Wtedy drzwi otworzyły się efektownie i uderzyły z impetem o ścianę w progu stał Fabian. W mgnieniu oka wszyscy leżeli zesztywniali na ziemi z wbitymi kołkami.
-Jak mnie znalazłeś?
-Zacząłem się martwić i poszedłem do ciebie sprawdzić co się dzieje. Jednak ciebie nie było i nie odbierałaś telefonów. Później złapałem trop i tyle. Zresztą ja ciebie znalazłbym na końcu świata.
Zerknęłam w dół. Okazało się, że odpompowali ze mnie całą krew. To dranie. Nienawidzę ich.
-Uwolnisz mnie?
-To zależy.
-Od?
-Tego czy spędzisz ze mną jutrzejszy lunch?
-Oczywiście.-jednym ruchem uwolnił moje kończyny. Jednak ja od razu opadłam bezwładnie na ziemie. Bez słowa wziął mnie na ręce i rzucając zapałkę. Wyniósł mnie z pomieszczenia-Dziękuje-powiedziałam i wtuliłam głowę w jego tors.
-Nie ma za co. Zawsze będę cię chronił.
Ostatnie zdanie wprawiło mnie w dziwny stan bezgranicznego bezpieczeństwa. Zdałam sobie sprawę, że moje ciało idealnie pasuję do jego ramion. Spojrzałam na jego twarz. Wyglądała tak kusząco skąpana w blasku księżyca.
-Jesteś piękny, wiesz?-powiedziałam sama nie dowierzając, że to mówię . Słowa same mi dosłownie rzecz ujmując wyfrunęły z ust.
-Teraz już wiem-powiedział całując mnie w czoło.
Nagle poczułam fale sprzecznych uczuć z jednej strony chciałam być jak najbliżej Fabiana, a z drugiej przecież jestem bardzo blisko z Taylorem. Czy to nie zdrada?
-Słuchaj Sam. Nie wiem ile będzie trzeba, ale będę o ciebie walczył do końca aby ci udowodnić to, że jesteśmy dla siebie stworzeni.-powiedział kiedy wchodziliśmy do mojego domu.
-Przyniesiesz mi torebkę z czerwonym napojem z lodówki.
-Tak-powiedział, a po sekundzie mogłam zaspokoić moje pragnienie.
-Przejdziemy się taka piękna noc jest dzisiaj.
-Jasne.-odpowiedział, a wewnątrz ciała chciałam zostać w domu.
Szliśmy długą kręconą ścieżką w lesie. Przez cała drogę myślałam jakich słów użyć aby wyjaśnić mu co czuję. Jednak żadne z nich nie nadawały się do wypowiedzenia na głos. Usiedliśmy na starym drzewie, które leżało na jeziorem tak czystym, że w najgłębszym momencie było widać dno i małe rybki pływające w nim. Przez pierwsze minuty siedzieliśmy w ciszy, którą każde z nas bało się przerwać.
-Posłuchaj-zaczął-Nie wiem czy twój wybór jest dobry, ale szanuję twoją decyzję mam nadzieję, że nie odsuniesz się przez to od de mnie.
-Wiesz potrzebuję znacznie więcej przestrzeni.
-Czyli mam się wynieść z miasta i czekać na twoją skinienie, aż raczysz się mną zainteresować.-na te słowa nie miałam jednak odpowiedzi-Tak też myślałem. Nie ma dla mnie płomyka nadziej. Zgasł. Nic spotkamy się za pięćdziesiąt lat w Los Angeles.-powiedział, a jego kroki zostały skierowane do linii drzew.
Zanim zdążyłam nad sobą zapanować złapałam go za rękę, a nasze usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Czułam się strasznie wyzwolona po tym co zrobiłam.
-Nie wyjeżdżaj proszę. Wiem, że czuję coś do ciebie, ale dokonałam wyboru. Niedługo dam ci ostateczną odpowiedź.
-Ile mam czekać tydzień, miesiąc, rok?
-Nie wiem.
-Kobieto nie widzisz, że ja żyję dla ciebie czekam na twoje jedno skinienie.
-Słuchaj może ty też spróbowałbyś z kimś innym niż ja.
-Próbowałem, ale moje myśli ciągle wędrowały w stronę twojej osoby. Kiedy tańczyłem z inną zawsze wyobrażałem sobie, że to ty jesteś przy moim boku. Teraz jednak sądzę, że to czy jestem czy mnie nie ma nie ma dla ciebie najmniejszego znaczenia.
-Ma. Jesteś dla mnie najlepszym przyjacielem.
-Właśnie przyjacielem.
-Ty mnie nie rozumiesz. Nie wiem do którego z was moje uczucie miłości jest prawdziwe.
-Rozumiem. Jednak nie mogę patrzeć jak spędzasz czas marnując się z innym.
-Muszę iść.
Powiedziałam. Jednak w tej chwili on złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie aby nasze usta mogły się spotkać w namiętnym pocałunku. Kiedy zdążyliśmy się od siebie oderwać ja zniknęłam pomiędzy drzewami. Zostawiając go samego.
Kiedy weszłam do domu. Od razu poszłam pod prysznic gdyż zegarek wskazywał 7. Szybki prysznic umyłam zęby. Spakowałam torbę. Kiedy byłam gotowa usłyszałam trąbienie klaksonu pod domem. Pospiesznie zbiegłam po schodach. Zamknęłam za sobą drzwi i przywitałam Taylora promiennym uśmiechem. Kiedy podchodziłam do wejścia od strony pasażera. On złapał mnie za rękę.
-Szkoła może poczekać.
-Yyy... A co proponujesz?
-Najpierw to-powiedział i pocałował mnie bardzo wulgarnie. Kiedy się od de mnie oderwał zapytał-Będziesz moją dziewczyną?
-Tak.
-Słuchaj jest impreza u Adama w piątek wieczór. Pójdziemy?
-Skoro to piątek mogę iść.
Właśnie był piątek wieczór kiedy siedziałam na kanapie w salonie u Adama. Wszyscy pili jak najęci, jednak ja wiedziałam, że na mnie alkohol nie zadziała.
-Taylor?
-Tak-powiedział kompletnie zalany.
-Nie pij już więcej.
-Dobrze. Muszę iść do toalety.
-Okey.-powiedziałam, a on odszedł.
Ja podeszłam do okna i bez celu patrzyłam się na ulicę. Po chwili wybiła dwunasta. Jednak gdy godzinę później Taylor nie wracał poszłam go poszukać. Znalazłam go w pokoju Adama. To co ujrzałam przerosło moje najśmielsze oczekiwania...
Next ! Ale już !
OdpowiedzUsuńHeheh. Będzie jutro.
Usuń