Obserwatorzy ^^

środa, 18 września 2013

Rozdział 29

-Czekaj, czekaj... 
-Na co? 
-W sumie to już nic.-powiedział.
-Faceci-stwierdziłam.

Wysiadłam z pojazdu od razu skierowałam się do pracowni nie zważając, że Nathan próbuje mnie dogonić. Weszłam do klasy i zajęłam swoje standardowe miejsce. Po chwili rozbrzmiał dzwonek, a sala zapełniła się. Jak ja kocham chemię chociaż wszystko z niej umiem, ale mniejsza z tym. Jednak po chwili miejsce obok usiadł mój dzisiejszy szofer.

-Pozwoliłam ci tu usiąść?-zapytałam mierząc go spojrzeniem.
-A czy ty masz coś do gadania w tej kwestii?
-Mam.
-Niestety nie słońce inne miejsca są zajęte jakbyś nie zauważyła.
-To usiądź na podłodze.-powiedziałam. Czy muszę być na niego skazana przez wszystkie lekcje.
-Czemu tego sama nie zrobisz?
-Grozisz mi?!-powiedziałam aby zakończyć temat.
-Nie.
-No więc milcz.

Wypuściłam powietrze z ust. Nie miałam ochoty na jego ciągłe towarzystwo, a szczególnie na moim ulubionym przedmiocie. Nie mam zamiaru tolerować go do końca moich dni, a pewnie zostało ich bardzo wiele. Nadszedł czas na oddawanie sprawdzianów. Oczywiście dostałam szóstkę co spowodowało wpisanie mnie na konkurs. Jednak z drugiej strony i tak bym się na niego zapisała. Mój partner z ławki dostał dwa.

-Czyżbyś potrzebował korepetycji?
-Najwyraźniej-powiedział z dziwnym uśmieszkiem.

Wiedziałam dokładnie co ten wyraz twarzy oznacza. Nie potrzebował mojej pomocy on specjalnie oblał aby miał pretekst do spotykania się ze mną. Teraz wystarczy poczekać do przerwy aby mu to powiedzieć. Nie ma to jak marna logika chłopaków. Kto jak kto, ale on z chemii pewnie jest lepszy od de mnie. Przez te wszystkie czarodziejskie sztuczki, których sekretów nawet nie chciałam poznawać. Spojrzałam na jego poprawki w zeszycie były bezbłędne. Myślisz, że jesteś sprytniejszy od de mnie to się mylisz. Po chwili rozległ się dzwonek. Wyszłam z klasy jako pierwsza i popędziłam prosto do mojej szafki. Wrzuciłam do niej nie potrzebne mi podręczniki.

-To jak z tymi korkami?-zapytał, a ja nawet się nie odwróciłam.
-Ty ich nie potrzebujesz.
-Sama widziałaś moją ocenę.-trzasnęłam drzwiczkami i odwróciłam się do niego tak, że nasze twarze dzieliła niebezpieczna przestrzeń. 
-Widziałam również twoje poprawki były bezbłędne. Ty tylko szukasz pretekstu do częstszego widywania się ze mną . To żałosne. 
-Nie prawda.-stwierdził, ale widać było po nim, że go rozgryzłam.
-Sądzisz, że jesteś przebiegły. Nie tym razem. Na mnie ci się te twoje marne sztuczki nie udadzą.
-Ty znowu robisz kłótnie z niczego-stwierdził.
-A kto to prowokuję?!
-Zobacz jak ja na ciebie wpływam-powiedział i zaczął zbliżać swoje usta do moich. Jednym zdecydowanym ruchem odsunęłam się od niego.
-Ty w ogóle na mnie nie wpływasz. Po prostu denerwuję mnie twoja zbyteczna pewność siebie. 
-A ty to może jej nie masz?!-powiedział, a ja zobaczyłam, że koło nas zbiera się pokaźna grupka ludzi.
-Zadzwoń jak przestaniesz nosić pieluszkę-powiedziałam i odeszłam od niego. 

Nie czekając na jego reakcje przepchnęłam się w stronę pracowni gdzie miałam następną lekcję. Nie miałam ochoty słuchać jego dziecinnego gaworzenia. Co gorsza znowu miałam z nim siedzieć. Tylko nie to. Ja z nim nie wytrzymam. Działa na mnie jazzowa muzyka jednym słowem drażni mnie. Jeśli nie zabiję go dzisiaj będę miała na to każdy kolejny dzień roku szkolnego. Usiadłam na swoim miejscu. Nie chciałam aby on tutaj usiadł, ale niestety nie miałam wyjścia. 

-Nadal udajesz kobietę, która ma humorki?-zapytał się, a w jego słowach usłyszałam nutkę rozbawienia. 
-Ciebie to bawi?
-W jakimś stopniu.
-Posłuchaj nie chcę cię widzieć pod moimi drzwiami nigdy.-powiedziałam patrząc mu w oczy.
-Inna była umowa-stwierdził, a mina mu zrzedła.
-Teraz ją zrywam-powiedziałam z zamiarem odpięcia łańcuszka.
-Nie ma takiej opcji-zatrzymał moje ręce.
-Niby dlaczego? Zawsze jest taka opcja.
-Nie bulwersuj się, spokojnie. Ja się tylko z tobą droczę-powiedział hipnotyzując mnie swoim wzrokiem.
-Ja jestem jak najbardziej spokojna.-powiedziałam pod naporem jego pięknego spojrzenia. Czy ja na serio tak pomyślałam? Nie co się ze mną dzieję.-Proszę pana czy mogę iść do pielęgniarki źle się czuję.
-Oczywiście. Mogę dowiedzieć się co ci jest?
-Chyba zatrucie żołądkowe-powiedziałam udając, że zbiera mi się na pawia. 

Wyszłam z klasy skierowałam się do pielęgniarki, którą zahipnotyzowałam aby uzyskać zwolnienie. Zaniosłam je szybko wykładowcy.

-Może odprowadzę Samantę-odezwał się Nathan.
-Nie dziękuje nie chcę robić kłopotu. Poradzę sobie.-powiedziałam i wyszłam czym prędzej z klasy. 

Pozwoliłam sobie na powolny spacer do domu. Przyjemny wietrzyk wpływał kojąco na moje  znudzenie życiem. Czy ja to pokazywałam po sobie aż tak definitywnie po sobie? Na pewno nie. Sama nie wiem jak do końca mam określić swój obecny stan. Wszystko mi jest obojętne czyżbym popadała w melancholię? To niestety nie możliwe wampiry z tego co mi wiadomo nie doświadczają takich rzeczy.

~Budząc się ze snu jakim jest życie uświadamiasz sobie, że jesteś pogrążona w codzienności~

Czas na spontaniczność, ale czy właśnie tego chcę. Zostać obojętna do swojego losu zacząć imprezować całymi nocami. Jak kiedyś w Las Vegas? Nie. Chcę się stać normalną na swój własny sposób dziewczyną z ogólniaka. Nawet nie zauważyłam kiedy przekręcałam klucz w zamku od drzwi do mojej ostoi zwanej przez większość społeczeństwa domem. Panowała w nim idealna harmonia i porządek każdy element mieszkania kolor mebli, ścian nawet najmniejszy dodatek dopełniał się tworząc idealną całość. Zarazem mój dom oddawał mnie w zupełności. Jeśli ktoś miałby mnie poznać w zupełności musiał by zapoznać się z każdym szczegółem. Książkami poukładanymi na półce w mojej własnej kompozycji, ustawieniem starych fotografii na drewnianych półkach czy też dobraniem dodatków według mojego gustu. Każda z ilustracji pokazywała ogrom sytuacji, które kiedyś mnie spotkały albo osoby dla mnie ważne niestety one dawno opuściły świat żywych. Mimo do tych starych pożółkłych fotografii miałam szczególny sentyment. Nie potrafiłabym ich tak po prostu wyrzucić. Odłożyłam starannie torbę na krzesło. To miejsce oddawało moje wewnętrzne piękno, a raczej jego pozostałości. Moje serce nadal nie umiało się pozbierać w całość, a mój umysł żył tylko przeszłością, która zataczała mi śmiertelną pętle na szyj, którą najwyższy czas przeciąć. Spojrzałam na zegarek Katherine kończyła właśnie lekcje. Szybkim wampirzym ruchem złapałam telefon. Po kilku sygnałach odebrała.

-Jestem z Leo. Co chcesz?-zapytała widocznie rozkojarzona.
-Co powiesz na damski wypad? Tylko nie mów mi, że jesteś umówiona z Leo, bo nie widziałyśmy się od dwóch tygodni.-powiedziałam już ruszając pod szkołę samochodem.
-W sumie raczej nic mu się nie stanie jak raz spędzi czas z jakimś facetem, a nie ciągle ze mną.
-Racja.
-Za ile będziesz?-zapytała.
-Już jestem-powiedziałam zatrzymując samochód z piskiem opon przed nią. Rozłączyłam połączenie.
-Jak zawsze punktualna-stwierdziła przywitałyśmy się cmoknięciem w policzek i ku mojemu niezadowoleniu zobaczyłam wraz z nimi Nathana-Znacie się?
-Niestety tak-odpowiedziałam mierząc go wzrokiem. On się tylko uśmiechnął pobłażliwie. 
-Dobra to my spadamy-powiedziała Kate żegnając namiętnym pocałunkiem swojego chłopaka-Mam ochotę na ostrą jazdę.
-Tylko mi jej nie skrzywdź-stwierdził Leopold.
-Nie martw się-powiedziałam i puściłam do niego oko. Otworzyłam szyber dach.-Bez muzyki nie jadę.
-Masz-powiedziała nastawiając naszą ulubioną płytę Big Time Rush.
-Zapnij pas.

Po tym wcisnęłam wsteczny do dechy zrobiłam niebezpieczny manewr. Ruszyłam na ulicę Nowego Yorku. Kochałam ten wiatr we włosach podczas szybkiej jazdy.

-Dokąd jedziemy?-zapytałam.
-Znasz ten przytulny park na obrzeżach miasta.
-Jasne-po kilku minutach byłyśmy na miejscu. Usiadłyśmy na jednej z ławek.
-Boże nawet nie wiesz jak za tobą tęskniłam, ale wiesz chłopak to jest jak druga praca. 
-Mam o tym pojęcie.
-A właśnie jak tam twoje sprawy i Nathana?-co?! Skąd jej się wzięło to pytanie? Niby jakie sprawy.
-Jakie sprawy?-zapytałam ukrywając zdenerwowanie. 
-Myślisz, że tego nie widać.
-Niby czego?
-Macie się ku sobie każdy wam to stwierdzi.
-Tak już weź nie wymyślaj-powiedziałam parskając śmiechem.
-Ja nie wymyślam, ale stwierdzam fakty.
-Tak kolegujemy się i nic po za tym.
-Wiesz jeśli mu by tylko o to chodziło to nie dał by ci takiego pięknego naszyjnika. Jednak ja nawet zauważyłam, że się z nim nie rozstajesz. Jeszcze dzisiaj na lekcji, bo ty się źle poczułaś-mówiąc ostatnie pięć słów zrobiła cudzysłów w powietrzu-okazał swoją opiekuńczość. Stwierdzam, że pasujecie do siebie.
-To czy pasujemy do siebie czy nie pozostawię własnej opinii.
-Dobrze ja ci przecież nie rozkazuję.

***W tym samym czasie u Leopolda i Nathana***
-Co się ma na rzeczy między tobą, a Samantą?-zapytał Leo.
-Wiesz chciałbym, ale ona jest dla mnie nie dostępna.
-A mówiłeś jej, że ją kochasz?
-Kika razy.-stwierdził ponuro.
-I co ona na to?
-Kompletnie nic. 
-Wiesz ona nadal czuję się zdradzona przez Fabiana i Taylora.
-Wiem, ale czy musi mnie przy tym obrażać jak ja się z nią po koleżeńsku drażnię.
-Ona na pewno będzie tak reagowała na początku po prostu ją przeproś. Uwierz mi to skutkuję. 
-Dziękuję za radę na pewno z niej skorzystam.
-Nie ma za co stary, a teraz zabierzmy się w końcu za naprawianie tego motocykla.

***Dwie godziny później***
-Wiesz powinniśmy już wracać?-stwierdziła Katherine. 
-Wiem. Gdzie mam cię odwieść?
-Do Leopolda aktualnie mieszkamy razem.
-Okey-powiedziałam i przekręciłam kluczyki w stacyjce. 

Czy ja naprawdę jestem taka zacofana? Nie zauważyłam nawet jak moja przyjaciółka zamieszkała u chłopaka. Całą drogę powrotną milczałyśmy. Nie wiedziałam jak o tym co postanowiła porozmawiać z nią. Nie chciałam jej również obrażać. Jednak jedno jest pewne muszę poważnie porozmawiać z Nathanem. Co gorsza patrzeć mu przy tym w oczy i się nie zająknąć. Jakoś dam sobie radę. Weź się w garść. Podjechałam z nią pod okazały dom Leopolda. Kiedy wysiadłyśmy z pojazdu usłyszałam słowa.

-Masz szczęście, że nic jej się nie stało-zwrócił się do mnie.
-Grozisz mi?-zapytałam z wyraźnym rozbawieniem.
-Być może. Chodź Kate oni muszą porozmawiać.
-Nie mamy o czym!-krzyknęłam do odchodzących postaci.
-Czyżby-odezwał się Nathan.
-Tak. Mieliśmy być przyjaciółmi, a ty ewidentnie wysyłasz sygnały, że chcesz czegoś więcej.
-Wiem, bo tak jest i wiem, że ty któregoś dnia to zrozumiesz.
-Posłuchaj mnie...

1 komentarz: