
-Uwierz mi za pewnie ci jej jeszcze więcej. 

Nastał poniedziałkowy ranek. Zapinałam suwak od torby kiedy usłyszałam dzwonek telefonu.

-Halo?
-Hej, podwieźć cię?-zapytał Nathan.
-Jesteś na dole-stwierdziłam.
-Założyłem, że się zgodzisz.-westchnęłam.-Nie zapowietrzaj się.
-Doigrałeś się. 
-To schodzisz?
-Zaraz będę. 

Powiedziałam i ubrana w białą bluzkę z nadrukiem, czarne szpilki, różowe rurki (bez torebki) oraz białą skórę. Zarzuciłam szkolną torbę  na ramię przekręciłam zamek i zeszłam na dół.

-Znowu bawisz się w człowieka, a nie w czarodzieja Nathana.
-Oczywiście.-wsiadłam do samochodu. Po chwili do mnie dołączył.-Mam się trzymać na baczności za te słowa "Nie zapowietrzaj się"?
-Tak pamiętaj ja jestem jak ninja.
-Tak mów to sobie.-powiedziałam, a ja go znienacka uderzyłam książką od chemii. Jak się spodziewałam nie zdążył mnie zablokować.-Ja tu prowadzę.
-Trudno!
-A jakbym uderzył w drzewo?-powiedział i spojrzał się na mnie.
-Wiesz co to w twoim przypadku nie jest realne.
-Masz racje-powiedział parkując pod szkołą.
-Dobra ja spadam.
-Czekaj, czekaj...
-Na co?
-...

poniedziałek, 2 września 2013

Rozdział 27

~Chwila szcścia może być ulotna jak podmuch chłodnego wiatru w upalny dzień~

Nadchodzącą chwilę przerwało nam wydarzenie, którego nigdy bym nie przewidziała, a co gorsza nie uwierzyła bym gdybym tego nie usłyszała.

Trzaśniecie drzwiami. Wywołało u mnie pytanie.

-Kto to?- z dołu usłyszałam.
-Kotku jestem tak jak prosiłeś!
-To Miranda teraz już moja była dziewczyna.
-Co?!-powiedziałam i strzeliłam mu w twarz.-Koniec z nami i naszą przyjaźnią. Możesz się wypchać rybą. 
-Sam to nie miało być tak. Nie wiedziałem czy się zgodzisz.-ja podnosiłam bagaże.
-Co chciałeś mnie przelecieć, a potem zostawić. Pamiętaj najlepsza baba to własna graba.
-Na prawdę tak nie było. Chcę być z tobą.
-Twarz w kolano i sobie żryj siano.-powiedziałam przechodząc przez próg tego cholernego domu.

Jednym ruchem wrzuciłam bagaże do bagażnika. Usiadłam za kierownicą i wcisnęłam wsteczny do dechy. Wyjechałam w ostatniej chwili przed zamknięciem bramy. Zrobiłam niebezpieczny manewr o sto osiemdziesiąt stopni na pustej uliczce. Szybko ruszyłam z powrotem do mieszkania. Kiedy otworzyłam schowek znalazłam wisiorek od Nathana z liścikiem. Nie musiałam się zatrzymywać aby go przeczytać.

"To jest prezent od de mnie dla ciebie. Mimo wszystko chcę żebyś go nosiła. Chciałbym powiedzieć, a nie mówiłem, ale jakoś mi się nie chcę. 
Nathan"

 Żyję wśród palantów. Jeden przebija głupotą drugiego. Ciekawe gdzie ja znajdę tak dużą klatkę dla pawianów. Z drugiej strony straciłam przyjaciela. Na zawsze. Był ze mną w najcięższych chwilach, a teraz okazał się kompletną lamą. Jak tak można. Jednak to prawda, że ludzie są  dwulicowi. Jak ja mogłam być tak naiwna. Nie wierzę. Po już 168 latach życia łącznie z moim ludzkim zostałam oszukana jak pięciolatka, która dowiedziała się, że nie została wrzucona przez bociana do komina. To niedorzeczne. 

***Kilka godzin później***
 Usiadłam na kanapie w domu, lecz po chwili podeszłam do lodówki i wyjęłam torebkę z moim własnym pożywieniem. Powszechnie zwanym krwią. Bez zastanowienie otworzyłam ją i wypiłam całą zawartość. Miałam jeszcze niezły zapas. Spojrzałam w lusterko. Wyglądałam jak siódme nieszczęście. Swoje kroki skierowałam do łazienki. Tam zrzuciłam z siebie ubrania. Weszłam do kabiny, a po chwili na moje ciało popłynęły tysiące kropel gorącej wody, które choć na chwilę rozproszyły moje rozgoryczenie. Jednak nawet to musiało się skończyć. Chwila ukojenia minęła wraz zakręceniem wody. Otulona ciepłym ręcznikiem wyszłam  z pomieszczenia, a po chwili usłyszałam dzwonek do drzwi. Niechętnie podeszłam by je otworzyć. 

-Wyglądasz seksownie w tym ręczniku.
-Czego tu szukasz Nathan-powiedziałam przez zaciśnięte zęby. 
-Chciałbym z tobą porozmawiać.
-A pomyślałeś, że ja tego nie chcę?
-No...
-Wy faceci myślicie tylko o sobie, a teraz żegnam.

Zatrzasnęłam drzwi. Poszłam do pokoju. Stanęłam przed szafą i po chwili namysłu wybrałam z niej
niebieską bluzkę, białe spodenki i niebieskie trampki do tego naszyjnik z sową. Włosom pozwoliłam swobodnie opadać na ramiona. Kiedy wyszłam z pokoju zobaczyłam siedzącą na kanapie postać Nathana.

-Czy ty nie rozumiesz znaczenia słowa nie!-krzyknęłam.
-Znam.
-To po jakiego trolla tu przyszedłeś. 
-Po trolla ciekawy dobór słów.
-Ty mnie nie denerwuj. Naruszasz moją prywatność. To jest poważne wykroczenie.
-Wiem.
-Tam są drzwi. Więc ich użyj i wyjdź stąd.
-Ale...
-Natychmiast!-wykrzyknęłam.

Po chwili znowu zostałam sama. Usiadłam na dywanie po turecku. Nie miałam nic lepszego do robienia niż wziąć pilota do ręki i oglądać jakiś denny film. Nie wiem za kogo ten cały Nathan się uważa, ale serdecznie mam go dość. Naszyjnik od niego jakby nie wiedział dalej leży w schowku samochodowym. Nie mam zamiaru go nigdy więcej założyć. Co gorsza nie chcę mieć więcej do czynienia z tym facetem. Po chwili usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Podeszłam nie chętnie i go odebrałam.

-Mówiłam ci, że nie chcę z tobą rozmawiać-powiedziałam, a wszystko się we mnie gotowało od złości. 
-Posłuchaj wyjdź przed budynek.
-Nie.
-Co boisz się?-zapytał wyraźnie rozbawiony.
-Nie.  
-To w czym problem. 

Otworzyłam balkon dokładnie sprawdziłam czy nikogo nie ma na ulicy. Zręcznie przeskoczyłam barierkę i po chwili znalazłam się z drugiego piętra na ziemi. Jednak bycie wampirem  ma swoje plusy. Jednak nie da się ukryć zawsze są jakieś ciemne strony bycia tym kim jestem. Koło mnie nic nie było kompletna pustka. Postanowiłam wysłać sms na numer z którego dzwonił.

"Nic tu nie ma wracam do domu"

Jak napisałam tak zrobiłam. Niech tylko jeszcze raz coś od de mnie chcę to normalnie mu kończyny powyrywam. Odpaliłam laptopa. Po chwili włączyłam moją ukochaną od kilku lat składankę utworów. W ostatnich czasach muzyka zaczyna schodzić na psy. Spojrzałam za okno. Jakbym na coś liczyła. Jednak moim oczom ukazała się kompletna ciemność. Boże co ja sobie myślałam, że tam się pojawi jakiś przystojny chłopak. Przy którym będę mogła się oddać chwilę ukojenia. "Samanta przestań być naiwna!"-wykrzyknęłam w myślach. Z drugiej strony nie było by żadnych zobowiązań ani nic. Jednak zapominam o jednym to nie jest Las Vegas. Nie chcę nigdy więcej być taka jak wcześniej. 

~Borykając się z własnymi myślami, uderzając głową o wielki mur nie porozumień~

Sama nie wiem do końca czego chcę. Mam świadomość tego, że jak każda dziewczyna szukam miłości swojego życia. Ale czy jestem na nią gotowa? O to jest pytanie na które w najbliższym czasie nie znajdę odpowiedzi. Włączyłam muzykę jeszcze głośniej i w zawrotnym tempie posprzątałam całe mieszkanie. Nie chciałam ani chwili myśleć co dalej począć z moim życiem w następnych dekadach. Moje postanowienie "Żyj chwilą nie zastanawiaj się co będzie dalej". 

Wybiła siódma.

~Przeglądam się w lusterku po raz kolejny, nie widząc wschodu radosnego słońca w moim życiu ruszam na złowrogi świat z podniesioną głową by pokazać wszystkim swoją siłę~

Uczesałam włosy w prosty warkocz. Przerzuciłam torbę przez ramię i ruszyłam na miasto. Czas się zabawić. Podążyłam do galerii w której zaczęło się dla mnie coś w każdym razie czym mogła się cieszyć. Kiedy byłam przy kasie. Usłyszałam znajomy głos. Należał on do... 

 I tak o to następna część. Mam nadzieję, że się podoba. Cytaty sama wymyślałam. Nie wiem sama co mnie do nich naszło, ale cóż napisały się. 
Jestem z was dumna mój blog ma ponad 4 tysiące wyświetleń.
Co do następnej notki postaram się napisać ją jeszcze w tym tygodniu.