Należał on do Chelsea.
-Mam dość już chronienia Samanty przed tym wszystkim jej całą przeszłością.-stałam ciągle tyłem przy kasie.
-Ja również-na miłość boską John też-Mam jej problemów po dziurki w nosie. Mamy przecież własne.-wtedy coś we mnie pękło. Obróciłam się energicznie.
-Dziękuje za wszystko-powiedziałam dobitnie-Mam prośbę macie coś do mnie to powiedzcie mi to w prost, a nie mnie obgadujecie.
Powiedziałam i wdzięcznie wyszłam z budynku. Fajnie teraz nie mam przyjaciół. Po prostu lepszego mogli sobie znaleźć. Żałosne. Tym co aktualnie odstawili wbili mi sztylet w plecy.
~Przyjaciel jest prawdziwym skarbem, dopóki nie okaże się zabójcą twojego zaufania~
***Kilka godzin później***
Siedziałam nad strumykiem, który lekko szumiąc uspokajał moje zmysły, które były zmęczone od tego wszystkiego. Cały ten zgiełk, który koło mnie się dział zabierał mi całą przyjemność z życia. Nie mam pojęcia jakim cudem jeszcze normalnie funkcjonuję. Zdjęłam buty, a stopom dałam pojednać się z naturą wkładając je do zimnej wody. Rozpuściłam włosy. Nie zwracałam na nic uwagi. Jednak wiedziałam, że kiedyś musi się to stać. Muszę zadać sobie to pytanie. "Dlaczego znowu zostałam z tym wszystkim sama?"
-Nie jesteś z tym sama masz mnie.-powiedział chłopak, który się mnie nie dawno wstydził.-Nie odwracaj się nie widziałaś jeszcze mojego prawdziwego oblicza tylko jako swojego kolegę z klasy.
-Dlaczego tu jesteś?-zapytałam, ale wiedziałam, że w tej sytuacji nie chciałam żeby sobie poszedł.
-To chyba oczywiste mówiłem ci to raz i powtórzę kolejny. Kocham cię! Wiem, że kiedyś ty też zrozumiesz, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Słyszałem również o Chelsea i Johnie. Nie martw się postaram się ciebie ochronić.
~Czasami potrzebną osobą do uśmiechu okazuję się osoba, której nie chcesz mieć z początku w swoim życiu~
-Dziękuje.-i o dziwo mówiłam to zupełnie szczerze.
-Ale w zamian za dwie rzeczy.
-Jedna zaczniesz nosić znowu ten naszyjnik-powiedział i pokazał mi go przed oczami.
-Na to mogę się zgodzić. Chciałam go zabrać i założyć.
-Ja to zrobię-powiedział, a ja o dziwo mu na to pozwoliłam.
-A drugi warunek?
-Hmmm... Będziesz dla mnie milsza przy spotkaniach i czasami też wpuścisz mnie do mieszkania, kiedy będę chciał porozmawiać.
-To trzy warunki.
-No racja.
-Więc ja też mogę mieć jeden. Zgodzę się na spotkania jak pokażesz mi swoją prawdziwą twarz.
-Dobrze.-powiedział, a ja się obróciłam.
Nic się w nim nie różniło po za kolorem włosów. Teraz był ciemnowłosym blondynem do średnich rysów twarzy idealnie pasowały niebieskie oczy. Pełne usta dodawały mu seksapilu. Oczywiście ubierał się na czarno.
-Mam coś na twarz czy jak? Patrzysz się na mnie jakbyś zobaczyła ducha-powiedział unosząc brwi.
-A mam pewność, że tak nie jest.
-Nie jestem duchem, możesz mnie dotykać.
-Nie rozpędzaj się.
-Nie ja się nie rozpędzam tylko nie chciałem budzić nie potrzebnych kontrowersji w twoim umyśle.
-Uwierz mi ty je już od dawna budzisz-powiedziałam choć sama nie wiem jak te słowo wydostały się z mojej jamy ustnej.
-Naprawdę?
-No, bo wiesz jesteś dziwny bez obrazy.
-Wszyscy mi to mówią -powiedział wzruszając ramionami.
-Mam nadzieję, że cię nie uraziłam.
-Dlaczego słowa osoby, którą kocham miały by mnie ranić chociaż wcale nie są miłe-powiedział sarkastycznie.
-Proszę. Polecam się na przyszłość.-powiedziałam kpiąc sobie z niego.
-Więc tak pogrywasz-powiedział i swoim zaklęciem spryskał mnie wodą.
-To nie fair ja tak nie mogę-powiedziałam oburzona.
~Najlepszy uśmiech rodzi się z czegoś niespodziewanego~
-Wiem.-zaczął się ze mnie śmiać.
-Teraz się doigrałeś-powiedziałam i jednym ciosem ręki wrzuciłam go do strumienia.
-Ej!!!
-Co? Nie wiedziałeś, że woda jest mokra.
-Wiedziałem, ale nie sądziłem, że jest zimna.
-To się naprawdę trzeba nazywać.
-Dzięki.
-Zawsze do usług.-powiedziałam.
-Od kiedy ty ze mną żartujesz?-zapytał wychodząc z potoku.
-Nie wiem.
-Widzisz ile człowiek może zamętu w twoim życiu narobić.-powiedział, a ja od razu posmutniałam.-Przepraszam.
-Chociaż nie będę musiała cię przed niczym chronić.
-To prawda, ale ja będę miał pracy w brud.
-Uwierz mi za pewnie ci jej jeszcze więcej.
Nastał poniedziałkowy ranek. Zapinałam suwak od torby kiedy usłyszałam dzwonek telefonu.
-Halo?
-Hej, podwieźć cię?-zapytał Nathan.
-Jesteś na dole-stwierdziłam.
-Założyłem, że się zgodzisz.-westchnęłam.-Nie zapowietrzaj się.
-Doigrałeś się. -To schodzisz?
-Zaraz będę.
Powiedziałam i ubrana w białą bluzkę z nadrukiem, czarne szpilki, różowe rurki (bez torebki) oraz białą skórę. Zarzuciłam szkolną torbę na ramię przekręciłam zamek i zeszłam na dół.
-Znowu bawisz się w człowieka, a nie w czarodzieja Nathana.
-Oczywiście.-wsiadłam do samochodu. Po chwili do mnie dołączył.-Mam się trzymać na baczności za te słowa "Nie zapowietrzaj się"?
-Tak pamiętaj ja jestem jak ninja.
-Tak mów to sobie.-powiedziałam, a ja go znienacka uderzyłam książką od chemii. Jak się spodziewałam nie zdążył mnie zablokować.-Ja tu prowadzę.
-Trudno!
-A jakbym uderzył w drzewo?-powiedział i spojrzał się na mnie.
-Wiesz co to w twoim przypadku nie jest realne.
-Masz racje-powiedział parkując pod szkołą.
-Dobra ja spadam.
-Czekaj, czekaj...
-Na co?
-...
znowu to samo...
OdpowiedzUsuńznowu przerwałaś...
zabić cię to mało ...
ale do rozdziału nie mogę się przyczepić - GOOD !
A to zabijaj, ale przez to nie dowiesz się co będzie dalej!
UsuńUduszę za takie zakończenia .!;)
OdpowiedzUsuń