Obserwatorzy ^^

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Rozdział 5

-Słuchaj pójdziesz ze mną na piątkowy bal?
-To w piątek jest bal?-zapytałam kompletnie zdziwiona.
-Tak.
-W sumie nie mam nic ciekawszego do roboty.
-Przyjadę po ciebie o 18.
-Okey.
Razem poszliśmy do klasy. Ciągle się śmiejąc. Stwierdziłam, że dobrze czuję się w jego towarzystwie. Lekcje mijały mi jedna za drugą nim się obejrzałam jechałam do galerii po sukienkę. Musiałam wybrać coś olśniewającego. Weszłam do sklepu gdzie projekty są przesyłane przez najsławniejszych projektantów. Wiedziałam, że ze szkoły mało kogo stać na takie luksusy. Wybrałam granatową idealnie podkreślającą moją figurę kreacje. Nie zwracałam uwagi na cenę, ponieważ na koncie mam jeszcze kupę pieniędzy po już dawnym spadku po rodzicach. Kiedy wracałam do mojej dzielnicy jakaś wewnętrzna siła ciągnęła mnie do budynku zwanym szkołą. Tak też zrobiłam. Wiedziała, że posiadam nie zawodzący mnie instynkt. Kiedy zaparkowałam samochód w jednej ze sal paliło się światło. Po cichu zamknęłam drzwiczki. Kiedy wciągnęłam powietrze w nozdrza wyczułam kilka wampirów i jeden dobrze mi znany zapach Taylora. Szybko weszłam do budynku. Kiedy doszłam do sali gdzie znajdowali się napastnicy. Zaczęłam używać tak zwanego wampirzego kroku i w mgnieniu oka ukręciłam karki towarzyszą Leopolda. Niestety pominęłam fakt, że mój stworzyciel zniknął. Bez zastanowienia podeszłam do Taylora.
-Nie bój się nic ci się już nie stanie.-powiedziałam hipnotyzując go.
-Nic mi nie będzie-powtórzył.Wtedy poczułam jak we mnie wbija się kołek nie mogłam się ruszyć byłam kompletnie sparaliżowana.
-Jak ci pomóc?
-Wyciągnij to ze mnie.-złapał za narzędzie zbrodni i jednym zdecydowanym ruchem wyciągnął je.
-Jesteś wampirem potrzebna ci krew do zregenerowania.-powiedział przytykając mi swój nadgarstek do twarzy.
-Nie powstrzymam się. Zanieś mnie do auta tam mam specjalnego dla mnie drinka.
Bez słowa wziął mnie na ręce i wyniósł z budynku. Kiedy wsadził mnie do samochodu. W torebce znalazłam butelkę z krwią. Dorwałam się do niej, a rana w mgnieniu oka zniknęła. Widziałam, że Taylor się mnie przygląda.
-Masz świadomość tego, że jeśli zdradzisz mój sekret nie dożyjesz następnego dnia.
-Nie zdradzę.-popatrzył mi się głęboko w oczy. Później wpił się w moje usta jak pijawka. W jego pocałunkach mogłam wyczuć istny ogień podniecenia oraz namiętności. Chciałam żeby ta cudowna chwila nie kończyła się nigdy.-Kocham cię.-powiedział odrywając się od de mnie, a słowa wypowiedział patrząc mi prosto w oczy.
-Nie używaj takich słów kiedy tylko chwilę mnie znasz.
-Będę, ponieważ czuję jakbym znał cię całe życie. 
Nic nie odpowiedziałam miałam mętlik w głowie. Odpaliłam silnik i łamiąc wszystkie przepisy odwiozłam go do domu. Nie patrzyłam się na niego. Bez słowa wysiadł z samochodu. Kiedy podjechałam pod swój dom na maskę samochodu wskoczył Fabian, czyli mój stary przyjaciel. Dzięki nie mu odnalazłam się w tym skomplikowanym świecie. Przy nim nie musiałam nikogo udawać. Wysiadłam z auta i uściskałam go na przywitanie.
-Widzę, że znalazłaś sobie kozła ofiarnego-powiedział ze smutkiem w oczach.
-Co ty tutaj robisz?
-Pamiętasz równe 50 lat temu obiecałaś mi, że spotkamy się w nowym yorku.
-Pamiętam-powiedziałam.
-A co do Taylora to widziałem jak na niego patrzysz ty go kochasz.
-Właśnie tego nie wiem.-powiedziałam smutno.
-Nie smuć się jestem teraz w twojej klasie.-spojrzałam na niego pytająco-No co każdy może czasami zahipnotyzować osobę.
-O więcej nie pytam.
-Widzę, że Leopold nie odpuszcza.
-Niestety. Mam ochotę stąd uciec.
-Nie rób tego pokaż mu, że możesz wszystko. I mam pytanie-podniosłam pytająco jedną brew-Mogę się u ciebie zatrzymać?
-Jasne. Mam wielkie dom i garaż, a ty masz motor. Od kiedy jeździsz?
-Nie wiem tak ostatnio coś mnie natchnęło.-powiedział-Słyszałem o balu idziesz już z kimś?
-Taylor mnie zaprosił, ale co do niego nie jestem jeszcze pewna. Nie wiem co mam z nim zrobić.
-Przemień go jeśli ci na nim zależy.
-Oto chodzi, że nie wiem tego. Rozpakuj się, a ja idę wziąć kąpiel.
Widziałam jak bierze torby i idzie do wskazanego prze ze mnie pokoju. Ja szybko z ciągnęłam ubrania z siebie i wzięłam, że sobą do łazienki dresy i bokserkę. Do wanny pełnej wody z pianą. Weszłam i schowałam się w niej po uszy. Wzięłam do ręki pilota od wieży i puściłam muzykę. Czułam się cudownie odprężona. Zamknęłam oczy. Z chwili błogiej wolności wyrwał mnie głos Fabiana.
-Może pomóc?-zapytał z szarmanckim uśmiechem.
-Idź sobie.-powiedziałam.
-Z chęcią pójdę do ciebie.
-Wyjdź z tego pomieszczenia.
-Już nie udawaj takiej cnotki. Pamiętam co wyprawiałam w Chicago 53 lata temu.
-Weź mi nie przypominaj.
-To jak z moją propozycją?
-Wyjdź stąd, weź zeszyty i spisz lekcje.
-Dobrze mamo.
-Jestem za ładna na matkę.
-Wmawiaj to sobie-powiedział wychodząc i się śmiejąc.
Kiedy wyszłam z cieplutkiej wody szybko wskoczyłam w świeże ubrania. Poszłam dokładnie zamknąć garaż. Gdy wracałam zobaczyłam...

1 komentarz: