Obserwatorzy ^^

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Rozdział 10

To co ujrzałam przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Taylor leżał z jakąś laską całkiem nagi. Do tego spał z nią w sensie fizycznym.
-Przepraszam, że przeszkadzam, ale Taylor z nami koniec!-powiedziałam dobitnie i wyszłam trzaskając drzwiami. 
Za oknem padał deszcz, a ja wyszłam na ulicę w pięknym makijażu i wieczorowym ubraniu. Szłam wolno. Nie miałam zamiaru się nigdzie spieszyć. Nogi same mnie niosły. Teraz zrozumiałam, że to wcale nie była miłość tylko zauroczenie, które właśnie przeminęło. Kiedy oderwałam się od swoich myśli stałam przed drzwiami do domu Fabiana. Już miałam zadzwonić, ale wewnętrzna siła kazała mi odejść stąd. Nie wiem co mną kierowało. Jednak mimo, że uczucie do Taylora to istna ściema nie mogłam powiedzieć, że mnie to nie zabolało. Wróciłam do domu. Puściłam smutne piosenki. Usiadłam na parapecie i bezsensownie patrzyłam się w niebo, które zamiast pięknych gwiazd ukazywało mi ciemne chmury. Nie wiem sama co ja widziałam w pustych ulicach, które napawały mnie burzą myśli. Po chwili włączyłam laptopa i zaczęłam pisać pamiętnik. Kiedy chwila smutku minęła wzięłam się za odrabianie zadań domowych, których miałam ogrom. Zdążył wstać świt, a ja pakowałam swoje rzeczy na mały wyjazd do znajomych. Kiedy wychodziłam przed drzwiami ujrzałam bijących się Taylora i Fabiana. I co jeszcze?!
-Przestańcie-powiedziałam, ale nie zareagowali, więc weszłam pomiędzy nich.-Zachowujecie się jak dzieci! Jeśli mam teraz wybierać mam was obu dosyć. Zostawcie mnie.-powiedziałam i wrzuciłam torbę z rzeczami do bagażnika.
Po chwili zatrzasnęłam za sobą drzwiczki. Nie patrzyłam się ani przez chwilę na nich. Tylko ruszyłam z piskiem opon. Jechałam prosto do Montauk. Odwiedzić John i Chelsea. Miałam do zrobienia około 300 kilometrów. Podjechałam na stacje, a kiedy płaciłam za benzynę usłyszałam gwizdy. Odwróciłam się i spojrzałam na grupkę facetów jak gówno. Jacy beznadziejni są faceci. Ruszyłam autostradą prosto do miasta gdzie mnie nikt nie zna. Wreszcie odpocznę od tych jełopów, którzy nie mają za grosz rozsądku. 


***Dwie godziny później***
Parkowałam samochód właśnie pod ich willą. Kiedy John wyskoczył na mnie z kołkiem w ręku. Po chwili miałam go wbitego w nogę. 
-Jak możesz nie poznawać starych przyjaciół.
-Samanta? Sorry.-powiedział kiedy wyciągałam śmiercionośne narzędzie z kończyny. 
-Zapamiętam to sobie. Nie ma takiej opcji żebym zapomniała. -wtedy z domu wyszłam Chelsea.
-Hej Sam. Jak dobrze cię widzieć-powiedziała ściskając mnie.-Jak mogłeś wbić jej kołek, kołku!-zwróciła się do Johna. On zrobił psie oczy. 
-W ogóle co się stało, że nagle jesteście tacy rozważni.
-Nie słyszałaś wieści.
-Jakich?
-Szukają ciebie-powiedział John.
-Czyżby cały Klemens.
-Tak-powiedziała dziewczyna.
-O jezu nigdy się od tych halibutów nie uwolnię.-powiedziałam siadając na schodach-Słuchajcie mogę u was zostać dwa dni niepełne?
-Jasne-powiedzieli równocześnie.
Później pokazała mi pokoik z łazienką w którym się zatrzymam. Mam dosyć tych wszystkich przedstawicieli płci męskiej. Rozpakowałam się spojrzałam w lustro związałam włosy w kok. Zeszłam na dół. Od razu poszłam nad ulubione miejsce nad urwiskiem. Usiadłam na skale. Oparłam brodę o kolano. Zamknęłam oczy i wsłuchałam się w kojący odgłos płynącego potoku. Z chwili zamyślenia wyrwał mnie głos Fabiana.
-Nie łatwo jest cię znaleźć.-odwróciłam się szybko.
-Czego chcesz?!
-Rozmowy.
-Zostaw mnie przyjechałam tutaj aby odpocząć od tamtego miejsca i od ciebie.
-Od de mnie? Co ja niby zrobiłem?
-A dzisiaj rano ta cała akcja?
-No wiesz sam to sprowokował. Więc nie dałem się gnojkowi naprzykrzać.
-Po co za mną przyjechałeś?
-Po to by się dowiedzieć po co wczoraj stałaś pod moim drzwiami, a później uciekłaś.-spojrzałam się na niego ze zdziwieniem-Myślałaś, że cię nie wyczuję?
-Miałam taką nadzieję.
-Powiesz mi dlaczego tam przyszłaś?
-Sama nie wiem. Nie panowałam nad sobą. Taylor mnie zdradził z jakąś lafiryndą na imprezie u Adama, a później nie pamiętam drogi, ale mój umysł ocknął się pod twoimi drzwiami.
-Szukałaś u mnie pocieszenia, ale się odsunęłaś. Boisz się swoich uczuć.
-Wcale nie. 
-Tak!
-Nie!
-To przyznaj, że mnie kochasz!-zamknęłam się-Widzisz boisz się.-powiedział spokojnie. Odwróciłam twarz. W mgnieniu oka się podniosłam i zaczęłam biec. Jednak mnie złapał.
-O nie, nie, nie. Nie ze mną te numery.
-Puść mnie!
-Nie. 
-Czemu nie możesz zostawić mnie w spokoju?
-Bo cię kocham jesteś całym moim życiem. Nie wyobrażam sobie istnienia bez twojej osoby.-stanęłam jak wryta.-Kocham cię i ty mnie też tylko boisz się tego przyznać.-odwróciłam od niego twarz.
-Puść mnie.-powiedziałam słabym głosem.
-Przyznaj, że mnie kochasz.
-Puść mnie.
-Powiedz te dwa słowa i cię puszczę.-zamiast tego pocałowałam go i kiedy jego uścisk zelżał. Wykorzystam ten moment i uciekłam.
Tym razem mnie nie złapał, a ponoć nie z nim te numery. Faceci jak łatwo ich rozgryźć. Szybko wpadłam do domu. 
-John i Chelsea!-krzyknęłam.
-Słucham?-powiedzieli oboje.
-Macie tutaj nie wpuszczać Fabiana przez żadne drzwi w tym domu.
-Okey.
Szybko poszłam na górę aby przebrać się w błękitną koszulę, niebieskie rurki i trampki do tego założyłam skórzaną bransoletkę. Czapek oczywiście nie noszę, ale cóż była w komplecie. Położyłam się na łóżku i zaczęłam czytać książkę Aprilynne Pike "Złudzenie". Kocham ciąg tych książek. Zdążyłam przeczytać 20 stron, a usłyszałam pukanie do drzwi.
-Co tam Chelsea?-powiedziałam.
-Masz gościa.
-Yyy kogo?
-Fabiana. 
-Miałaś go tutaj nie wpuszczać.
-Mówiłaś o drzwiach nic nie wspomniałaś o oknach.
-Naprawdę? No popatrz. A teraz powiedz mu, że nie mam ochoty z nim rozmawiać.
-Sama mu to powiedz.
-Z kim ja rozmawiam. To niech tu przyjdzie nie mam siły, a raczej nie chcę mi się wstać.
-Fabian! Możesz do niej wejść-usłyszałam z holu. 
-Ile jej zapłaciłeś za wpuszczenie cię tutaj?-zapytałam nie podnosząc oczu znad lektury.
-Nic. Ona nawet to widzi, że jesteśmy dla siebie stworzeni.
-Ta... Przestań rozumiesz!-powiedziałam nadal zaczytana.
-Czyli mam wyjechać i zniknąć?-zapytał ze smutkiem w głosie. Nic nie odpowiedziałam-Możesz oderwać się od tej książki?
-Yyy... Nie.
-Mam rozumieć, że boisz się nawet ze mną rozmawiać twarzą w twarz.
-Ja się nie boję.
-Udowodnij.
-To jest szantaż.-powiedziałam przewracając stronę.
-Teraz już nie uciekniesz.-powiedział.
-Mam tego świadomość.-w tym czasie wyrwał mi książkę.
-Oddaj mi to!
-Oddam jak ze mną porozmawiasz.-westchnęłam i usiadłam po turecku na łóżku.-Czy to aż takie trudne.-ja tylko spiorunowałam go spojrzeniem-To mam wyjechać?
-Nie.
-Dlaczego?
-Bo potrzebuję przyjaciela.
-Czy tylko przyjaciela oczekujesz od de mnie?-milczałam i odwróciłam wzrok. Miałam ochotę uciec.-Odpowiedz.-powiedział błagalnym tonem. 
Ja zamiast tego w mgnieniu oka znalazłam się przy drzwiach. Jednak on mnie ubiegł i przytrzymał drzwi. Później złapał mnie.
-Przyznaj, że boisz się dać upust swoim uczuciom?
-Tak boję się tego, a teraz zostaw mnie.
Powiedziałam i wyskoczyłam przez okno, które na szczęście było otwarte. Później zniknęłam pomiędzy drzewami. Kiedy byłam w samym sercu lasu...

1 komentarz: