-Tak. Mieliśmy być przyjaciółmi, a ty ewidentnie wysyłasz sygnały, że chcesz czegoś więcej.
-Wiem, bo tak jest i wiem, że ty któregoś dnia to zrozumiesz.
-Posłuchaj mnie. Nie wiem skąd u ciebie ta pewność się bierze, ale mnie fascynuję-czy ja naprawdę to powiedziałam-Reasumując mam cię dość-od razu lepiej dodałam w myślach.
-Twoje zdania są pełne sprzeczności-powiedział.
-Wiem i właśnie takie mają być.
-Posłuchaj. Wiem dokładnie co zrobili Taylor i Fabian, ale ja nie jestem taki. Nie zranię cię nigdy wręcz przeciwnie będę pilnować tego aby nigdy cię już nikt nie zranił. Szaleję za tobą od nie pamiętnych czasów, a ty najnormalniej w świecie boisz się tej prawdy...-musiałam mu przerwać.
-Ja nie boję się niczego. Prawda jest dobra, a nawet najlepsza na świecie po prostu nie dopuszczam do siebie myśli, że ktoś jeszcze może się wkraść do mojego, które jest już w małych kawałeczkach. Nie mam zamiaru wplątywać się w coś co może mnie zranić.
-Czemu? Pamiętasz ja nie jestem nimi, a ty traktujesz mnie jakbym nimi był.
-Jesteś facetem, a każdy jest taki sam.
-Mierzysz. Czym sobie na to zasłużyłem?
-Hmmm... Niech się zastanowię-powiedziałam i po raz pierwszy spojrzałam się w jego oczy-Sobą-odpowiedziałam bez większego namysłu.
-Spójrz mi w oczy.-powiedział tonem proszącym.
-Po co?-bałam się tego i to szczerze nie wiem coś mnie ostrzegało przed tym żebym tego nie robiła.
-Proszę.
-Skoro chcesz chociaż nie wiem co ty chcesz tym osiągnąć.-powiedziałam i spojrzałam w jego piękne oczy. Stałam się jakby to powiedzieć sparaliżowana. Cały świat się dla mnie przestał liczyć po za Nathanem. Coś mnie do niego ciągnęło co gorsza nie czułam tego nigdy wcześniej czy to patrząc na Fabiana lub Taylora. On nie patrzył na mnie z pożądaniem tylko czułością.
-Kocham cię najbardziej na świecie nie wiem jak mam ci to udowodnić.-w jego oczach była prawdziwa szczerość. Ja niestety wpadłam w sidła jego hipnotyzującego spojrzenia. Nie mogłam ani się ruszyć co gorsza powiedzieć. Mój mózg i serce przestało pracować jednym rytmem.
Nie zwracałam nawet uwagi na to, że nasze twarze dzieliły centymetry, a ta odległość mnie elektryzowała. Również chciałam ją zmniejszyć. Zrobiłam to. Jednak chwila prawdziwej ekscytacji miała dopiero nadejść. Po chwili jego usta dotknęły moich, a ja wplotłam palce w jego włosy. On objął mnie w pasie. Po chwili rozchyliłam usta jeszcze bardziej aby pogłębić pocałunek. Czułam napływającą do mojego serca radość. Kiedy tak staliśmy, a nasze języki badały każdy milimetr naszych jam ustnych zatraciłam się na dobre. Jednak zaraz, zaraz. Co ja robię do cholery! Jak mogłam tak się dać wrobić. Nie to niemożliwe. Odsunęłam się od niego.
-Zrobiłem coś nie tak?-zapytał zdziwiony moją reakcją.
-Tak-powiedziałam i spojrzałam mu ponownie w oczy. Teraz nie dam się jemu i temu całemu seksownemu co ja myślę powalającemu spojrzeniu.
-Co?-zapytał nadal trzymając mnie w swoich objęciach.
-Posłuchaj po pierwsze nie patrz się na mnie w ten sposób.
-Niby w jaki?-a ja w tym czasie wyrwałam się z jego ramion do których idealnie pasowałam, ale to tak na marginesie.
-Ty już dobrze wiesz w jaki.
-Właśnie nie wiem.-powiedział.
-Próbujesz mnie uwięzić w tym swoim seksownym spojrzeniu abym przystała na co chcesz!-powiedziałam już podniesionych głosem.
-Nie. Zresztą usta podczas pocałunku nie kłamią.
-Posłuchaj to był jedno razowy wyskok.-powiedziałam czując wzbierający we mnie gniew.
-Samanta proszę nie-powiedział błagalnym tonem.
Nie zwracałam na to uwagi tylko wskoczyłam do auta. Ruszyłam z piskiem opon spod zameczku Leopolda. Jak ja mogłam się tak zachować. Nie to jest niemożliwe mówię co innego, a jeszcze inaczej postępuje. Nie tak nie może być. Boże co się ze mną dzieje. Najgorsze jest to, że nie mogę całej tej sprawy zrzucić na hormony, ponieważ one u mnie od bardzo dawna nie funkcjonują. Jak on mógł mnie tak ośmieszyć. Założę się, że Leopold zdał dokładne relacje ze zdarzenia.
~Twoim największym wrogiem mogą się okazać uczucia pokłócone ze zdrowym rozsądkiem~
Jutro będzie piekło chociaż nie do złe określenie. Jutro będą głupie pytania. Może nie pójdę sobie do szkoły. O nie to jest nie dopuszczalne pokażę swoją słabość.
***Następnego dnia***
Skończyła się właśnie pierwsza lekcja. Podeszłam zdecydowanym krokiem do szafki. Nie zwracałam uwagi na nic po za lekcją. Zdążyła musnąć rzęsy tuszem i rozbrzmiał kolejny dzwonek tym razem na lekcję języka francuskiego. Weszłam do klasy i zajęłam miejsce. Mieliśmy wolne nauczyciel musiał sprawdzać jakieś testy, więc my dostaliśmy zadania do rozwiązania. Co dla mnie było łatwizną. Nawet nie zauważyłam kiedy godzina przedmiotowa minęła. Szybko wymieniłam książki.
-Sam!-usłyszałam krzyk Leopolda i Kate. Zmusiłam się do uśmiechu.
-Co tam?
-Dzisiaj nie ma Nathana w szkole. Nie odbiera naszych telefonów.-Co?! Jak to?! To niemożliwe?! Jednak na twarzy pozostawała pokerowa maska. Wiedziała, że zniknął z mojego powodu.
-Ludzie jest dopiero druga godzina lekcyjna. Pomyśleliście, że on może nie miał dzisiaj ochoty na zajęcia.-powiedziałam starając się aby mój ton był obojętny. Chociaż nie wiem czy mi się udało.
-Leopold idź sobie. Muszę z nią pogadać.-O nie nie! Zauważyła. Proszę Leo nie idź. Dosłownie cię błagam! Lecz nie powiedziałam tego na głos tylko w myślach. Niestety moja deska ratunkowa przed rozmową odeszła.-Samanta!-powiedziała oskarżycielskim tonem.
-Co?-zapytałam patrząc się jej prosto w oczy.
-Wiem co się wczoraj wydarzyło.
-No i?-powiedziałam badając zawartość mojej szkolnej szafki.
-Całowałaś go. Uwierzyłaś w jego słowa. Dałaś się ponieść chwili kiedy patrzyłaś w jego oczy. Wiesz co to oznacza kochasz go!-powiedziała wyraźnie podekscytowana.
-Nie.
-Wiesz dobrze, że mnie nie okłamiesz.
-Serio?! Nie sądzę za krótko mnie znasz w takim razie.
-Kochana przed miłością nie uciekniesz-powiedziała Kate.
-Wiem, dlaczego to robisz-powiedziałam kiedy ujrzałam przez sekundę twarz Nathana w lusterku. Poszłam w jego stronę-Ukartowałeś to!
-Wcale nie to oni chcieli-powiedział.
-Posłuchaj mnie. To co zaszło wczoraj między nami. Dla mnie to....
NICE :*
OdpowiedzUsuń