Obserwatorzy ^^

środa, 30 października 2013

Rozdział 33

 Z dedykacją dla Misii! Mojej przyjaciółki, która mi truję życie żebym dodawała nowe wpisy, ale i tak ją KOCHAM! ♥
Tutaj macie jej blog, który jest o psach krolestwopsów .


Czytasz=Komentujesz ;)


Po tych słowach ogarnęła mnie ciemność jak wcześniej.

Po kilku minutach bynajmniej tak odczułam zmianę czasu. Moje zmysły zaczynały powoli pracować . Wampir czy człowiek? Pierwsze pytanie jakie zadała mi podświadomość. Pewnie za jakiś czas się dowiem. Zaczęłam słyszeć liście, które szeleściły pod naporem czyich kroków. Poczułam, że jestem niesiona przez ramiona jakiegoś osobnika gatunku ludzkiego. Uniosłam powieki, które nie chciały ulec rozkazowi umysłu. Próbowałam i nie mogłam. Zaczerpnęłam powietrza i wtedy poczułam ten zapach świeżo skoszonej trawy z nutką jaśminu. To musiał być on. Nathan! Wykrzyczał mój umysł. Otworzyłam oczy z nagłego przypływu radości. Nie pomyliłam się to naprawdę on.

-Nathan-wychrypiałam.
-Ćsiiii... Nic nie mów.-powiedział i popatrzył mi prosto w oczy.

Posłuchałam go. Nie widziałam innej możliwości. Po chwili znaleźliśmy się na ganku jakiegoś budynku. Nie miałam pojęcia gdzie jestem, ale widziałam symfonie kolorów. Pewnie jestem w rezydencji mojego wybawcy. Po chwili ułożył mnie w wygodnej pozycji na szarej sofie.

-Nie ruszaj się. Zaraz wracam.

Tym razem nie miałam ochoty go posłuchać. Spróbowałam wstać, jednak moje próby zostały udaremnione. Nie mogłam się ruszyć moje ciało było sparaliżowane. Działałam na spowolnionych obrotach, ale nadal jestem wampirem.

-Masz-powiedział i podał mi nadgarstek.
-Nie napiję się twojej krwi.-zaprotestowałam.
-Nie masz innego wyjścia, jeśli tego nie zrobisz umrzesz.
-Co?! Mogę się nie powstrzymać, a nie chcę cię zabić.
-Przerwę to gdy będzie trzeba-powiedział i najwyraźniej mnie zahipnotyzował, bo się poddałam. Wgryzłam się w jego nadgarstek i piłam. Jego krew smakowała inaczej. Nie była gorsza była wręcz przepyszna.-Dość-powiedział i zadziałało.
-Mam pytanie jak mnie znalazłeś na polanie?-powiedziałam, a potem otarłam dokładnie kąciki ust.
-Mieszkam nieopodal i wyczułem dym.
-Wiesz co takie wersję to możesz wtykać innym.
-Dobrze. Nadal obserwowałem cię z ukrycia. Miałem przeczucie, że coś ci się stanie-powiedział i uśmiechnął się smutno. Ja miałam ciągle pokerową twarz.
-To co widziałam jakby we śnie to twoja sprawka?-zapytałam, lecz raczej zabrzmiało to jak stwierdzenie. Wiedziałam, że to on, ale teraz pojawiał się problem ciągle nie mogę się ruszyć.
-Muszę ci powiedzieć, że tak.
-Dlaczego zmusiłeś mnie do oglądania tego?!-powiedziałam, a wszystko we mnie obróciło się o 180 stopni.
-Posłuchaj. Wiedziałem od dawna, że mnie kochasz, ale nie umiałaś tego przyznać. Chciałem mieć 100% pewność swoich przeczuć.
-Masz racje.-stwierdziłam-Ja cię nie kocham, ja cię nienawidzę.
-To masz problem, bo jesteś na mnie skazana przez jakieś sześć godzin, bo nie możesz utrzymać pionowej postawy.-założyłam sobie poduszkę na głowę. Nie mogłam na niego patrzeć.-Ładnie wyglądasz jak się złościsz.-powiedział i od razu dostał poduszką.-A to za co?
-Za wszystko. -odpowiedziałam.
-A co ja takiego ci zrobiłem?-zapytał siadając po turecku przy kanapie.
-Istniejesz-odpowiedziałam bez namysłu.-Ale z drugiej strony kocham twoją kanapę.
-Czyżby tylko moją kanapę?-powiedział podnosząc brwi i dziwnie się uśmiechając. Ja ci dam nie usłyszysz tych dwóch słów co składają się z dziewięciu liter.
-No i poduszkę w sumie też.
-A ja kocham ciebie-powiedział bez zastanowienia i z taką troską.
-Hmmmm...-mruknęłam. Kompletnie nie wiedziałam co odpowiedzieć.
-Zostaniesz dzisiaj na noc? Obejrzymy jakiś film czy coś?-powiedział próbując zwrócić na siebie moją uwagę.
-Tak już.-co za zboczeniec-Film powiadasz w takie bajki to ty możesz sobie wkręcać małolaty, a nie mnie.
-I widzisz do jakich myśli cię doprowadzam.-stwierdził. Co za palant. Wkurza mnie na miliony sposobów.
-Ładny sufit.
-Wiem.
-I wiesz co powinieneś jeszcze wiedzieć?
-Hmmm-powiedział patrząc mi głęboko w oczy.
-Jest sto razy ładniejszy od ciebie. Umie również milczeć czego ty nie potrafisz. Do tego nie zmusza mnie do niczego-wypowiedziałam kładąc szczególny nacisk na ostatnie słowa. Zamiast się wkurzyć pochylił się na de mną.
-Samanto i to ci się we mnie podoba.-przewróciłam się na bok.-Kochanie tak się nie bawię.-powiedział i wziął mnie na ręce i posadził sobie na kolanach.
-Odczep się-powiedziałam umiejętnie kryjąc rozbawienie sytuacją.-Zagrywki używane w średniowieczu.
-Przecież takie lubisz.-powiedział jakby mnie znał na wylot.
-A ty niby skąd to wiesz?-powiedziałam i poczułam, że jestem w stanie się ruszać.
-Od przyjaciela.
-Leopold-stwierdziłam z wrogością.
-Spokojnie. Przecież nic złego nie zrobił.-powiedział obejmując mnie mocno.
-Możesz mnie puścić?-spytałam.
-Nie, bo właśnie wróciła ci całkowita zdolność poruszania się.-wyrwałam się.
-Muszę wracać do mieszkania.
-U mnie ci źle?-zapytał smutno.
-Ta kanapa będzie moja, ale mam kilka spraw do załatwienia. Muszę iść.

Powiedziałam i wyszłam. Potrzebowałam prysznica to jest pewna. Szybko wróciłam do domu. Weszłam pod strumień ciepłej wody, który dopiero teraz uświadomił mi, że prawię poddałam się swojemu sercu. Czy to jest naprawdę takie trudne? Na pewno nie. Owinęłam się białym puszystym ręcznikiem. Czas zemścić się na Leopoldzie. Ta myśl zagarnęła mną bez końca. Otworzyłam szybko drzwi i podeszłam do szafy. Z której po głębokim namyśle wybrałam wybrałam bluzkę koloru pudrowego z dekoltem i kokardą, a do tego niebieskie rurki i pudrowe szpilki. Pokręciłam włosy na lokówce. Wyglądałam tak jak za życia tylko w lepszej odsłonie.

Zeszłam pewnie do garażu. Otworzyłam drzwiczki od samochodu i wsiadłam do pojazdu. Przekręciłam kluczyk w stacyjce. Trudno, że było późno w nocy. Wcisnęłam gaz do dechy i ruszyłam. Dojechanie pod dom zdrajcy zajęło mi dziesięć minut. Wysiadłam z pojazdu. Zatrzaskując za sobą drzwiczki od auta. Przeszłam pewnie przez podwórko. Zapukałam w drzwi, które po chwili się otworzyły.

-Wow. Sam wyglądasz bombowo-powiedział Leopold.
-Serio? Ty zaraz nie będzie.-powiedziałam wpychając go do środku.
-Co się dzieje?-zapytała stająca na końcu przedpokoju Kate.
-Proszę cię nie wtrącaj się.-natomiast Leo złapałam za szyję i przygwoździłam do ściany-Jeszcze raz dasz wskazówki Nathanowi jak ze mną postępować to nie wiem co ci zrobię, ale pożałujesz. Wiesz do czego jestem zdolna.
-Mówiłem wam, że tutaj przyjdzie-obróciłam się i ujrzałam....

sobota, 19 października 2013

Rozdział 32


 Czytasz=Komentujesz





Wciągnęłam łapczywie powietrze. Jak to się stało? Ja nadal żyję. Powinnam teraz nie znajdować się po tak zwanej "drugiej stronie". Otworzyłam powieki, które zdawały się ważyć tonę. Kształty nie przybierały długo kształtów, a ostrości wolę nie wspominać. Jednak z każdą kolejną sekundą było lepiej. Widziałam przed sobą gwieździste niebo. Nie chciałam się ruszać. Nie miałam sił na to. Co gorsza czułam się inaczej? Jakbym kiedyś taka była. Oddech miałam częstszy niż zwykle, a co gorsza moje serce biło. Nie to nie może być prawda czy ja znowu jestem człowiekiem? Nie to nie możliwe, ale może jednak dzięki czarom bardzo potężnym ktoś taki jak Nathan mógł to zrobić. W tym właśnie momencie okazało się, że ktoś nad de mną stoi. Szybko przewróciłam się na plecy i wstałam, a przebiegnięcie na inną stronę polany sprawiło mi nie lada wysiłek. Nie widziałam już tak dobrze. Cholera, jednak to prawda. Zmęczona wysiłkiem, który sprawił mi bieg padłam na kolana, a ręce położyła przed sobą na trawie mokrej od rosy. Kiedy moje tętno wróciło do normalnego tempa. Spojrzałam się w las, który znajdował się prze de mną, później na boki. Musiałam to robić wolno aby nie przeoczyć żadnego elementu. Postanowiłam wstać chociaż zrobiłam to ociężale tak jakbym miała na sobie jakieś odważnikami.

Odwróciłam się w stronę miejsca z, którego przybiegłam. Tam pokazały się trzy postacie, które miały zawisnąć, a wybór należał do mnie i tylko do mnie. To nie miało tak być. Nie mam zamiaru w tym grać. Muszę uciec jak najszybciej! Odwróciłam się i już zrobiłam kilka kroków, ale coś mnie powstrzymało. Jakby jakaś wewnętrzna siła zatrzymała i nie pozwoliła ruszyć się dalej. Wszystko w środku mojego ciała miało podwyższoną temperaturę. Wiedziałam kogo mam ratować, ale po co. Skoro on dla mnie nic nie znaczy i się zaczęło. Walka serca i z rozumem. Czemu mnie to spotyka? Może i przez niego jestem człowiekiem, ale wielokroć ratował mi życie. Jednak jeśli pomyśle, że mam do wyboru dupka Fabiana czy podstępną żmiję o imieniu Taylor. To już zdecydowanie wolę dręczyciela o imieniu Nathan. Zaczęłam iść w ich stronę. Powoli tak jakbym moimi krokami pisała zupełnie nową inną, a nawet lepszą historię.

Kiedy już miałam wyciągać rękę po jeden z śmiertelnych więzach ktoś powstrzymał moją rękę. Nie bałam się niczego co się stało na tej polanie. Obróciłam się powoli do osoby. Wyglądał jak normalny chłopak z ogólniaka. Brązowe oczy, blond włosy, miała jakieś 185 centymetrów wzrostu.

-Nie możesz od tak go uratować.-powiedziała bardzo spokojnym głosem, który działał na mnie kojąco?
-Dlaczego?-zapytał z nie lada zdziwieniem.
-Uratowanie go będzie świadczyło o twojej miłości.
-Co?-zapytała z niedowierzaniem.
-Posłuchaj wiem, że to będzie trudny wybór, ale niestety. Decyzja należy do ciebie.-odwrócił się i zaczął odchodzić.
Znowu problem i to kolejny. Jeśli to zrobię wydam się, a raczej kompletnie zbłaźnie się przed Katherine i Leopoldem. Jednak teraz nie jest to najważniejsze. Tutaj waha się życie, a nie moja popularność czy też zbłaźnienie się przed moimi przyjaciółmi. Mam teraz nadzieję, że to co zrobię nie wpłynie na moje życie karygodnie. Pociągnęłam za więzy od razu puściły.
Myślałam, że to będzie koniec tego kompletnie bezsensownego dnia, ale się miliłam. Nie chciałam patrzeć na to jak oni umierają, ale wiedziałam, że dokonałam właściwego wyboru. Nie zmienię zdania.

-Teraz patrz na konsekwencje twojego wyboru-powiedział kat.
-Dobrze. Wiem, że ten wybór jest właściwy.

Spojrzałam prosto w oczy, a po chwili ich ciało stało się dwoma częściami. Głowy poturlały się do moich stóp, a ciała pozostały na podestach. Zwykle w tym przypadku bym krzyknęła, ale nie mogłam wydobyć z siebie ani jednego dźwięku. Stałam i wpatrywałam się w ich ciała.

-Samanta musimy iść-powiedział Nathan.
-Nie zostaw mnie!-powiedziałam wyrywałaj nadgarstek z jego dłoni.
-Sam, proszę.
-To przez ciebie jestem znowu człowiekiem to dla ciebie ich straciłam. Myślisz, że to było łatwe. Otuż nie. Stwierdziłam, że jestem ci to winna. Za to wszystko co dla mnie zrobiłeś. Ratowałeś mnie kilka razy teraz mnie zostaw.-powiedziałam, a przez moje ciało przeszedł dreszcz nadchodzącego wybuchu płaczu.
-Wiem i dziękuję. Proszę nie płacz nie mogę na to patrzeć.
-Niby czemu?-powiedziałam próbując to wszystko powstrzymać.
-Kocham cię-powiedział i ujął moją twarz w dłonie. Po czym musnął lekko swoimi wargami moje. Chwile trwaliśmy w chwili jakby czas się zatrzymał.
-Ja ciebie też kocham.

Po tych słowach ogarnęła mnie ciemność.

sobota, 5 października 2013

Rozdział 31

-Posłuchaj mnie. To co zaszło wczoraj między nami, dla mnie to tylko i wyłącznie jeden nieznaczący pocałunek.
-Okłamujesz samą siebie-powiedział jakby rozszyfrował mnie do końca.
-Skąd masz taką pewność?-zapytałam zdziwiona jego zachowaniem.
-Widzę to w twoich oczach.
-W moich oczach widzisz tylko złość na ciebie za te wszystkie sceny, które odstawiasz.
-Przyznaj, że czujesz coś do mnie więcej niż tylko koleżeństwo?-O nie znowu to samo. Historia zatacza krąg. Fabian tak samo się zachowywał. Muszę się stąd wydostać. Uciec jak najdalej. Odwróciłam się błyskawicznie i już chciałam biec, ale on mnie uprzedził. Złapał mnie za nadgarstek.
-Puszczaj!-wykrzyknęłam.
-Nie uciekniesz teraz.-koniec. Nie będę mu dwa razy powtarzać zrzuciłam torbę z książkami z ramienia. Wygięłam mu rękę co spowodowało jego obrót, a ja wykonałam dźwignię dzięki czemu jego ciało spotkało się z podłogą.

Teraz była moja szansa. Szybko wzięłam do ręki torbę i ruszyłam ku wyjściu. Za sobą usłyszałam tylko "Sam nie możesz tam wyjść czekają na ciebie". Nie zwróciłam na to uwagi. Nie chciałam go słuchać. Na korytarzu było już pusto. Stała tam tylko Kate, Leo i leżał Nathan. Otworzyłam drzwi wyjściowe. Potem w jednym momencie zobaczyłam ich łowców wampirów. Czekali na mnie z kołkami szybko znalazłam się przy jednym z nich i najnormalniej w świecie skręciłam mu kark. Robiłam to w tak zawrotnym tępie, że nawet nie mogli mnie namierzyć. Pięciu to zdecydowanie za mały skład jak na taką doświadczoną wojowniczkę, którą uczyłam się być przez kilkadziesiąt lat. Z drugiej strony kto ich na mnie nasłał. Po chwili wiedziałam za tym wszystkim stała Olga. Czy ta laska się kiedyś od de mnie odczepi? Spojrzałam się na nią z wrogością, a po chwili znalazłam się przy niej. Jednak ona była szybsza. Wymówiła zaklęcie, a ja zwijałam się z bólu na ziemi. Przełam TO! Rozkazałam sobie w myślach. DASZ RADĘ! Po chwili ból ustał. Stanęłam chwiejnie na nogach. Spojrzałam się na nią, a ona po chwili rozpłynęła się w powietrzu. W normalnym tempie wróciłam po rzeczy. Nie miałam ochoty nawet po sobie sprzątać tej rzezi, którą przed chwilą urządziłam. Kiedyś dla mnie zabijanie było rutyną, a teraz jest rzadkością. Do tego wiedziałam, że tracę dawną zimnokrwistość. Co się ze mną dzieje? Czy ja naprawdę po raz kolejny raz popełniam błąd zwany zakochaniem się? Tym razem nie dam się temu bezsensownemu uczucia. Wsiadłam do auta. Przekręciłam kluczyki w stacyjce i ruszyłam prosto do mojego mieszkania. Nie wiem co zamierzam robić przez resztę dnia. Pewnie dodatkowe zadania albo sprzątać. Napisałam sms do Kate na, którą nie byłam zła. Czy przyniesie mi lekcje? Nie miałam pojęcia jak ona postąpi, ale długo nie musiałam czekać na odpowiedź. Na szczęście się zgodziła. Zaczęłam sprzątać dokładnie łazienkę. Stwierdziłam, że co zrobię teraz nie odwlecze się na później.

***Następnego dnia***
Rano postanowiłam, że do szkoły pójdę pieszo. Stwierdziłam, że spacer dobrze mi zrobi. Nie miałam dzisiaj o dziwo dużo lekcji. Połowa została odwołana, ponieważ odbywała dzisiaj rada pedagogiczna. Jak dobrze nie będę musiała znosić towarzystwa pana na N. Nie przez właściciela tego imienia przestałam je lubić. Zmierzałam do pierwszej sali. Usiadłam na miejscu o dziwo mój partner z ławki się nie zjawił. Na kolejnej godzinie też nie. Nikt zresztą po za mną nie zwracał uwagi na jego nie obecność. Wczoraj mnie to nie obchodziło, ale dzisiaj czułam w niej coś niepokojące. Jakby jemu miało stać się coś złego. Jednak postanowiłam z nikim nie dzielić się moimi przypuszczeniami. Po chwili moje zmartwienia zniknęły. Z powodu jednej nieistotnej osoby zwanej Olga, która aktualnie przyssała się jak pijawka do Fabiana. Co obudziło we mnie wielki gniew. Podeszłam do nich. Wiedziałam co powiedzieć, aby rozwścieczyć Olgę.

-Masz pionka o imieniu Fabian, a ja okręciłam sobie w okół palca potężnego Nathana.

Zadziałało oderwała się od niego i spojrzała na mnie wściekle. Jednak nic nie powiedziała, ale jej wzrok mówił sam za siebie. Odeszłam dumna, że chociaż raz udało mi się ją rozwścieczyć. Kiedy weszłam do toalety aby poprawić błyszczyk. Ujrzałam Kate i Leo, którzy namiętnie się całowali. Czy oni wszyscy robią to specjalnie aby obudzić moje wyrzuty sumienia? Nawet nie chciałam dowiadywać się czy to prawda. Rozbrzmiał dzwonek. Lekcja była nudna, więc postanowiłam poprosić o przepustkę do biblioteki. Do której naprawdę się nie kierowałam. Miałam zamiar iść coś przekąsić do mojego samochodu. Kiedy szłam korytarzem. W moją stronę poleciała kula ognia. Wiedziałam kto za tym stoi. Jestem za słaba. Muszę się teraz pożywić. W mgnieniu oka znalazłam się przy samochodzie. Rozerwałam wręcz torebkę z napojem przetrwania. Zdążyłam ją opróżnić, a ona pojawiła się już na parkingu. Nie zdążyłam uniknąć jej ciosu. Może kiedy umrę to wszystko się zakończy. Nie będę miała problemów, a co ważniejsze trudnych wyborów. Upadłam na beton po czym straciłam przytomność.


Nie wiem ile czasu minęło, ale wiem ocknęłam się w ciemnym lesie. Powoli przypominałam sobie jak do tego doszło. Później ujrzałam, że jestem przywiązana do głazu.


~Czy kiedy odejdę na zawsze wszyscy o mnie zapomną,
czy o moją wiekopomną śmierć się upomną,
szare szeregi utworzą długi pas,
wszyscy będą stać dumnie jak as.~


Byłam bezsilna chociaż nawet nie próbowałam się uwolnić. Zza krzaka wyłoniła się Olga, a na polanie na której się znajdowałam zapłonął ogień. Wtedy doznałam przypływu siły. Wystarczyło jedno szarpnięcie, a kajdany uwięzienia się zerwały. Teraz dopiero pojawił się problem. Płomienie pełzły do mnie, a ich dym drażnił moje narządy wewnętrzne.

-To już koniec-powiedziała Olga, a moją twarz owiał zimny wiatr, który sprawił, że ujrzałam płomyk nadziei.
-Czyżby?-zadrwiłam.
-Tak-powiedziała i wycelowała włócznią we mnie. Pierwszy kołek we mnie nie trafił, ale drugi tak. Zrobił we mnie bolącą ranę, a po chwili miałam drugi wbity w brzuch.


Ona zniknęła, a ja zostałam sama na polu bitwy. Wyciągnęłam z siebie narzędzia, które się we mnie wbiły. Zaczęłam kasłać od tej trucizny dla wampirów zwanej dymem. Po chwili upadłam na kolana, a otoczenie przestawało przypominać kształty. Resztą sił ułożyłam się na kamieniu. Znowu nicość.

~Czy kiedykolwiek ktoś za mną zapłaczę kiedy mnie już nie będzie, czy może stanę się stekiem wspomnień~