Obserwatorzy ^^

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Rozdział 11

Kiedy byłam w samym sercu lasu znikąd pojawił się Klemens. Patrzyłam się na niego wrogo.
-Szukałem cię.
-Proszę jestem.-powiedziałam rzucając się na niego i od razu jednym chrupnięciem skręciłam mu kark.
Od razu na mnie poleciał kołek. Złapałam go i cisnęłam w napastnikiem. Następnemu kopnęłam głowę z wyskoku, a ta opadła jak piłka. Jeszcze tylko dwóch pomyślałam. Pozwoliłam im się zderzyć, a później jednym szarpnięciem. Wróciłam do domu. 
-Nie będziecie mieli już więcej kłopotów z Klemensem i jego paczką.-powiedziałam. Kiedy szłam na patio o mały włos nie wpadłam na Fabiana. -Ty jeszcze tutaj?-zapytałam spokojnie.
-Tak-powiedział z żalem, smutkiem i bólem.
-Co jest?
-I ty się jeszcze pytasz. Ranisz mnie. 
-Przepraszam.
-Twoje przeprosiny tutaj nic nie dadzą.
-Mogę wyjechać-powiedziałam. Z oczami pełnymi łez.
-Nie-powiedział stanowczo-Bądź przy mnie. Pięćdziesiąt lat czekałem na to aż znowu cię zobaczę. Kiedy byłem z inną myślałem w kółko o tobie. 
-Przestań.
-Nie.
-To boli.
-Czyli mnie kochasz?
-A czy ja kiedyś powiedziałam, że cię nie kocham-co ja zrobiłam sama się wkopałam.
-Kocham cię i ty mnie też.-powiedział uradowany.
-Nie zaprzeczę.
-I tak się boisz to powiedzieć na głos-posmutniał.
-Chodź.-powiedziałam i ruszyłam w las. Zatrzymałam się na klifie na którym spotkaliśmy się po raz pierwszy w tym miejscu.
-Po co mnie tutaj przyciągnęłaś.
-Abyś zrozumiał.
-Co tu jest do rozumienia. Kochamy się nawzajem.
-Masz rację kocham cię, ale boję się.
-Czego, że twoje uczucie to złudzenie, że ja się zaangażuję, a ty nie. Potem mnie zranisz, a mi pęknie serce.
-Nigdy bym tego nie zrobił-powiedział. Obejmując mnie.
-Jesteś pewny w co się pakujesz? Jestem skomplikowana.
-Jestem pewny.-powiedział całując mnie w czoło.

***Godzinę później***
Wróciliśmy do domu trzymając się za ręce. W domu powitały nas oklaski.
-Yyy...
-Wiedziałam. Gdzie moje pięć dyszek-powiedziała Chelsea.
-Masz wygrałaś.-powiedział John.
-Możecie mi powiedzieć o co był zakład?-zapytałam zbulwersowana.
-O to, że w końcu ulegniesz swoim uczuciom.-powiedziała Chelsea. Westchnęłam.
-Dzieci. Kiedy mam pieluchę zmienić?
Wszyscy zaczęli się śmiać. Nie mogłam wyrobić z naszych min chyba jakieś pięć minut.
-Pakujesz się czy zostajesz?-powiedział Fabian-Bo tak to ja muszę cię z nimi zostawić.-przyciągnął mnie do siebie.
-Won mi stąd-powiedziała Chelsea.
-Idę cię spakować-powiedział John.
-John ani się waż sama to zrobię i ładnie mnie traktujecie.
-Co chcemy mieć chatę dla siebie. Wiesz o co chodzi.
-Ja mówiłam dzieci. Gdzie ja zgubiłam wasz smoczki.-powiedziałam idąc na górę.
Na dobrą sprawę nie zdążyłam się rozpakować, więc na szybko się uwinęłam. Nim się obejrzałam szłam na dół. 
-No więc przez waszą nie gościnność wyjeżdżam.
-Ja tam się z tego cieszę -powiedział Fabian obejmując mnie w pasie.
-Jak bym nie wiedziała. Zresztą kto z tym pomysłem wyskoczył.
-No ja.-powiedział robiąc psie oczy.
-Ty mnie tu nie bierz na psie oczy.-powiedziałam.
-Ok.-powiedział i podniósł mnie jak pannę młodą.-Kiedyś będę cię tak niósł po ślubie.
-A to nastąpi...
-Niedługo.
-Chciałam powiedzieć za sto lat, ale skoro dla ciebie to jest nie długo. Teraz mnie puść, ponieważ musimy jechać osobnymi samochodami. 
-No dobrze-powiedział zniesmaczony.-Ale połączymy się telefonicznie?
-Tak, ale ty płacisz za tą rozmowę.
-Spoko. Ale za nim wsiądziemy mam dla ciebie bardzo ważne pytanie.
-Jakie?
-Będziesz u mnie nocować?
-Nie.
-Dlaczego?-jednak ja zdążyłam wsiąść i odpalić silnik. Po chwili zadzwonił mi telefon-Dlaczego?
-Ładną mamy dzisiaj pogodę prawda.
-Nie zmieniaj tematu.
-Bo wiem do czego dążysz. Ja nie jestem gotowa.
-Wcale nie dążę chcę tylko spędzić noc na oglądaniu jakiś durnowatych filmów.
-To teraz tak to nazywasz?
-Ale co nie wiem o co ci chodzi?
-Wiesz.
-To wypowiedz to słowo na głos.
-Ty mnie tutaj nie podpuszczaj wiem jak przekręcisz tą rozmowę żeby wyszło na to, że się zgodziłam.
-Za dobrze mnie znasz.
-Ty mnie też.
-Wiesz, że cię kocham.
-Tak i ja ciebie też.
-Miło mi wiedzieć. Tak ogólnie zamieszkamy razem?
-...



Ciąg dalszy nastąpi... 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz